Dnia 31 stycznia ponad 50 jezuitów żegnało w Gdyni śp. br. Piotra Kowalskiego SJ, który przez 63 lata życia zakonnego w Towarzystwie Jezusowym posługiwał swoim współbraciom i wspierał ich w misjach duszpasterskich. Jego życiorys można przeczytać TUTAJ. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył o. Tomasz Ortmann SJ – Przełożony Prowincji Wielkopolsko Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, a kazanie okolicznościowe wygłosił o. Leszek Mądrzyk SJ. Poniżej publikujemy treść kazania.

Drodzy bracia i siostry, zebrani na mszy św. pogrzebowej za zmarłego Brata Piotra Kowalskiego SJ.

W oczytanym przed chwilą fragmencie z Ewangelii wg św. Jana Pan Jezus nawiązuje do zbliżającej się Jego godziny, godziny przejścia z tego świata do Ojca, w której odda swoje życie za zbawienie świata. Wiemy, że całe życie naszego Pana Jezusa Chrystusa zmierzało do tej godziny oddania swego życia za nasze zbawienie. W tej to godzinie ziarno obumarło, ale proces obumierania dokonywał się poprzez całe życie Jezusa. W ten sposób został uwielbiony Syn Człowieczy i On też uwielbił Ojca.

Św. Ignacy Loyola, założyciel TJ, najpierw sam doświadczył głęboko na swojej drodze nawrócenia tej prawdy o obumieraniu oraz o uwielbieniu Boga, który jest naszym Stwórcą. A potem zaraz na początku książeczki Ćwiczeń Duchowych umieścił owo znamienne zdanie: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją” (CD 23).

Jestem głęboko przekonany, że te słowa św. Ojca Ignacego, były bardzo ważne dla śp. Brata Piotra Kowalskiego SJ.

Dzisiaj tutaj wspólnie dziękujemy Panu Bogu za drogiego brata Piotra, za świadectwo jego życia, za jego codzienną i wierną służbę Bogu i Towarzystwu poprzez dobrze wykonywaną pracę, której tylko symbolem są nasze sutanny, a które przez ponad 30 lat brat Piotr szył dla kolejnych pokoleń nowicjuszy oraz jezuitów z prowincji.

Wszędzie tam gdzie brat Piotr posługiwał, a więc w Kaliszu, Łodzi, Warszawie, Szczecinie i od 1987 roku tutaj w Gdyni, poprzez dobrze wykonywaną pracę jako krawiec, również w pralni i wcześniej w zakrystii oraz we wszystkich swoich obowiązkach, tak jak potrafił z oddaniem żył na większą chwałę Pana Boga.

Kiedy w 1956 roku już będąc w dosyć dojrzałym wieku, wstąpił do zakonu jezuitów, to miał nie tylko przygotowanie do krawiectwa, ale przez wiele lat jako dziecko i jako młody człowiek pomagał swoim rodzicom i rodzeństwu w prostej, ale jakże wtedy wymagającej pracy w rolnictwie.

Możemy powiedzieć, że on sam najpierw doświadczył tego o czym przypomniał nam fragment dzisiejszej ewangelii, że ‘jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostaje tylko samo, ale jeżeli obumrze, to przynosi plon obfity’.

Kolejne lata formacji zakonnej, do której brat Piotr nierzadko powracał, przywołując to co zapamiętał m.in. z okresu nowicjatu i trzeciej probacji, a jeszcze bardziej całe jego życie, było drogą stopniowego obumierania sobie, aby pełniej żyć w Chrystusie i coraz bardziej dla chwały Pana Boga.

Miałem szczęście przez ponad 16 lat mieszkać i żyć we wspólnocie razem z bratem Piotrem, najpierw krótko w Kaliszu i potem ponad 15 lat we wspólnocie tego kolegium w Gdyni. Niekiedy żartowaliśmy z bratem Piotrem, że patrząc na jego rytm życia, można było regulować czas na zegarku. Ponieważ wiadome było kiedy brat Piotr pracuje, kiedy się modli, kiedy jest we wspólnocie, kiedy odpoczywa, a kiedy po południu spaceruje często wokół tego kościoła z różańcem w ręku. On miał swój rytm, którego wiernie się trzymał.

Pamiętamy dobrze, że wszystko to co miał do zrobienia, to zawsze starał się wykonać na czas i najlepiej jak potrafił. A siły do tej codziennej i nierzadko monotonnej pracy czerpał z codziennych spotkań z Bogiem, z czasu osobistej modlitwy, którą zawsze bardzo sobie cenił.

