Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym». W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie» (Mk 1, 6b-11).
Święto chrztu Pańskiego kończy w Kościele okres Bożego Narodzenia i wprowadza w „czas zwykły w ciągu roku”. Św. Marek sytuując opis chrztu na początku swojej Ewangelii podkreśla wagę tego faktu dla Jezusa i każdego chrześcijanina.
Wszyscy Ewangeliści zawracają uwagę trzy symboliczne elementy chrztu, którymi są: woda, Duch Święty i Głos z nieba. W czasach Jezusa chrzest poprzez zanurzenie w wodzie praktykowała między innymi grupa religijna Esseńczyków. Jan Chrzciciel nadał mu nowy wymiar. Chrzest Jana miał charakter inicjacji; wprowadzał do wspólnoty oczekujących bliskiego przyjścia Mesjasza. Poprzedzało go wyznanie grzechów, które pozostawiano w nurtach wody. Człowiek obmyty wodą łączył się „z boskim źródłem życia”. Jezus również wszedł w nurty wody, biorąc na siebie grzech świata (por. J 1, 29). Jest nim ludzka słabość, nędza, a przede wszystkim prometejska pycha, wskutek której człowiek sądzi, że może zająć miejsce Boga (por. Rdz 3, 5).
Drugim symbolem chrztu jest gołębica, która obrazuje Ducha Świętego. Egzegeci w rożny sposób interpretują gołębicę. Mamy tutaj odniesienie do Ducha, który unosił się nad pierwotnym chaosem, gdy Bóg kształtował świat (Rdz 1, 2). Gołębica pojawia się również po potopie, gdy przynosi Noemu radosną wiadomość o ustąpieniu wód, czyli końcu kary Bożej (Rdz 8, 8nn). W poezji i Biblii gołębica symbolizuje miłość. W czasie chrztu miłość Boża spłynęła na Jezusa, a poprzez Niego na cały świat.
Chrzest Jezusa jest również otwarciem nieba łaski i miłosierdzia Boga. Bóg dał usłyszeć „swój głos”. Przemówił do nas językiem miłości. Słowa, które skierował do Syna: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”, kieruje do każdego z nas. Pomimo naszych niewierności i odejść, niewłaściwych grzesznych wyborów, kreowania własnych bogów i służenia im, On pozostaje wierny. Ciągle na nowo „adoptuje nas” i zapewnia o swojej nieprzerwanej miłości.
Dzisiejszy dzień przypomina o naszym chrzcie. Starożytni chrześcijanie budowali wspaniałe starożytne baptysteria, które świadczą o wadze, jaką przywiązywali do sakramentu inicjacji. Byli dumni z przynależności do Chrystusa. Wiara, radość i entuzjazm sprawiały, że nie wahali się oddać za Niego życia. Dzisiaj obserwujemy pewien dualizm; z jednej strony „być może jesteśmy u zalążków nowej wiosny Kościoła” (Jan Paweł II), szczególnie w krajach misyjnych, gdzie znak chrześcijański wiąże się niejednokrotnie z prześladowaniami i wymaga wielkich ofiar, odwagi i głębokiej wiary. Z drugiej jednak strony spotykamy się z „profanacją” sakramentu chrztu w codziennym życiu, a nawet prośbami o wykreślenie swego nazwiska z księgi chrztów (przynależności do Chrystusa). Chrzest, który dla chrześcijan starożytnych był podstawą dumy, dla nas bywa powodem wstydu. „Wielu z nas można zapytać: Co uczyniliście z waszym chrztem?” (F. Palmisano).
Jakie jest moje doświadczenie Boga Ojca i siebie jako umiłowanego syna (córki) Boga? Jakie miejsce w moim życiu duchowym zajmuje Duch Święty? Jaki sens ma dla mnie sakrament chrztu świętego? Czy nie wstydzę się przynależności do Chrystusa?
fot. Pixabay