Pierwsza z wielu
Św. Łukasz, „Ewangelista czułości kobiecej”, podaje wzmiankę o uzdrowieniu Marii Magdaleny. Pojawia się ona w tak zwanym „summarium”, czyli krótkim streszczeniu, podsumowaniu działalności Jezusa: Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia (Łk 8, 1-3).
Wśród kobiet podążających za Jezusem Maria Magdalena wymieniona jest jako pierwsza. Każe to myśleć o niej, jako o najważniejszej, bo pierwszej pośród tych, którym ukazał się Zmartwychwstały (E. Adamiak). W pobożności chrześcijańskiej narosło wiele nieporozumień związanych z jej osobą. Najstarsza tradycja utożsamia ją z grzeszną kobietą (por. Łk 7, 36nn) lub Marią z Betanii (por. Mk 14, 3nn). W ten sposób czyni z niej prostytutkę. Przekonanie to utrwalone zostało u niektórych Ojców Kościoła, a później także w ikonografii; co więcej, trwa do dziś w głoszonych kazaniach i katechezie. Inne nurty, próbujące zdyskredytować Jezusa i Jego nauczanie, propagują obraz Marii Magdaleny jako kochanki Jezusa. W mitycznych wyobrażeniach, pretendujących w myśli ich twórców, do miana naukowych, pragnie się przekonać, że potomkowie Jezusa i Marii Magdaleny żyją współcześnie. Stąd taką popularnością cieszą się fantastyczne powieści i filmy typu Kod Leonarda da Vinci Dana Browna.
W rzeczywistości Łukasz notuje jedynie, że Jezus uwolnił Marię Magdalenę od siedmiu złych duchów. „Siedem” jest liczbą obrazującą pełnię. Stąd siedem złych duchów oznacza ogrom cierpienia, wielką chorobę, a także przeciwieństwo pełni, życia, miłości. Za tym nowotestamentalnym określeniem może kryć się wiele zjawisk powodujących, że człowiek przestaje być sobą, traci kontrolę nad życiem (E. Adamiak). Jezus uwolnił Marię od tylu demonów, ile Duch Święty posiada przymiotów świętości (A. von Speyr). Magdalena otrzymała w prezencie od Jezusa nowe życie. Nie miała tożsamości, ośrodka, który pozwalałby jej żyć. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że była „osobowością graniczną”. Wielu terapeutów boi się mieć do czynienia z takimi osobowościami. Wydaje im się, że nie da się ich uleczyć. Jednak Jezus nie odczuwał lęku. Widział jej rozdarcie, brak równowagi i głęboki strach. Czuł też jej tęsknotę za miłością. Uwolnił ją od siedmiu duchów, które nie pozwalały jej prawdziwie żyć i kochać. Za sprawą spotkania z Jezusem Maria Magdalena odnalazła godność kobiety. Odnalazła siebie i ośrodek swego życia. Tym ośrodkiem była wielka miłość (A. Grün).
Linda Jarosch mówiąc o swojej fascynacji Marią Magdaleną, pisze: W Marii Magdalenie fascynuje mnie przede wszystkim moment uzdrowienia. W spotkaniu z Jezusem doświadcza tego, co oznacza przyjęcie z miłością. Doświadcza miłości i przez nią zostaje uzdrowiona. Tak jest i dzisiaj. To miłość, poczucie bycia przyjętym, zaakceptowanym, zaczyna w nas proces uzdrawiania i uzdalniania nas do tego, byśmy potrafiły kochać mocniej niż dotąd.
Akceptacja i miłość jest ważnym czynnikiem procesu uzdrowienia. Wielu ludzi choruje dlatego, że nie mają człowieka, który wzbudziłby w nich pragnienie prawdziwego życia. Uważają się za bezwartościowych, „uschniętych”, gdyż nikt ich nie akceptuje, nie kocha, nie przyciąga do siebie miłością. Człowiek może żyć w zdrowiu i rozwijać się integralnie tylko wtedy, gdy doświadcza miłości i obdarza nią innych. Bez zdrowych relacji jego „źródło życia wysycha”.
