„Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34-35).
„Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza, którą doświadczył mnie Pan” (Lm 1, 12).
Według tradycji Maryja stała na zboczu drogi, pragnąc zobaczyć swego Syna. Wprawdzie ewangeliści o tym nie wspominają, ale jest mało prawdopodobne, by Matka nie pragnęła wspomóc Syna w Jego największym cierpieniu.
Spotkanie Maryi z Synem na drodze krzyżowej było apogeum jej życiowych cierpień związanych z pełnieniem woli Bożej. Do najboleśniejszych wydarzeń tradycja zalicza pożegnanie Jezusa przed śmiercią, spotkanie na drodze krzyżowej, cierpienie pod krzyżem, opłakiwanie po śmierci i pogrzeb Jezusa oraz ból Wielkiej Soboty.
Nie ulega wątpliwości, że Maryja brała udział we wszystkich momentach procesu i męki Jezusa, choć nie zawsze w sposób fizyczny. Tradycja z pietyzmem przekazuje spotkanie z Synem na Via dolorosa. Wizjonerka Katarzyna Emmerich w taki sposób je opisuje: Przechodząc, wzniósł Jezus nieco głowę poranioną strasznymi cierniami i spojrzał na Matkę swą boleściwą, wzrokiem pełnym tęsknej powagi i litości; lecz w tejże chwili potknął się i upadł po raz drugi pod ciężarem krzyża na kolana. Boleść niezmierna i miłość odezwały się na ten widok z podwójną siłą w sercu Najświętszej Panny. Zniknęli Jej z oczu kaci, zniknęli żołnierze, widziała tylko swego ukochanego, wynędzniałego, skatowanego Syna; wypadła z bramy na ulicę, przedarła się między siepaczy i upadła na kolana przy Jezusie, obejmując Go ramionami. Usłyszałam dwa bolesne wykrzykniki, nie wiem, czy wypowiedziane słowy, czy pomyślane w duchu” „Mój Synu – „Matko moja”.
Spotkanie Maryi z Synem było zapewne wypełnione dwoma uczuciami: bólem i miłością. Te dwa kochające serca nie były nigdy bardziej złączone w boleśniejszej kontemplacji. Serce Maryi było blisko serca Jezusa. Ale nigdy mocniej niż tu i pod krzyżem nie zostało przeszyte bólem.
W sanktuarium przyjaciół Jezusa w Betanii znajduje się mozaika przedstawiająca ptaki ciernistych krzewów. Jest wiele wersji tej legendy. Jedna z nich głosi, że w czasie, gdy samica-matka wysiaduje pisklęta, samiec troszczy się o nią, zdobywa pokarm i umila jej czas śpiewem. Gdy wyklują się młode, samiec wyśpiewuje najpiękniejszą pieśń swojego życia, a potem przebija serce w ciernistych krzewach i umiera.
Ta legenda mówi o Jezusie, który, jak ptak ciernistych krzewów, troszczy się z miłością o każdego człowieka. Z miłości do niego pozwala przebić własne serce. Z miłości do człowieka umiera. W tej miłości ma współudział jego Matka. Na drodze krzyżowej i na Golgocie również Ona pozwala przebić swoje serce.
Miłość i cierpienie wzajemnie się przeplatają. To, co najpiękniejsze i najcenniejsze rodzi się w bólu i cierpieniu. Nie ma miłości bez cierpienia. Prawdziwa miłość jest przebijaniem swego „ja” i otwieraniem go dla innych. Przebijanie własnego egoizmu jest zawsze bolesne i pozostawia ranę. Ale bez niej nie ma miłości. Poprzez przebijanie swego „ja” naśladujemy Chrystusa, zbliżamy się do Jego miłości i miłości Jego Matki, a także do siebie i drugiego człowieka.
Przy czwartej stacji drogi krzyżowej kontemplujmy ból Maryi i Jezusa. Matka patrzyła na ból Syna świadoma, że nie może Mu pomóc. Nie mogła za Niego umrzeć, jak śpiewamy w naszych polskich „Gorzkich żalach”. Mogła tylko biernie patrzeć i cierpieć. Musiała oddać swego umiłowanego Syna Bogu Ojcu do końca. Na drodze krzyżowej i pod krzyżem dojrzewała do całkowitego „tak”, które wcześniej wypowiedziała w Nazarecie (por. Łk 1, 38). Jej ofiara została przyjęta. Życie Matki Bożej było wypełnione ludzkim cierpieniem. Jednak, poza jedną wymówką w świątyni jerozolimskiej (zob. Łk 2, 48), z Jej ust nie padły żadne słowa skargi, żalów, pretensji. Wszystkie trudne sprawy przechowywała w swym sercu, rozważała je, kontemplowała (por. Łk 2, 19). Z owej medytacji i kontemplacji czerpała siłę, by stać pod krzyżem.
Maryja jest patronką wszystkich cierpiących kobiet i matek. Codziennie media przekazują rozdzierające serca obrazy matek, tracących na wojnie czy w zamachach terrorystycznych lub innych tragediach mężów, synów czy córki. Ich cierpienie, choć niewyobrażalne, nie może jednak równać się bólowi Maryi, gdyż tylko Ona była Matką Syna Bożego i tylko Ona była wolna od jakiegokolwiek grzechu. Jednak każda cierpiąca kobieta może uczyć się od Maryi przeżywać cierpienie. Może wraz z Nią stać pod krzyżem. Może również modlić się i prosić Ją o wstawiennictwo. Maryja, która nosiła w swym łonie Syna Bożego, a później patrzyła na Jego śmierć, nie jest obojętna wobec ludzkich próśb i cierpienia i towarzyszy duchowo ludzkiej drodze krzyżowej.
Czy godzę się na cierpienie, które jest przebijaniem mojego egoizmu? Do jakich granic byłbym zdolny posunąć się z miłości? Jak przeżywam cierpienie bliskich osób? Czy jest we mnie wystarczająca doza empatii i współczucia? Jakie odczucia wywołuje we mnie obraz cierpiącego Jezusa i Jego Matki? Czego mogę nauczyć się od Maryi o przeżywaniu cierpienia? Jak często proszę Ją o pomoc i duchowe wsparcie?
Maryjo, Matko Bolesna, pragnę z Tobą współczuć cierpieniu Twego Syna, Wiem, jednak, że moja słabość i egoizm przeszkadzają mi w tym. Naucz mnie, Niepokalana, prawdziwej miłości, która zdolna jest zapomnieć o sobie i całkowicie otworzyć się na drogiego, jego bóle, troski i zmartwienia. Naucz mnie zapominać o sobie, zatracać siebie, by zyskiwać prawdziwą miłość. Pomóż mi zrozumieć dogłębnie słowa Twego Syna: Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa (Łk 9, 24).
Obraz: Lidia Frydzińska-Świątczak