Recenzja znaleziona przypadkiem w internecie…
BETULIS FOLLIUM, JULIUSZ GAŁKOWSKI, RECENZJE
RYBAK Z GALILEI – CZYLI O LITERATURZE POBOŻNOŚCIOWEJ…
Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy opublikowało książkę jezuity Stanisława Biela, Rybak z Galilei. Droga Piotra z Betsaidy do Rzymu. Medytacje biblijne. Dla mnie jest to interesujące uzupełnienie jego wcześniejszej książki Pawle z Tarsu. Jakoś tak jest, że ci dwa wielcy apostołowie i twórcy Kościoła muszą się duchowo uzupełniać. I należy na samym początku zaznaczyć, że omawiana książka nie jest pracą z zakresu biblistyki lecz swoistym podręcznikiem duchowym, książką pobożną do duchowych ćwiczeń przeznaczoną.
Kim był Piotr i jak to się wydarzyło, że prosty rybak z Galilei stał się przywódcą nowej wiary, nowej religijnej drogi. Celowo unikam słowa Kościół, bo je pisząc popełniłbym poważny anachronizm – wierni w czasach apostolskich organizowali się inaczej niż początkach XXI wieku i liderowanie Kefasa inaczej wyglądało niż jego następców. A zarazem książka wielebnego jezuity jest niczym innym jak swoistym „uwspółcześnianiem” postaci pierwszego spośród apostołów i znajduję to jako raczej pozytyw niż wadę. W czym rzecz?
Praca Stanisława Biela, jezuity, jest niewątpliwie częścią wielkiej tradycji Kościoła – książką pobożnościową, która ma nie tylko dawać wiedzę czytelnikowi ale także (a nawet przede wszystkim) wzmacniać jego wiarę. Swego czasu franciszkanin Celestyn Napiórkowski napisał o niej, że zadamawia się ona w bibliotekach i klęcznikach i nie pozostaje bez wpływu na życie Ludu Bożego, i to jego lepszej części. Byłby więc Rybak z Galilei następcą Naśladowania Chrystusa? Odpowiedź z cała pewnością pozytywna jest jednocześnie wielkim zobowiązaniem dla autora. Stawać w takim szeregu to niewątpliwie wielkie zobowiązanie.
Warto zatem zadać sobie dwa pytania:
czy takie książki są potrzebne? przecież powstały arcydzieła literatury duchowej, a wielcy mistrzowie są jak owi wiktoryńscy olbrzymi, a których ramionach siedzą współczesne karły…
jakie treści teologiczne daje nam lektura Rybaka… jak przekazuje je czytelnikom?
Odpowiedź na pierwsze jest wbrew pozorom banalna. Rozwój myśli teologicznej jest nieustanny i zatrzymanie się jedynie na starych mistrzach jest błędem. To tak jakby wciąż opierać się na Akwinacie w naszych rozważaniach nad problemem Niepokalanego Poczęcia. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy wadze myśli tomistycznej w naszej duchowości. Nie sposób – znowu powtarzam za Celestynem Napiórkowskim – nie sposób podchodzić bezkrytycznie do tekstów Maksymiliana Kolbego, przecież świętego Kościoła. Należy podchodzić krytycznie także do pisania świętych i trzeba dokonywać selekcji ich wypowiedzi, jeśli się je proponuje jako chleb dla współczesnej pobożności.