Pytania do refleksji:
• Co wiem o Marii Magdalenie? Z czym mi się kojarzy?
• Jaki „demon” dręczy mnie szczególnie długo?
• Czy jest we mnie pokój, harmonia, czy raczej rozbicie, niepokój, nieład, dyskomfort wewnętrzny?
• Czy doświadczyłem już uzdrawiającej mocy Jezusa?
• Jak określiłbym moją miłość do Jezusa?
• Co mnie fascynuje u Marii Magdaleny?
Pod krzyżem
Po uwolnieniu od demonów Maria Magdalena całkowicie przynależy do Jezusa. Mistyczka Adrienne von Speyr uważa, że jest w tej przynależności wręcz „ubezwłasnowolniona”. Pisze: To, czego teraz doświadcza, nie jest ostateczną formą czegoś chcianego i zaakceptowanego. Wypędzając z niej demony, Pan jakby przenicował ją, wyrzucił z niej zło i wstawił na to miejsce swoje dobro – zawładnął nią tak niezawisłym aktem woli, że zakrawa to na gwałt. Nie było konsultacji ani stopniowania poczynań. W jednej chwili demony musiały ustąpić wszechmocy Pana. I oto Magdalena była wolna – lecz Pan natychmiast zaanektował jej wolność.
Po uwolnieniu od demonów Maria opuszcza rodzinną Magdalę w Galilei i idzie za Jezusem. W Marii rodzi się wielka miłość do Jezusa, który z dobrocią przemienił jej dotychczasowe życie. Od tego spotkania całe jej serce będzie w sposób niepodzielny należało do Niego. Mogła potem żyć dalej w wolności we wspólnocie z Jezusem pośród Jego uczniów. Nieważne było, czy odpowiadało to „dobrym obyczajom” czy nie; radość z uzdrowienia i miłość do Jezusa pozwalały o tym zapomnieć (A. Ohler). W czasie działalności publicznej towarzyszy Jezusowi, posługując i wspomagając Go materialnie. Należy podobnie jak Marta do uczennic, które pełnią misję diakonii. Później w bolesny sposób towarzyszy Jezusowi duchowo w czasie procesu i męki, a w końcu wraz Matką Jezusa i innymi kobietami stoi pod krzyżem: A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena (J 19, 25).
Pod krzyżem serce Marii Magdaleny łączy się w bólu z sercem Jezusa i Jego Matki. Św. Jan, który był świadkiem śmierci Jezusa, nie opisuje cierpienia, dramatu Maryi. Nie mówi o próbach pocieszania Jezusa. Zauważa jedynie, że wraz z innymi niewiastami „stała” pod krzyżem. Greckie wyrażenie wskazuje na poczucie godności. Maryja stoi z godnością Matki Boga. Tę samą godność, którą widzieliśmy w Jezusie dźwigającym w drodze na Kalwarię po królewsku swój krzyż jakby był Jego berłem, spotykamy teraz w Matce Jezusa, Matce Pana, Matce Boga (I. Gargano). Nie ma żadnego ruchu, działania. Tylko stanie, kontemplacja, trwanie z Jezusem, współcierpienie.
Również Maria Magdalena „stała”. W swoim bólu czerpała zapewne pociechę od Matki Jezusa. Gdyby Magdalena pozostała pod krzyżem sama, zapewne nie potrafiłaby odnaleźć w nim odpowiedzi na najważniejsze pytanie swego życia: Dlaczego i po co uwolnił mnie Pan i kazał pójść za sobą? Wtedy krzyż wydałby się jej może tak ohydny i bezsensowny, że wzbudziłby w niej dziki protest. Ale ona nie musi samotnie spoglądać na wiszącego na krzyżu Pana, bo równocześnie ogląda Matkę, która stoi obok, cierpiąc i w tym cierpieniu akceptując. I mimo wszystko żyjąc (A. von Speyr).
