„Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»” (Mk 9, 30-37).
Apostołowie byli trzy lata „w szkole Jezusa”. Bliskość i stała obecność Mistrza była czasem ich formacji, kształtowaniem osobowości, tożsamości a także misji, jaką mieli podjąć. Jezus formował uczniów nie tyle poprzez słowa i przekaz zasad moralnych, co poprzez obecność. Jednak Jego słowa i świadectwo nie zawsze spotykały się ze zrozumieniem.
Uczniowie musieli nauczyć się, że mentalność Jezusa znacznie różni się od mentalności świata. Sprawdzianem wielkości świata są: ranga społeczna, pieniądze, stosunki, kultura. Jest to często świat pozorów, wyliczeń, kalkulacji. Świat, który podoba się Jezusowi, świat Ewangelii jest bezinteresowny, jest światem dyskrecji, służby i postawy dziecka. Kto chce być pierwszy, będzie ostatni. Komu się wydaje, że jest wielki, w rzeczywistości jest mały.
Jezus nie znosi hierarchii. Ale uczy patrzenia na nią… od dołu (A. Pronzato). Za wzór stawia dziecko. W mentalności hebrajskiej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak, aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować dzieci, których życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami.
Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, otwartości na nowość, świeżości i zadziwienia. Stawiając jako wzór to, co nie zawsze odpowiada naszym ambicjom i pragnieniom, Jezus każe nam odrzucić własną miarę. Być wielkim w oczach Ewangelii oznacza być otwartym na to, co najmniejsze, słabe, potrzebujące szacunku i miłości. Jezusowi nie chodzi jednak o to, byśmy całe życie pozostawali dziećmi (często infantylnymi, kapryśnymi). Pragnie raczej, byśmy stawali się dziećmi w życiu dorosłym, dojrzałym. Oznacza to rozwój duchowy w kierunku prostoty, skromności, pokory i czystości. Ewangeliczne dziecięctwo jest ciągłym uczeniem się prostoty, szczerości, autentyczności, czystości, miłości.
Czy jestem już bliżej Jezusa? Czy jak Apostołowie mam wciąż trud¬ności w chodzeniu Jego drogą? Czego jeszcze muszę nauczyć się od Jezusa? Czego szczególnie pragnie, domaga się dziecko, które jest we mnie? Czy moje życie cechuje prostota, autentyczność, spontaniczność właściwa dzieciom?
fot. Pixabay