W Derinkuyu, starej anatolijskiej osadzie w Kapadocji (Turcja) znajdują się dwa miasta: jedno podziemne o powierzchni 4 kilometrów kwadratowych, zbudowane prawdopodobnie w czasach Hetytów, które w okresie bizantyjskim mogło zamieszkiwać nawet dziesięć tysięcy ludzi i drugie znajdujące się na powierzchni. Oba posiadają kościoły i inne zabudowania sakralne. Podziemne na najniższym poziomie na głębokości ok. 85 metrów. Górne na placu centralnym. Podczas mojego pobytu w Kapadocji górny kościół był zamknięty; w pobliżu bawiła się spora grupa dzieci, która zaoferowała mi pomoc. Kilkuletni „przewodnicy” zaprowadzili mnie przed kościół, a następnie pokazali, że mogę go obejrzeć przez… dziurkę od klucza. Gdy to zrobiłem, zadowoleni ustawili się w szeregu i każdy z nich czekał na słuszną zapłatę. Po kolei z poważnymi minami wypowiadali magiczne słowo: one dollar. Podziwiałem spryt tych kilkunastu chłopców, ale za chwilę okazało się, że dziewczynki nie były głupsze. Widząc możliwość łatwego zarobku, jedna z nich podeszła i podjęła ze mną rozmowę w języku angielskim. Zaproponowała mi oczywiście zwiedzanie innego kościoła. Gdy odmówiłem (z braku czasu), stwierdziła stanowczo: jesteś Turkiem. Zaprzeczyłem, jednak ona nie dała zbić się z tropu i nadal twierdziła, że nim jestem. Gdy w końcu upewniła się, że jestem Polakiem, musiałem zapłacić dolara… za rozmowę!

Te dwa przykłady pokazują, że posiadanie dóbr wymaga sprytu. W krajach biednych uczą się go już najmłodsi. Granica między chciwością a sprytem nie zawsze jest jednoznaczna. Trzeba znać motywacje człowieka, by wyrokować, czy kieruje się chciwością czy faktyczną potrzebą i wrodzonym sobie sprytem.
Jezus, chociaż potępia chciwość, nie neguje sprytu. Trafną ilustracją jest Jego przypowieść o nieuczciwym ekonomie, który został oskarżony o malwersację majątku (Łk 16, 1-13). Właściciel dał mu czas na uporządkowanie zaległych spraw. Rządca znalazł się w trudnej sytuacji ekonomicznej, zwłaszcza, że znajdował się na odpowiednim szczeblu drabiny społecznej. Nie mógł podjąć najprostszych prac fizycznych, które uważane były za niegodne i wykonywali je przeważnie niewolnicy. Wstyd i duma nie pozwalały mu również żebrać. Postanowił wykorzystać swój spryt i zdobyć wdzięczność dłużników. Jednemu darował pięćdziesiąt beczek oliwy, drugiemu dwadzieścia korców pszenicy. Były to wartości niebagatelne; ok. pięćset denarów, czyli pięćset dniówek pracy. W ten sposób zapewnił sobie pomoc obdarowanych na czas bezrobocia oraz wsławił swego pana, jako człowieka hojnego, szczodrego. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił (Łk 16, 8). Pochwała nie dotyczy nieuczciwości, korupcji, malwersacji. Dotyczy natomiast inteligencji i sprytu ekonoma, który znając słabe punkty właściciela (dobroć, miłosierdzie), wykorzystał je, aby zabezpieczyć sobie dalszą dostatnią egzystencję. Główne przesłanie przypowieści nie dotyczy niesprawiedliwości, korupcji lecz inteligencji, przedsiębiorczości, pomysłowości, umiejętności radzenia sobie z różnymi „nieprawidłowościami”. Bóg będzie „zadowolony”, gdy jak nieuczciwy zarządca, będziemy Jego majątek przelewać na innych. Bóg aprobuje nieprawidłowości, które wychodzą na korzyść bliźniego (A. Pronzato). Zawsze jest czas, by rozdawać bez ograniczeń dobro, miłosierdzie, współczucie, miłość.

Problem dzisiejszego człowieka polega na tym, że opatrznie rozumie słowa przypowieści. Do sprytu dołącza ideologię. Dopuszcza się największych malwersacji, racjonalizując je i nazywając sprytem. Uważa, że ma prawo do zaspokajania największych zachcianek, nie licząc się z innymi. Poza tym jednostronnie interpretuje prawo własności. Na Zachodzie słowo „private” („własność prywatna”) urasta do rangi bożka. Nieważne, że jedna zachcianka mogłaby zaspokoić głód tysięcy umierających dzieci. Organizacje pożytku publicznego szacują, iż rocznie niszczy się tyle żywności, że wystarczyłoby na wykarmienie wszystkich ubogich! W parze z bogactwem idzie brak współczucia i miłosierdzia.

W innej przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16, 19-31) Jezus wskazuje na krótkowzroczność ludzi bogatych. Żyją w pałacach i dostatkach, a nie widzą cierpiących i potrzebujących. Bogactwo zaciemnia oczy i umysł. Ilustrację może stanowić stosunkowo banalny przykład z mojego życia. Na początku stanu wojennego (lata osiemdziesiąte XX wieku) uczestniczyłem z moimi dwoma współbraćmi w kursie języka angielskiego w Oxfordzie. W Polsce były to czasy bardzo trudne pod względem politycznym i ekonomicznym. Sklepy i portfele świeciły pustkami. W kursie brało udział wielu bogatych młodych ludzi oraz jezuitów z całego świata. Gdy rozmawialiśmy o sytuacji ekonomicznej w naszym kraju, wszyscy na ogół się dziwili. W trakcie kursu jeden z bogatych Australijczyków zaprosił wszystkich do pubu na urodziny. Był to znany historyczny pub kilka kilometrów za miastem. Szliśmy dobrze ponad godzinę w upale. Po przyjściu na miejsce, solenizant i wszyscy goście zamówili sobie piwo i inne napoje chłodzące. My, Polacy usiedliśmy… patrząc jak inni piją i udając, że nie jesteśmy spragnieni. Nie przypuszczaliśmy, że ktoś może zaprosić na swoje urodziny i więcej się nami nie zainteresować. Nasza polska gościnność kieruje się innymi prawami.

Życie w luksusie sprawia, że bliźni przestaje się liczyć; co więcej, przeszkadza, zakłóca spokój. Ubogi, ofiara niesprawiedliwości, człowiek słaby jest trzymany w oddali – z dala od oczu i serca – tak jakby był elementem zakłócającym widok (A. Pronzato). Dlatego w czasie wycieczek zagranicznych rzadko zagląda się do slumsów.

fot.Michael Longmire/Unsplash