Cierpienie Magdaleny różni się jednak od bólu Maryi. Maryja patrzy na śmierć swego jedynego Syna i ma świadomość, kim On jest. Ma również świadomość, że nie może Mu pomóc, choć zapewne wolałaby za Niego umrzeć. Ponadto Maryja cierpi w sposób „niezawiniony”; widzi śmierć Jezusa jako konsekwencje ludzkich grzechów, podczas gdy sama jest Niepokalana. Magdalena przeżywa śmierć najlepszego Przyjaciela; Człowieka który uwolnił ją od zła i pochylił się nad nią z bezgraniczną miłością. Cierpi tak, jak potrafi, na miarę swoich możliwości, ale cierpienie, które odczuwa w głębi duszy, wprowadza ją w jakąś inną głębię, ukrytą tajemnicę Matki i Syna… I teraz, kiedy krzyż stał się faktem, jest on dla niej kluczem do zrozumienia przeszłości… Żyła na kredyt, dlatego teraz musiała nadejść ta godzina, w którą została włączona (A. von Speyr).
Cierpienie i krzyż odsłaniają głębię grzechów. Z drugiej strony objawiają inną głębię – Bożego miłosierdzia i łaski (por. Rz 5, 20). Właściwą, naturalną postawą wobec cierpienia jest z jednej strony sprzeciw, a z drugiej poddanie, akceptacja. Chrześcijanie mają w pierwszym rzędzie łagodzić, usuwać i przezwyciężać cierpienie; czynić wszystko, co w ludzkiej mocy aby usuwać ból i jego źródła. Ale nie mogą popadać w iluzję, że każde cierpienie jest wyleczalne. Mądrością i łaską jest wiedzieć, kiedy przychodzi czas sprzeciwu, a kiedy oddania (J. Brantschen); kiedy należy walczyć z cierpieniem, a kiedy zaakceptować go i przyjąć z poddaniem się woli Bożej.
Pytania do refleksji:
• Jak rozumiem wolność? Czy nie traktuję jej w sensie samowoli i całkowitej autonomii i niezależności (również od Boga)?
• W jaki sposób przeżywam cierpienie?
• Czego mogę nauczyć się od cierpienia Maryi i Marii Magdaleny?
• Gdzie (u kogo) szukam współczucia w chwilach bólu?
• Czy potrafię współczuć i wspomagać innych w cierpieniu?
• Czego nauczyło mnie cierpienie?
• Czy wobec krzyża odkrywam głębię swoich grzechów i nieskończonej łaski Boga?
Przy grobie
Po śmierci Jezusa Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go położono (Mk 15, 47). Maria Magdalena pragnie utrwalić w pamięci fotograficznej miejsce pochówku Jezusa, by później przyjść i dopełnić czynności pogrzebowych. Ponieważ Pan nie zwolnił jej ze służby, towarzyszy Mu nadal, do grobu (A. von Speyr), narażając się na bolesne konsekwencje. Daje się poznać jako zwolenniczka Ukrzyżowanego, co według prawa rzymskiego może się dla niej skończyć wymierzeniem takiej samej kary (E. Adamiak).
W poranek wielkanocny Maria Magdalena zobaczyła kamień odsunięty od grobu (J 20, 1). Widok ten wzbudził w niej zaniepokojenie. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono (J 20, 2). Niepokój Marii Magdaleny udziela się Piotrowi i Janowi. Natychmiast biegną do grobu.
