W sobotę, 26 stycznia, pożegnaliśmy w Gdyni Brata Bolesława Króla SJ (31.03.1929-21.01.2019). Koncelebrowanej Mszy św. przewodniczył o. Tomasz Ortmann SJ – Przełożony Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, a kazanie wygłosił o. Jerzy Białek SJ, który pracował z br. Bolesławem w Londynie przez dziewięć lat.
Z Krakowa przyjechał na pogrzeb o. Jarosław Paszyński SJ – Socjusz Przełożonego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Nie zabrakło podczas pożegnania Brata Bolesława także obecnego Przełożonego Wspólnoty Jezuitów w Londynie – o. Adama Tomaszewskiego SJ.
Za naszego Drogiego Zmarłego modlili się jezuici z obu polskich Prowincji, przedstawiciele londyńskiej Polonii i pracownicy gdyńskiej infirmerii.
Zdjęcia z pogrzebu
Tekst homilii wygłoszonej przez o. Jerzego Białka SJ na Mszy św., podczas której żegnaliśmy br. Bolesława Króla SJ
Pismo św. mówi, że z prochu ziemi stworzył nas Stwórca. A w kościele słyszymy: „prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Są to bardzo mocne słowa, wyrażające prawdę o człowieku, o jego życiu i umieraniu, o ludzkiej przed Panem Bogiem nicości. Prawdziwość tych słów potwierdza się, kiedy uczestniczymy tak jak teraz, w Mszy św. pogrzebowej, w dniu pogrzebu śp. Brata Bolesława Króla.
Śmierć dla niektórych jest momentem nagłym nieoczekiwanym. Najczęściej jest to droga przez krzyż, przez cierpienie i trochę trwa. Z prochu ziemi stworzył nas Stwórca. Tchnął w nasze wnętrze życie, którego już nam nie zabierze. Zmienia się tylko jego forma. Dom doczesnej pielgrzymki faktycznie się rozpada, kiedy przychodzi śmierć. Ale życie się nie kończy. Każdy człowiek ochrzczony wie, że poprzez chrzest, zanurzeni jesteśmy w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Jak On zmartwychwstał – tak i my kiedyś powstaniemy. Powstaniemy przyobleczeni na nowo w nasze odmienione już ciała. Czy Chrystus daremnie zmartwychwstał? Nie! On to uczynił dla nas. Abyśmy mieli pewność i nigdy w to nie wątpili. Pan Bóg mówi do nas poprzez śmierć naszych bliskich. Jego mowa jest bardzo prosta i zrozumiała dla każdego. Mówi – byśmy żyli pięknie, praktykowali wiarę i zawsze byli pełni wdzięczności za dary, które nam daje, a szczególnie za dar życia. Za każdy dzień trzeba nam zawsze dziękować. Za każdą godzinę, za każde dobro, które nam daje wszechmogący Pan. Ale również i za cierpienie, za ból i smutek też trzeba umieć podziękować, choć nie jest to łatwe.
Spotkałem brata Bolesława Króla dwa razy w Londynie, jako superior i proboszcz: pomiędzy 1992¬-1998 oraz 2006-2009 i tu w Gdyni trzeci raz od września 2017 r., do dnia Jego śmierci czyli do 21 stycznia. Brat Bolesław urodził się 31 marca 1929 roku w miejscowości Brzezinki w województwie sandomierskim. Mając 15 lat zostaje niemalże z drogi porwany przez Niemców i skierowany do pracy w Niemczech na wsi. Był to 1944 rok, to czas wojny. Swojej Matki, za którą zawsze tęsknił, nigdy już potem nie zobaczył. Rok 1945 koniec wojny, wyzwolenie, dla młodego chłopaka to czas szkoły, życie w przejściowych obozach, na zachodzie Europy. Po ukończeniu szkoły decyduje się na pracę. Pracuje 3 lata w kopalni węgla, w Belgii. Tam ulega ciężkiemu wypadkowi. Potem szpital, długie leczenie, rozważa co w życiu robić, kim być. Młody Bolesław podejmuje decyzję by wstąpić do zakonu Towarzystwa Jezusowego. Czyni to w Belgii w 1951 r, a więc w tym bieżącym roku (2019), przypada jego 68 lat życia zakonnego. W Belgii, w nowicjacie marzył o misjach w Zambii, w Afryce. Może ze względu na język angielski, którym w Zambii się posługują, został z Belgii wysłany do Irlandii. Tam skończył nowicjat i pracował w zakonie aż do roku 1959. Zawsze był słabego zdrowia i do Afryki, na misje nie wyjechał.
Natomiast w roku 1959 Jezuici polscy otwierają Ośrodek, kaplicę dla Polaków w Londynie na Walm Lane. Tam właśnie przyjeżdża brat Bolesław.
W roku 2009, dziękowałem Panu Bogu jako superior i proboszcz, wraz z bratem Bolesławem, za 50 lat posługi w tej samej wspólnocie i na rzecz tego samego dzieła. Pół wieku służył jednej wspólnocie. Była uroczysta Eucharystia i garden party (przyjęcie w ogrodzie). Byli obecni wówczas znamienici goście z Londynu, nasi parafianie, jak Pan Prezydent Kaczorowski z małżonką, jezuici brytyjscy, prezes Rady parafialnej z małżonką, jego przyjaciele.
Jaki pozostał i pozostanie brat Bolesław w mojej pamięci?: jako człowiek dobry, prosty, serdeczny, miły, pobożny, życzliwy dla ludzi, interesujący się ich życiem, skromny zakonnik, cichy i cierpliwy. Lubił on nie tylko ludzi, którzy Go szanowali i cenili, za jego dobroć i mądrość, miał on ducha św. Franciszka z Asyżu: dbał o zwierzęta, interesował się nimi, karmił je: koty, psy. To dobry zakonnik, dobry człowiek.
Brat Bolesław interesował się życiem Kościoła i świata. Umiał znajdywać dobro w każdej sytuacji. Jego osobowość ośmielała ludzi. Budził zaufanie i przyciągał. Miał otwarte serce dla potrzebujących i słabych. Ci co spotkali brata zawsze dobrze o nim mówili.
Można powiedzieć, że był on w Londynie pomostem między polskimi, irlandzkimi i angielskimi jezuitami. Jego śmierć mówi nam, że owoce wiary, nadziei i miłości dojrzewają na drzewie wierności. To człowiek i zakonnik wierny. Niech Pan Bóg da mu teraz skosztować tych owoców. Niech Pan Bóg przyjmie go do nieba bo brat Bolesław złożył swoje życie w kochające ręce Jezusa i Maryi. Dożył on pięknego wieku, 90 lat. Został zaopatrzony sakramentami świętymi, otoczony modlitwą współbraci, odszedł do Domu Ojca.
Zapamiętajmy dobro, które zmarły zostawia w pamięci bliskich. Z dobrem, z uczynkami miłości staje człowiek przed Panem Bogiem. Wszechmocnego i miłosiernego Pana prośmy o przebaczenie ewentualnych win śp. Bratu Bolesławowi, win popełnionych z ludzkiej ułomności. Prośmy w czasie tej Eucharystii by Najwyższy Pan obdarzył go szczęściem, które trwać będzie wiecznie. Żegnamy Cię Bracie Bolesławie! Trwajmy zjednoczeni w modlitwie. Módl się za nas a my za Ciebie. Amen.