Dlatego musi bardzo niepokoić rozjazd miedzy teologią a duchowością, zauważaną od wielu lat. Tym bardziej, że o ile teologie jesteśmy jakoś interpersonalnie zdefiniować, to trudno nam jest jednoznacznie określić czym owa duchowość tak naprawdę jest. A może tak naprawdę takiego tworu nie ma i tylko określamy tą nazwą pewne nie do końca określone intuicje związane z naszym życiem, nie tylko religijnym. Warto też mieć ten problem w głowie gdy zastanawiamy się nad wartością każdej książki z osobna, także nad Rybakiem…
Bywa bowiem duchowość definiowana poprzez stany życia wewnętrznego każdego człowieka, może też być rozumiana jako swoista doktryna, nauka duchowa. Torrel pisze:
Nauka ta wykładana przez osobę, która sama wyróżnia się duchowością, jest najczęściej sformułowaniem jej własnego doświadczenia, często ledwie oczyszczonego z najbardziej osobistych cech. Nasuwają się tu oczywiście na myśl pisma świętych, Teresy z Avili czy Jana od Krzyża, praktyczne zalecenia św. Ignacego, ale można tez pomyśleć o regułach świętych założycieli, takich jak św. Benedykt czy św. Franciszek, którzy uczą sztuki życia Ewangelią i dają początek określonej duchowości – benedyktyńskiej, franciszkańskiej itd. W takich wypadkach , i wyraźnie to czujemy, „teoria” opiera się na praktyce i te nauki wypływają nie tyle z nauki przyswojonej przez umysł, ile z wiedzy nabytej przez długie terminowanie pod kierunkiem Ducha. Nie zawsze tak jest, ale czasami to się narzuca: można tu mówić o zarówno o duchowości, jak i o nauce duchowej, czy nawet teologii duchowej.
Zatem nowa literatura pobożnościowa jest wręcz koniecznością, inaczej może grozić nam poważna duchowa i religijna schizofrenia. Jakie warunki winna spełniać „literatura pobożnościowa”, aby można było ją uznać za wartościową? Czy wystarczy, że nie zawiera wyraźnych błędów we wierze i w nauce o moralności? Czy nie należałoby więcej wymagać od tekstów, które z założenia (na co wskazują wysokie nakłady) mają ambicję kształtowania chrześcijańskiej pobożności i to w szerokim zakresie?
Jacques Maritain zaproponował nam dwa poziomy nauki duchowej. Są nimi wiedza praktycznie praktyczna oraz wiedza spekulatywnie praktyczna. Chodzi o rozróżnienie pomiędzy regułami życia, a teologią moralną czy etyką. Niestety często autorzy i wydawcy współcześni (o mistrzach duchowych nie wspominając) nie rozróżniają tych sfer – nie wiedzą nawet o tym, że nie jest to jedno. A może po prostu jest im wszystko jedno?
Problem z książką Biela SJ jest następujący. Czy to jest swoisty strumień świadomości czy tez mamy do czynienia z książką która zawiera istotne treści teologiczne oraz wskazówki postępowania, które pozwolą na utrwalenie dobrych chrześcijańskich nawyków. A może nawet na nabycie nowych. Odpowiedź jest pozytywna, Jezuita proponuje nam stosowanie – wyraźnie widocznej choć zmodyfikowanej ad usum populi – metody jezuickiej (ignacjańskiej ?) do odczytywania Pisma Świętego aby życie Piotra pozwoliło nam na znalezienie właściwych ścieżek naszego chrześcijańskiego życia. Zatem zaprasza on nas w drogę z Galilei, poprzez Jerozolimę i Antiochię do Rzymu, gdzie spełni się jego życie, jego powołanie. Jeżeli uda nam się taką drogę duchowa powtórzyć, to korzyść będzie z całą pewnością duża. Pomocne w tej drodze mają być być pytania – zaproszenia do rozważań. Swoisty rachunek sumienia – odbywany po każdym krótkim rozdzialiku, – komentarzu do kolejnej perykopy.
Czy to dobra metoda? Na pewno nie najgorsza i nie najgorzej poprowadzona. U autora widać wiedzę biblijną oraz teologiczną oraz spore zacięcie duszpasterskie. I to ostatnie może zbyt mocno dominuje nas wiedzą spekulatywnie praktyczną, ale w dopuszczalnych jeszcze proporcjach. Poważną słabością książki jest natomiast pomijanie – prawie całkowite – tradycji Kościoła, także tej przez wielkie „T”. Gdyby autor poważył się na wzbogacenie swego odczytania Pisma tradycją oraz historia biblijną to byłoby to z dużą korzyścią dla czytelników oraz samego autora. Ale i tak książkę należy pochwalić i czekać, ze Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy będzie umiało znajdować kolejnych autorów i kolejne ciekawe pozycje.
Ostanie egzemplarze do nabycia w wydawnictwie WAM!