Po dokonanej „inspekcji” i stwierdzeniu, że grób jest pusty, Apostołowie powracają do wieczernika. Natomiast Maria pozostaje przy grobie. Jej miłość zatrzymuje ją w miejscu, w którym (jak sądzi) jest najbliżej swego Pana. Płacze, czując rozłąkę ze swym Mistrzem i sądzi, że utraciła Go na zawsze: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono (J 20, 13). Maria zachowuje się jak oblubienica z Pieśni nad Pieśniami; pragnie i tęskni za „obiektem swej miłości”, Oblubieńcem:
Na łożu mym nocą szukałam
umiłowanego mej duszy,
szukałam go, lecz nie znalazłam.
Wstanę, po mieście chodzić będę,
wśród ulic i placów,
szukać będę ukochanego mej duszy.
Szukałam go, lecz nie znalazłam.
Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto.
Czyście widzieli miłego duszy mej? (Pnp 3, 1-3).
Płacz jest symbolem komunikowania się z innymi, sposobem wyrażania uczuć. Pojawia się, gdy człowiek nie potrafi logicznie i emocjonalnie panować nad pewnymi rzeczami. Płacz może być zbawienny. Doświadczył go Piotr po zdradzie Jezusa (por. Łk 22, 54 – 62) i grzeszna kobieta (Łk 7, 36 – 50). Mistycy przeżywają go jako „dar łez”. Św. Ignacy w swoim Dzienniku Duchowym niemal codziennie notuje: Łzy, łzy, łzy; łzy w czasie przygotowania do mszy św., w czasie Eucharystii, podczas dziękczynienia. Łzy te są wyrazem miłości i wzruszenia w obliczu poznania Boga i prawdy.
Płacz może być również czynnikiem utrudniającym poznanie prawdy, może być „fałszywy”. Może sprawiać, że pozostajemy zamknięci w sobie i w swoim bólu, zgorzkniali, sfrustrowani i narzekający na siebie i innych, zablokowani i zamknięci na rzeczywistość i prawdę. Ból i płacz może koncentrować na pustym grobie i martwym ciele, może powodować trwanie w iluzjach i złudzeniach, zamykając na obecność żywego Boga, na życie.
Maria Magdalena myśli o martwym ciele Jezusa, dlatego nie rozpoznaje Go żywego, pomimo pewnych znaków. Nie rozumie znaku pustego grobu, ale także nie rozumie znaku aniołów. Aniołowie w Biblii są znakiem Bożej obecności. Maria potrafi wobec nich jedynie wypowiedzieć swój ból, a potem odwraca się, nie słucha. Ciągle jeszcze tkwi w ciemności. Śmierć Jezusa sprawiła, że zamknęła się na wszystkie znaki bliskości Bożej. Szuka Zmarłego, a nie rozpoznaje Żyjącego. Żar jej zranionej miłości czyni ją ślepą (A. Ohler).
Gdy Jezus pyta: Czemu płaczesz? Kogo szukasz?, Maria myląc Go z ogrodnikiem, prosi: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz, gdzie Go położyłeś (J 20, 15). Z jej słów przebija znów miłość. Nie może żyć bez Jezusa. Jej serce domaga się zjednoczenia, nawet ze Zmarłym. W odpowiedzi Jezus objawia jej siebie, przyjmuje jej miłość. Wypowiada jej imię: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu (J 20, 16). Jest to najkrótszy dialog w Ewangelii. Oboje w tekście greckim nazwano słowami obcymi, lecz dla nich ojczystymi: Marię – zhellenizowaną formą hebrajskiego lub aramejskiego Mariam, jej właściwego imienia; Jezusa – aramejskim „Rabbuni”. Określenia świadczą zatem o ich relacji – bliskiej, pełnej zaufania, ale i wzajemnego szacunku (E. Adamiak).
Istnieje różnica między słuchaniem a usłyszeniem. Maria, choć słyszała głos Jezusa, nie rozpoznała Go. Wcześniej Jezus zwracał się do niej z tym samym uczuciem i miłością. Poznała Go dopiero, gdy odezwał się do niej bardzo osobiście, po imieniu, specyficznym głosem i tonem. Warto zauważyć, że jest jedyną kobietą, którą Jezus nazywa po imieniu w Ewangelii janowej, jak dobry pasterz, który „woła swoje owce po imieniu i wyprowadza je. […] A owce idą za nim, bo znają jego głos (J 10, 3n) (E. Adamiak).