Również przez wiele lat, kiedy jeszcze miał wystarczająco dużo sił fizycznych, zawsze był obecny w życiu we wspólnocie, nie tylko na modlitwie, ale również na rekreacji i na wspólnotowych spotkaniach. On po prostu zawsze był. Ci z nas, którzy dobrze znali brata Piotra, mogliby przywołać wiele jego charakterystycznych powiedzeń i zachowań.

Chciałbym przywołać dwie sytuacje, które z tej perspektywy dzisiejszej naszej wspólnej modlitwy za niego, odbieram jako wymowne.

W 2006 roku na jesieni, kiedy zbliżał się jubileusz 50-lecie jego życia w Towarzystwie Jezusowym, pewnego dnia jako przełożony wspólnoty zapytałem brata Piotra w jaki sposób i kiedy będziemy mogli świętować tenże jubileusz. Na początku brat był raczej niechętny do planowania jubileuszu. Dlaczego? Ponieważ był głęboko przekonany, że przecież całe nasze życie ma być na Bożą chwałę i dlatego nie chciał, aby w tym była jego ludzka chwała.

Próbowałem wtedy wyjaśnić bratu, że jubileusz nie jest, a przynajmniej nie musi być szukaniem ludzkiej chwały, ale może być okazją do wspólnego uwielbienia Boga za to, że pomógł wytrwać w wierności złożonym ślubom. Pamiętam, że poprosił, abym zostawił mu kilka dni, bo chciał to wszystko przemyśleć. Po kilku dniach powrócił on sam do tematu, wyrażając swoją zgodę, ale prosząc też wyraźnie, aby jubileusz był świętowaniem na Bożą chwałę.

Podczas już samego jubileuszu brat Piotr był bardzo poruszony m.in. listem od o. Generała, w którym o. Kolvenbach opisując życie Jubilata napisał takie oto słowa: „W imieniu Towarzystwa Jezusowego dziękuję Bratu za wszelkie dobro dokonane ad maiorem Dei głoriam).”Licznie zebrani wtedy parafianie i przyjaciele na mszy św. dziękczynnej za 50 lat życia zakonnego brata Piotra wyrazili swoje uznanie i wdzięczność długimi brawami.

Życie śp. Brata Piotra jest pięknym przykładem oddania się Panu Bogu, oddania się Jemu na drodze powołania brata zakonnego w TJ. On sam bardzo to powołanie brata cenił i widział w nim szczególny przejaw łaski Pana Boga, jaką otrzymał pomimo swoich słabości. Śp. brat Piotr doświadczał również jako człowiek swoich słabości, a proces obumierania sobie nie dokonał się szybko i łatwo, ale dokonywał się stopniowo, również w ostatnich latach, kiedy stawał się coraz słabszy, kiedy już nie mógł pracować, kiedy modlił więcej niż zwykle za siebie i za innych.

I jeszcze druga sytuacja, tzn. ostatnie moje krótkie spotkanie z bratem Piotrem, przed 5-oma miesiącami, kiedy spotkałem go na korytarzu w kolegium przy okazji ślubów nowicjuszy II r. Jego wzrok był już bardzo słaby, ale zazwyczaj po głosie szybko rozpoznawał spotkaną osobę. Kiedy do niego podszedłem, to najpierw on zapytał mnie o innych, tzn. o sprawy Towarzystwa, gdzie wtedy przebywał o. Prowincjał, o warszawskie nasze wspólnoty itd. On bardzo żył sprawami zakonu i polecał to wszystko w modlitwie. A kiedy zapytałem Brata o to, jak on się miewa, to pamiętam, że odpowiedział z uśmiechem, że dojrzewa, że powoli dojrzewa, aż będzie jego czas. Taka mniej więcej była wtedy jego odpowiedź. Rzeczywiście w ostatnich latach, już jakby trochę wycofany ze zwyczajnego życia we wspólnocie z powodu choroby, poprzez codzienność, modlitwę i ofiarowane Bogu cierpienia brat Piotr dojrzewał do swojej godziny.

Wierzymy, że teraz doświadcza już bliskości Boga, któremu przez całe życie służył ze szczerym oddaniem.

Drogi Bracie Piotrze! Dziękujemy Ci za Twoje świadectwo życia oddanego Panu Bogu. My dzisiaj powierzamy Cię Miłosiernemu Bogu i wierzymy, że Ty już słyszysz od Niego te wymowne słowa: sługo dobry i wierny, wejdź do radości Twego Pana. Prosimy, abyś dalej modlił się o nowe powołania, także o powołania na braci i abyś pamiętał o nas przed Bogiem.

Leszek Mądrzyk SJ