Historia Rut rozgrywa się w czasach Sędziów; prawdopodobnie w drugiej połowie XII wieku przed Chrystusem. W Betlejem, które obfituje w zboża, głównie w pszenicę i jęczmień, a także w oliwki i winogrona, panował wówczas głód. By móc przeżyć Elimelek postanowił wraz z rodziną wyemigrować do Moabu. Droga wiodła na północ, najpierw w okolice Jerozolimy, a później przez Jordan w okolicach Jerycha. Dalszy szlak do żyznej wyżyny Moabu prowadził Drogą Królewską. Podróż w tamtych czasach mogła zająć około tygodnia.
Moab nie był miejscem przychylnym Izraelitom. Jego mieszkańcy wywodzili się z kazirodczego związku Lota i jego starszej córki (por. Rdz 19, 37). Byli tradycyjnie wrogo nastawieni do potomków Abrahama. Zapewne więc Elimelekowi i Noemi nie było łatwo podjąć decyzji o wyruszeniu w drogę. Jednak głód i widmo śmierci oraz nadzieja na lepsze życie okazały się czynnikiem decydującym. Swoje plany wobec nich miał również Bóg. „Lud wybrany musi szukać chleba daleko od swej ziemi; jest zatem ludem ubogim, potrzebującym pomocy innych ludów, które są ubogie w sensie wiary. W takiej sytuacji Bóg kieruje do Izraela swój plan; ma się stać nasieniem rozproszonym wśród ludów, by mogły poznać jego Boga” (A. Cànopi).
Na wyżynach Moabu Elimelek i jego rodzina znaleźli ojczyznę. Zasymilowali się z miejscową ludnością. Machlon i Kilion, synowie Elimeleka poślubili Moabitki. Pierwszy z nich Orpę, zaś drugi – Rut. Żyli bezpiecznie i spokojnie przez dziesięć lat, nie obawiając się głodowej śmierci.
Sielanka nie trwała jednak długo. Szczęście poza Ziemią Obiecaną okazało się iluzją. Najpierw zmarł mąż Noemi, a później synowie. Została wdową z dwoma obcymi kulturowo synowymi. Benedyktynka Anna Cànopi komentuje w poetycki sposób: „Trzy kobiety pozostały same, jak drzewa ogołocone z liści, wyciągające ku niebu swe gałęzie z błaganiem o litość Tego, który wzbudza życie, pozwalając, by przychodziły kolejne wiosny”
Sytuacja społeczna i ekonomiczna Noemi nie była godna pozazdroszczenia. Wdowieństwo uważano za nieszczęście i hańbę (por. Iz 4, 1), zaś wdowy stawiano na równi z sierotami, cudzoziemcami i ubogimi, czyli osobami wymagającymi szczególnej opieki i troski, również ze strony Prawa. „Wdowy można by porównać do osób bezdomnych we współczesnych społeczeństwach zachodnich. Zwykle nie miały opiekuna i – jeśli chodzi o byt – były zależne od pomocy wspólnoty” (J. Walton).
Noemi bardzo cierpi; zarówno duchowo, jak i psychicznie. Doświadcza stanów depresyjnych. „Ogołocona ze wszystkiego, pozbawiona potomstwa, w obcej ziemi, czuje się przybita i jakby pozbawiona korzeni: nie ma powodu, by dalej żyć” (A. Cànopi).
Doświadczenie rodziny Elimeleka i Noemi są bliskie wszystkim uchodźcom, emigrantom, skazanym na bezdomność, alienację, zagubienie, samotność, biedę materialną, moralną i duchową. Do cierpienia związanego z brakami materialnymi dochodzi inne, związane z konsumpcjonizmem. Jego owocem są ludzie starzy i samotni, bezdomni, rozbite małżeństwa, osierocone dzieci, a także ludzie pozbawieni godności, wolności, sprawiedliwości, wiary, miłości i sensu życia.
Cierpienie Noemi było ogromne. Jednak Bóg nie pozostawił jej samej. Do Moabu dotarła informacja o zakończeniu klęski głodu. Noemi zdecydowała się na powrót. Synowe zadeklarowały, że jej nie opuszczą. Pozostawią rodzinny Moab, by podjąć nowe życie. „Nie są to kobiety bierne, które czekają na przyszłość albo poddają się losowi. Przeszłość ich nie wiąże. Nieszczęścia nie ograniczają możliwości. (…) Kobiety wchodzą w przyszłość samodzielnie i tym samym pokazują, że są zdolne do podjęcia ryzyka” (M. Puerto).
