[…] Wspominanie to zakorzenianie się na nowo w Jezusie, w jego życiu, to potwierdzanie na nowo zdecydowanego sprzeciwu wobec pokusy życia dla siebie samych; to potwierdzanie, że podobnie jak Jezus istniejemy dla Ojca (por. J 6,57) i tak jak Jezus chcemy żyć po to, by służyć, a nie po to, by nam służono (por. Mk 10,45).Publikujemy tłumaczenie obszernych fragmentów przemówienia papieża Franciszka do jezuitów świętujących 50-lecie istnienia Collegio del Gesù wygłoszonego w Rzymie we wspomnienie św. Franciszka Ksawerego, dnia 3 grudnia 2018 roku.
Wspominać to znaczy mądrze i w sposób zdeterminowany przeżywać na nowo prawdę, że jezuicie wystarczy w życiu Pacha naszego Pana. Nic więcej nie trzeba. Dobrze byłoby powrócić do drugiego tygodnia Ćwiczeń, by ponownie oprzeć nasze życie na życiu Jezusa zmierzającego ku Passze. Albowiem formować się to znaczy przede wszystkim zakorzeniać się. W związku z tym pozwolę sobie zachęcić was, byście powrócili do Kolokwium o służbie, by być jak Jezus, by naśladować Jezusa, który ogołocił samego siebie, unicestwił siebie będąc posłusznym aż do śmierci. To Kolokwium prowadzi nas do stanu ducha, w którym prosimy, wręcz nalegając, o oszczerstwa, prześladowania, upokorzenia. To jest kryterium, bracia! Jeśli ktoś w tym niedomaga, niech rozmawia o tym ze swoim ojcem duchownym. Mamy naśladować Jezusa. Jak On, podążać tą drogą, o której Paweł mówi nam w Liście do Filipian 2,7, [„ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”, przyp.tłum.] i nie bać się prosić Go o to, bo to jest błogosławieństwo: „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was…”. Taka jest wasza droga: jeśli nie potraficie przeżyć w sercu tego Kolokwium i oddać całego waszego życia, przekonani, by o takie życie prosić, nie będziecie dobrze zakorzenieni.
Zakorzenieni ku lepszemu wzrostowi
“Zakorzenić się” to pierwsze słowo, jakie chciałbym wam zostawić. Używał go św. Franciszek Ksawery, którego dziś wspominamy: „Proszę was, byście we wszystkich waszych sprawach, zakorzenili się całkowicie w Bogu” (List 90. z Kagoshimy). Dzięki temu – dodaje – nie ma takich przeciwności, na które nie byłoby się przygotowanym. […]
Drugie słowo to “wzrastanie”. Jesteście w tych latach wezwani, by wzrastać zakorzeniając się. Roślina wzrasta dzięki korzeniom, których nie widać, ale które ją całą podtrzymują. I przestaje przynosić owoce nie wtedy, gdy ma niewiele gałęzi, lecz wtedy, gdy usychają korzenie. Posiadać korzenie to mieć dobrze wszczepione serce, które w Bogu zdolne jest się rozszerzać. Bogu, który jest semper maior, odpowiada się życiem na poziomie magis, z entuzjazmem przejrzystym i niepohamowanym, z gwałtownym ogniem w sercu, z tym pozytywnym napięciem, zawsze rosnącym, które mówi „nie” każdemu komfortowi. Tak jak znane nam „biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”, Pawła Apostoła (1 Kor 9,16), i „nie zatrzymałem się ani na chwilę” św. Franciszka Kawerego (List 20. do św. Ignacego), a także to, co popychało św. Alberta Hurtado do bycia zaostrzoną strzałą w śpiącym ciele Kościoła. Serce, które się nie rozszerza, zanika. Nie zapominajcie o tym. Jeśli się nie wzrasta, więdnie się i usycha.