Od pierwszego spotkania z Jezusem, aż do tego ostatniego życie wewnętrzne Marii uległo całkowitej przemianie. Jej miłość została oczyszczona. Po ciemnej nocy cierpienia, pada do stóp Jezusa i obejmuje je. Wprawdzie Jan o tym nie wspomina, ale tak wyobraża sobie tę scenę tradycja ikonograficzna. Maria chce czuć ukochanego Mistrza, Jego bliskość i miłość, której nie złamała nawet śmierć. Przypomina w tym oblubienicę z Pieśni nad Pieśniami:
Zaledwie ich minęłam,
znalazłam umiłowanego mej duszy,
pochwyciłam go i nie puszczę,
aż go wprowadzę do domu mej matki,
do komnaty mej rodzicielki (Pnp 3, 4).
Jezus odpowiada Magdalenie w sposób tajemniczy: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca (J 20, 17). Maria chciałaby zatrzymać dla siebie na ziemi to, co jest zastrzeżone dla wieczności. Chciałaby „uchwycić” Jezusa, kochać Go na ludzki sposób. Jezusa jednak nie można uchwycić i kochać miłością zmysłową ani „egoistyczną”. Jezus należy do Ojca. Dopiero w wieczności, „w Domu Ojca” Magdalena będzie mogła kochać miłością najczystszą i bezwarunkową. I dlatego jej droga na ziemi nie jest jeszcze zakończona. Musi jeszcze ewoluować od zatrzymania Jezusa wyłącznie dla siebie i własnych pragnień w kierunku dawania Go, dzielenia się Nim przez miłość z innymi. Jezus zmartwychwstał nie tylko dla Marii, ale dla wszystkich wierzących w Niego. Maria z Magdali jest pierwszą zwiastunką tej radosnej nowiny, jest prorokinią, której Zmartwychwstały polecił przemówić do „braci” w Jego imieniu (A. Ohler). Zostaje posłana do Kościoła, by dawać świadectwo: Widziałam Pana i to mi powiedział (J 20, 18). Stąd słusznie św. Augustyn nazwał ją „Apostołką Apostołów”.
Ludzka miłość nie może być zaborcza ani wyłączna. Druga osoba nie należy całkowicie do nikogo. Nie można jej posiąść jak przedmiot, rzecz. Nie można jej również uchwycić, ani zamknąć w ludzkie ramy, wizje i oczekiwania. Człowiek należy do Boga. I „musi”, jak Jezus, „wstąpić do Ojca”. Zadaniem i misją chrześcijan jest wskazywać Jezusa i przyprowadzać innych do Ojca przez świadectwo miłości.
Pytania do refleksji:
• Jaki jest mój płacz? Czy zbawienny?
• Czy nie fiksuję się na swoim bólu, „cierpiętnictwie”?
• Co robię, aby wyzwolić się z nieszczęścia i smutku? Gdzie szukam pociechy?
• Jakim imieniem najczęściej zwracam się do Jezusa? A jak Jezus mógłby zwrócić się do mnie?
• Czy potrafię słuchać? Czy słyszę to, co inni mówią, czy raczej to, co sam chcę usłyszeć?
• Czy nie pragnę relacji zmysłowej, „cielesnej” z Jezusem? Może chcę Go „objąć” i zatrzymać wyłącznie dla siebie?
• Czy kochając innych, pozostawiam im wolność? Czy nie manipuluję miłością?
• Jakie jest moje świadectwo dawane Jezusowi na co dzień?
• Czy już widziałem Pana? Co mi powiedział?
fot. Pixabay