Noemi zapewne ceni sobie przywiązanie synowych. Ale również dobrze wie, że ciąży nad nimi brzemię uprzedzenia. Jako przedstawicielki wrogiego ludu w Izraelu staną się przedmiotem pogardy. Ona również z ich powodu zostanie potępiona. Z lęku o synowe (i o siebie) nie chce przyjąć ich życzliwej miłości. Chce wszystkim oszczędzić cierpienia.
Początkowo synowe deklarują twardo pozostanie przy Noemi. Jednak usilne naleganie teściowej sprawia, że Orpa decyduje się pozostać w swojej ojczyźnie. Postępuje zgodnie ze swoim imieniem. Orpa znaczy: „ta, która odwraca się plecami”. Inaczej zachowuje się Rut. Jej imię oznacza „towarzyszkę”, „przyjaciółkę”. I tak się zachowuje. Nie pozostaje w Moabie ze swą szwagierką, ale wyznaje teściowej miłość i gotowość poświęcenia: „Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana. Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci, jeśli coś innego niż śmierć oddzieli mnie od ciebie! (Rt 1, 16-17). To piękne wyznanie bywa czasem elementem współczesnych przyrzeczeń ślubnych. Rut wiąże się nierozerwalnie z Noemi. Zamieszka wraz z teściową w jej narodzie i przyjmie wiarę w jej Boga. Nie opuści teściowej aż do śmierci. W praktyce oznacza to, że zatroszczy się o jej pogrzeb i pochówek i sama zostanie pochowana w jej grobowcu rodzinnym. „Zatroskanie o własny pochówek było typowym zmartwieniem bezdzietnej wdowy, zobowiązanie to miało więc dużą wagę dla Noemi. Decyzja Rut, by pochować ją w kraju Noemi, wskazuje, że całkowicie zerwała dawne związki i połączyła swój los z losem Noemi” (J. Walton). Rut postępuje jak Abraham; opuszcza ojczyznę, lud, rodzinę i bogów. Abraham uczynił to ze względu na obietnicę i wezwanie prawdziwego Boga. Rut czyni to z miłości do starej, samotnej kobiety.
Gdy Noemi widzi stanowczość Rut, przestaje nalegać. Zabiera ją z sobą do rodzinnego Betlejem. „W tej ich drodze możemy dostrzec symbol powrotu całego ludu Izraela, który z rozproszenia znów zwraca się ku swojemu Bogu, ale nie sam, prowadzi bowiem ze sobą część innych ludów, by wszyscy mogli czuć się wezwani do wejścia do jedynej rodziny Bożej” (A. Cànopi).
Powrót Noemi do Betlejem spowodował wrzenie w całym miasteczku: „A gdy weszły do Betlejem, zawrzało o nich w całym mieście, a kobiety mówiły: Więc to jest Noemi!” (Rt 1, 19). Betlejem nie było dużym miastem, mogło liczyć najwyżej kilkaset mieszkańców. Wszyscy zapewne się znali. Nic więc dziwnego, że powrót Noemi z obczyzny po latach wywołał ekscytację i plotki w sennym, ubogim w wydarzenia miasteczku.
Jeszcze większe zdumienie wywołały słowa Noemi: „Nie nazywajcie mnie Noemi, ale nazywajcie mnie Mara, bo Wszechmogący napełnił mnie goryczą. Pełna wyszłam, a pustą sprowadził mnie Pan” (1, 20). W Izraelu imię wyrażało tożsamość człowieka oraz wskazywało jego przyszły los. Imię Noemi znaczy „przyjemność”, „rozkosz”. Ból i cierpienie, jakiego doświadczyła sprawiły, że zmieniła je na Mara, co oznacza „gorycz”. Wychodząc z Betlejem Noemi była pełna; pełna pragnień i nadziei na lepsze życie, ponadto posiadała rodzinę, bliskie życzliwe sobie osoby. W Moabie po szczęśliwym okresie doświadcza pustki, ogołocenia. Traci to, co najbardziej kocha.