Przeciw duchowi światowości
Nie ma wzrostu bez kryzysu – nie lękajcie się kryzysu, nie lękajcie się – tak jak nie ma owocu bez przycinania gałęzi, tak też nie ma zwycięstwa bez walki. Wzrastać, zapuszczać korzenie, znaczy bez przerwy walczyć przeciwko fascynacji duchem tego świata, bo to największe zło, jakie może się nam przydarzyć, jak mówił ojciec de Lubac. Jeśli duch tego świata naruszy korzenie, możemy pożegnać się z owocami, możemy pożegnać się z rośliną. Jest to według mnie największe niebezpieczeństwo naszych czasów: duch światowości, który prowadzi do klerykalizmu i tak dalej. Jeśli natomiast wzrastanie jest ciągłym przeciwstawianiem się własnemu ego, będzie wiele owoców. Podczas, gdy nieprzyjazny duch nie będzie poddawał się kusząc was do szukania własnych „pocieszeń”, przekonując, że lepiej żyje się, gdy ma się to, czego się chce, Duch przyjazny będzie wam delikatnie dodawał odwagi, byście postępowali w dobrym, wzrastali w pokornej uległości idąc do przodu, bez rozdarć i bez niezadowolenia, z tą pogodą ducha, która pochodzi od samego Boga. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: “Przecież to pelagianizm!” Nie, to jest stanięcie wobec Chrystusa ukrzyżowanego, podczas wspomnianego wcześniej Kolokwium, gdyż tylko dzięki łasce Pana można podążać tą drogą.
Wolność i posłuszeństwo
Chciałbym przywołać dwa pozytywne znaki wzrastania, wolność i posłuszeństwo: dwie cnoty, które postępują do przodu, jeśli podążają razem. Wolność jest najistotniejsza, ponieważ “gdzie jest Duch Pański – tam wolność” (2 Kor 3,17). Duch Boży przemawia jak chce do każdego poprzez uczucia i myśli; nie można go zamknąć w kamiennych tablicach, lecz przyjmuje się go w głębi serca, w drodze, będąc wolnymi dziećmi, a nie sługami. Życzę wam, byście byli wolnymi synami, którzy zjednoczeni w różnorodności walczą każdego dnia o zdobycie jeszcze większej wolności: tej od samego siebie. Wielką pomocą niech będzie dla was modlitwa, której nigdy nie można zaniedbać: to spuścizna, jaką zostawił nam po sobie Ojciec Arrupe, jego „pieśń łabędzia”. Przeczytajcie ten apel, tę jego konferencję skierowaną do jezuitów w obozie dla uchodźców w Tajlandii. Potem wsiadł do samolotu i wylądował w Rzymie, gdzie dostał udaru mózgu.
Wolność idzie w parze z posłuszeństwem: jak dla Jezusa, tak też dla nas, pokarmem jest czynienie woli Ojca (por. J 4,34) oraz ojców, których daje nam Kościół. Wolni i posłuszni, za przykładem św. Ignacego, który długo czekał w Villi d’Este i, łagodny a zarazem zdecydowany, całkowicie wolny, zadeklarował wobec papieża pełne posłuszeństwo Towarzystwa w Kościele, który nie świecił wówczas przykładem postaw ewangelicznych. To jest właśnie obraz dojrzałego jezuity. Z wolności i posłuszeństwa rodzi się twórcza postawa wobec przełożonego. Pewnego razu powiedziałem jezuitom, którzy przygotowywali się do roli superiorów, że generał Towarzystwa jest pasterzem „stada ropuch”, ponieważ wolność jezuity wraz z jego pomysłami, sprawia, że powstaje tak wiele inicjatyw, że biedny przełożony musi wciąż jeździć z miejsca na miejsce… Jednoczyć nie owce łagodne, lecz ropuchy! Tak rzeczywiście jest i nie jest to bez znaczenia. Co natomiast w tej jedności gwarantuje naszą więź z przełożonym? Sprawa sumienia. Proszę was, byście tego nigdy nie zaniedbywali, bo to daje przełożonemu możliwość utrzymania w jedności tego „stada ropuch”, wprowadzenia większej harmonii, ponieważ ciebie zna i jutro ty będziesz przyjmował od niego sprawę sumienia, bo wszyscy jesteśmy braćmi, którzy się dobrze znają. Wolność, posłuszeństwo, sprawa sumienia jako metoda, jako droga.