Swój ból Noemi kieruje ku Bogu. To On jest źródłem jej goryczy. Potwierdza panujące wówczas przekonanie, że siły boskie kryją się za wszystkimi ziemskimi wydarzeniami. Głód, choroba, śmierć i inne doświadczenia były konsekwencją boskiego zrządzenia. Mimo to Noemi nie obwinia ani nie oskarża Boga. Przyjmuje w pokorze Jego zrządzenia i niezrozumiałe jeszcze plany. „Nie twierdzi, że jest niewinna, nie szuka uniewinnienia, nie wątpi też w sprawiedliwość Bożą. Nie zna jednak żadnego zarzutu, który Bóg mógłby jej przedstawić, jest więc przygnębiona, że powody działania Jahwe wobec niej są niejasne” (J. Walton).
Pierwszy problem, który pojawia się po przybyciu Noemi i jej synowej do Betlejem jest przyziemny. Dotyczy jedzenia. Kobiety zawitały do ziemi izraelskiej na początku żniw jęczmienia. Ich początek przypadał na połowę kwietnia, po porze deszczowej, i trwał do maja. W maju rozpoczynały się żniwa pszenicy, które z kolei ciągnęły się do czerwca. Dla dwóch sierot była to sytuacja zbawienna. Prawo bowiem okazywało życzliwość cudzoziemcom i ubogim i pozwalało im zbierać kłosy na polach: „Kiedy żąć będziecie zboże ziemi waszej, nie będziesz żął aż do samego skraju pola i nie będziesz zbierał kłosów pozostałych na polu. Nie będziesz ogołacał winnicy i nie będziesz zbierał tego, co spadło na ziemię w winnicy. Zostawisz to dla ubogiego i dla przybysza” (Kpł 19, 9-10; por. Pwt 24, 19).
Rut zapewne zna Prawo, gdyż prosi Noemi: „Pozwól mi pójść na pole zbierać kłosy za tym, który będzie mnie darzył życzliwością” (Rt 2, 2). Rut mimo przeżytych traumatycznych doświadczeń pozostała skromna i pokorna. Bez pretensji i poczucia upokorzenia, jak uboga i obca, zbiera kłosy, które pozostawiają żniwiarze. Jej krokami kieruje jednak Bóg. Wybiera bowiem pole życzliwego sobie Booza, krewnego męża Noemi, „człowieka nie tylko zamożnego, ale – co jest znacznie ważniejsze – bogatego w litość i łaskawość, czyli posiadającego cechy, którymi określał siebie Bóg” (A. Cànopi).
Gdy Booz przybył na pole, zaczerpnął informacji, kim jest kobieta zbierająca kłosy. Według ówczesnych zwyczajów „kobieta winna była zawsze znajdować się pod opieką mężczyzny: męża, ojca, brata czy innych krewnych. Rut nie należy do nikogo. W ziemi, której jeszcze nie zna, jest prawdziwie uboga; ponieważ jednak schroniła się pod skrzydła Boga Izraela, On sam uczyni ją «swoją», a jej imię wpisze w księdze rodowodu swego Syna” (A. Cànopi). Żniwiarze wydali pozytywną opinię o Rut, która „wpadła w oko” staremu kawalerowi, jakim był Booz. „W doskonałym, sekciarskim świecie skrupulantów z czasów po wygnaniu, Rut, uboga, cudzoziemska daleka krewna, która mieszka ze swoją teściową, nie jest odpowiednią partią dla szanującego się Żyda. Booz wydaje się jednak nie zrażać społecznymi i religijnymi zakazami: w rzeczywistości jest oczarowany egzotyczną urodą Rut i zostaje jej protektorem” (T. Wray). Prosi, by pozostała na jego polu i ułatwia jej zebranie jak największych zbiorów: „Booz wydał polecenie swoim sługom: «Wolno jej zbierać kłosy nawet między snopami, wy zaś nie czyńcie jej wstrętów. Co więcej, wyrzucajcie dla niej kłosy z pokosu i pozostawiajcie, żeby je mogła zebrać. I nie krzyczcie na nią!” (Rt 2, 15-16). „To zaproszenie do tego, by pozostać pod skrzydłami Boga Izraela, by Jemu służyć, cieszyć się Jego dobrami, przyjmować pożywienie z Jego rąk, wejść w pełną komunię z Nim jako córka, członek rodziny, a nie ktoś obcy” (A. Cànopi).
Rut dzięki swej prostocie, pokorze, i miłości do Noemi zyskała życzliwość Booza, który zaprosił ją nawet do wspólnego stołu: „Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce. Usiadła więc koło żniwiarzy, a Booz dał jej prażonych ziaren” (Rt 12, 14). Po skończonym posiłku wraca do pracy. Dzięki pracowitości i życzliwość właściciela pola zebrała znaczne plony; mogła utrzymać siebie i teściową. „Rut posiada zatem wszystkie cechy kobiety z kart Biblii, kobiety silnej, wstającej wczesnym rankiem, pracującej bez tracenia czasu, skromnej niezajmującej się plotkami – to kobieta pełna cnót (por. Prz 31, 10-31)” (A. Cànopi).
Miłosierne serce Rut spotkało miłosierne serce Boga. Wszechmocny nie pozostawił ubogich kobiet samych. To On w sposób niewidzialny ale zarazem pewny prowadził je, żywił, chronił, wspierał ich plany, wspomagał ich miłość. Bóg objawia się w niepozorności codziennych znaków i czynności. Jest to obecność jasna, wyraźna, a z drugiej strony dyskretna, nienarzucająca się i niezakłócająca niczyjej wolności.
Księga Rut opowiada historię kobiet, z których jedna została prababką Dawida i znalazła się w ziemskim rodowodzie Syna Bożego. Niemniej w jej historii, tak prostej i zwyczajnej a zarazem pięknej i czystej może się odnaleźć każdy człowiek. „Każda dusza zbiera, szuka; każdy z nas jest ubogim, który otrzymuje obfite dary stosownie do zaufania okazanego Bogu, ma nadzieję na znalezienie łaski w Jego oczach, uważnie i pilnie zbiera wszystkie Jego słowa, ceni wszystkie Jego dary, jest wytrwały, stały, zawsze zauważa innych. W tej historii wyraźnie widać, że dobro staje się przyczyną innego dobra. Postawa szlachetna staje się początkiem łańcucha życzliwości, biegnącego od jednego człowieka do drugiego. Oto piękno orędzia tych świętych stronic: dobroć Boga, w której uczestniczą ludzie, staje się dobrem, które wymieniają oni między sobą, dobrem mnożącym się bezgranicznie, dobrem, które staje się komunią, obfitością łaski rozkwitającej w pokoju i świętej radości (A. Cànopi).
Pytania do refleksji:
• Czy doświadczyłem w życiu głodu, niepewności jutra? Jak przeżywałem takie sytuacje?
• Czy umiem cierpliwie znosić jakieś braki materialne czy niedogodności związane z codziennym życiem?
• Czy nie miewam wygórowanych ambicji? Czy nie oczekuję, że wszyscy będą mi służyć? Czy potrafię od siebie wymagać?
• Czy szukam jakiejś formy kontaktu i solidarności z ludźmi rzeczywiście ubogimi?
• Czy doświadczyłem w życiu pobytu na obczyźnie?
• Jaki jest mój stosunek do uchodźców, emigrantów?
• Jakie są największe „biedy” współczesnego świata i człowieka?
• Co jest moją największą biedą?
• Czy jestem zdolny do poświęceń, do uczynków miłości? Jakimi motywami kieruję się pomagając innym?
• Czy umiem dzielić się dobrem? Czy w dzieleniu się odkrywam swoją wartość przed Bogiem i ludźmi?
• Czy odkrywam delikatne prowadzenie Boga w moim życiu?
• Czy jestem pracowity? Jaką wartość stanowi dla mnie praca?
• Czym imponuje mi Rut? Dlaczego?
• Jakich zasadniczych wyborów dokonuję w życiu?
• Kim jestem? Jaka jest moja tożsamość? W jakim kierunku się rozwija?
• Jakim imieniem mógłbym siebie dziś nazwać, określić?
• Kogo darzę szczególną sympatią i życzliwą miłością?
• Co wywołuje we mnie „wrzenie”?
• Co jest powodem mojego zgorzknienia?
• Czy nie obwiniam Boga o moje niepowodzenia i upadki?
fot. Pixabay