Dojrzewanie
Zakorzenić się, wzrastać i wreszcie dojrzewać. To trzecie słowo. Nie korzenie i nie łodyga dojrzewają, lecz owoce, jakie się radzą i jakie użyźniają potem glebę swoimi nasionami. Tu mamy do czynienia z misją, ze stanięciem twarzą w twarz wobec dzisiejszych sytuacji, zatroskani o świat kochany przez Boga. Św. Paweł VI powiedział: “W całym Kościele, na placówkach najbardziej wysuniętych i trudnych, na rozdrożach ideologicznych, w sektorach społecznych, gdzie palące potrzeby człowieka konfrontowane są z przekazaną nam nauką ewangeliczną – wszędzie tam znajdują się synowie Ignacego” (Przemówienie do członków XXXII Kongregacji Generalnej Towarzystwa Jezusowego, 3 grudnia 1974). Według mnie były to najprawdopodobniej najgłębsze słowa skierowane kiedykolwiek do Towarzystwa przez papieża. Do najbardziej zawiłych zakątków, na granice, na pustynie ludzkości: tam wezwany jest jezuita i tam powinien być jak owca między wilkami, ale nie po to, by z wilkami walczyć, lecz jedynie po to, by pozostać owcą. Gdyż Pasterz będzie tam, gdzie jego owce (por. św. Jan Chryzostom, homilia XXXIII na Ewangelię według św. Mateusza).
Słowo wcielone w niedole i nadzieje ludzi
Wkładem w tę misję jest pasja i dyscyplina studiowania. I zawsze wam wyjdzie na dobre połączenie posługi Słowa z posługą niesienia ludziom pokrzepienia, bo wówczas dotykacie ciała, w które oblekło się Słowo: gdy troszczymy się o cierpiące członki Chrystusa, bliższe staje się nam Słowo wcielone. Niech cierpienia, które widzicie, nie napawają was lękiem. Zanieście je przed Ukrzyżowanego, w Eucharystii, z której możemy czerpać miłość cierpliwą, która potrafi otwierać ramiona na krzyżach każdej epoki. W ten sposób dojrzewa w nas także cierpliwość, a wraz z nią nadzieja, bo są sobie bliźniacze: wzrastają razem. Nie lękajcie się łez w sytuacjach trudnych: są kroplami, które nawadniają życie uzdatniając je. Łzy współczucia oczyszczają serce i uczucia.
Spoglądając na was, widzę wspólnotę międzynarodową, wezwaną do wzrastania i dojrzewania razem. Collegio del Gesù jest aktywną salą ćwiczeń, w której wprawiacie się w sztuce życia akceptując się nawzajem i niech nadal takim miejscem ćwiczeń pozostanie. Nie chodzi tylko o wzajemne rozumienie się i obdarzanie się miłością, a czasem choćby nawet znoszenie się nawzajem, ale o to, by jeden drugiego brzemiona nosił (por. Ga 6,2). I nie tylko ciężar wzajemnych słabości, ale też różnych historii życia, odmiennych kultur i tradycji. Wiele dobra przyniesie wam zarówno dzielenie się radościami jak i realnymi problemami z bratem, który jest u waszego boku, przyjmując go nie tylko z tym, co może w nim interesować i fascynować, ale także niedole i nadzieje jego Kościoła i jego ludu; poszerzając granice, przesuwając za każdym razem horyzont, wciąż trochę dalej. Niech błogosławieństwo, którego wam udzielę dosięgnie także wasze Kraje i będzie wam pomocą w umacnianiu korzeni, wzrastaniu i dojrzewaniu na większą chwałę Bożą. […]
Z języka włoskiego tłumaczył Wojciech Żmudziński SJ,
Śródtytuły pochodzą od tłumacza.
Foto: vatican.va