Na marginesie beatyfikacji Ojca Jana Beyzyma SJ
W poszukiwaniu nowej wrażliwości
„W obliczu współczesnych form ubóstwa, których jak wiem nie brakuje w naszym kraju, potrzebna jest dziś jak to określiłem w liście Novo millenio ineunte «wyobraźnia miłosierdzia» w duchu solidarności z bliźnimi, dzięki której pomoc będzie świadectwem «braterskiej wspólnoty dóbr» (por. nr 50). Niech tej «wyobraźni» nie zabraknie mieszkańcom Krakowa i całej naszej Ojczyzny. Niech wyznacza duszpasterski program Kościoła w Polsce. Niech orędzie o Bożym miłosierdziu zawsze znajduje odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi” mówił Ojciec Święty Jan Paweł II w homilii podczas Mszy św. na krakowskich Błoniach w czasie ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny.
Wsłuchując się w słowa papieskiego apelu, skierowanego do nas wszystkich, a następnie szukając do nich „klucza” w życiu mojego zakonnego współbrata a teraz już nowego błogosławionego Ojca Jana Beyzyma, natrafiłem na nieoczekiwany trop. Bardzo mi bowiem przypadło do gustu papieskie sformułowanie odnoszące się do „wyobraźni miłosierdzia”, ale pierwsze wolne skojarzenie na jej temat doprowadziło mnie nie do jezuickich źródeł hagiograficznych, ale psychologii społecznej. A mówiąc konkretnie, do pojęcia empatii i inteligencji emocjonalnej, które z psychologicznego punktu widzenia mają nam wiele do powiedzenia o ukierunkowaniu naszej wyobraźni. Inteligencja emocjonalna i jezuicka pedagogika. Dziwni sprzymierzeńcy? Może jednak warto spróbować, chociażby po to, żeby nie zabrakło nam „wyobraźni (dla) miłosierdzia” i umiejętności jej kształtowania.
Chrześcijańska empatia
O empatii, jak i inteligencji emocjonalnej pisze się ostatnio w naszym kraju dużo, gęsto i z wielkim entuzjazmem. Empatia „jest w modzie” i wiele osób w obliczu kryzysów i „erozji” więzi międzyludzkich widzi w niej lekarstwo na zaistniałe trudności. Empatia ma bowiem olbrzymie znaczenie zarówno dla rozwoju osobowego, jak i kształtowania relacji społecznych. Chociaż istnieje wiele różnych jej definicji, wszystkie wskazują na takie jej elementy, jak: uczucia i emocje, przekonania i więzi, i/lub komunikację uczuć komuś drugiemu. Przez wielu empatia jest widziana jako „serce” moralności i „źródło” etycznego postępowania. Nie wchodząc w zawiłości merytoryczne, pozostanę bliski podejściu rozwojowemu, które postrzega w empatii podwaliny dla etyki troski, czyli rozwoju i kształtowaniu postaw altruistycznych
Na płaszczyźnie indywidualnej dostrzegamy wpływ empatii, kiedy okazujemy wrażliwość na sytuację drugiego człowieka, udzielamy pomocy potrzebującemu lub z troską słuchamy utyskiwań osób dotkniętych przez los. Dzięki empatii potrafimy doświadczyć głębokiej intymności i bliskości z drugim człowiekiem. Umożliwia nam ona bycie osobami współczującymi i pochylonymi nad innymi. Empatia pozwala także grupom na wzajemne łączenie się w celu promocji jedności i osiągania wspólnych celów. Empatia to „psychologiczny klej”, który uzdalnia jednostki, jak i grupy społeczne do rozwoju i przetrwania. Wywiera więc ona olbrzymi wpływ na prawie wszystkie dziedziny naszego życia.
Cytowane na wstępie papieskie przesłanie pragnie jednak, w moim odczuciu, skierować naszą uwagę „na inne tory” dla naszej empatii na proces kształtowania chrześcijańskiego sumienia i wrażliwości poprzez świadectwo życia czworga nowych błogosławionych. „Różne były czasy, w których żyli, różne były ich osobiste dzieje. Jednak podkreśla Papież jednoczy ich ten szczególny rys świętości, jakim jest oddanie sprawie miłosierdzia”.
Na płaszczyźnie rozwoju moralnego człowieka empatia dostarcza bowiem sumieniu jego podstawowej „jakości” wydawania osądów i podejmowania decyzji, które wyrażają wrażliwość, troskę i miłość. Empatia uzdalnia sumienie do bycia ukierunkowanym na drugiego człowieka, równocześnie pomagając w przezwyciężeniu egotycznych tendencji, które są ustawicznym źródłem konfliktów w każdym z nas. Sama jednak empatia nie stworzy z nas osoby moralnej (etycznej), dlatego jest tylko jednym z wymiarów ludzkiego sumienia. Empatia może być bowiem „zwodnicza” (zaślepiająca), dlatego musi być „informowana” przez moralnie wartościowe (choć czasami rozbieżne) zobowiązania i normy prześwietlone Ewangelią. W przeciwnym wypadku może dojść do sytuacji, w których przy dobrych chęciach będziemy źle interpretować sytuacje, działać niesprawiedliwiei naruszać granice w relacjach międzyosobowych.
Ostatecznie więc nasze emocje i empatia potrzebują szerszej perspektywy, która umożliwi ich przemianę, tak aby chrześcijańska moralność serca rozumiana w kontekście empatycznego doświadczenia sytuacji drugiego człowieka doprowadziła nas do „wyobraźni miłosierdzia”, czyli „wgryzając się” w logikę papieskiego przesłania takiej solidarności z bliźnimi, która jest nie tylko wyrazem empatii i podatności na zranienia cierpieniem tego świata, ale przede wszystkim inteligentym zaangażowaniem w jego leczenie, przezwyciężenie lub przemianę.
Reasumując: chodzi więc o wykształcenie takiej inteligencji emocjonalnej, która będzie ułatwiać i kształtować naszą odpowiedź na wezwanie Jezusa do „pójścia za Nim i naśladowania Go” (por. Mr 10, 21) w Jego miłosierdziu wobec świata (por. Hbr 5, 2) oraz pozwoli zintegrować nasze czyny i sposób życia z duchem Ewangelii. Chrześcijańskie rozeznawanie i zaangażowanie w świat jest bowiem specyficznym procesem rozstrząsania i weryfikacji różnorakich opcji i wyzwań, jakie stają przed nami; jest „rozeznawaniem duchów”, czyli darem i umiejętnością mądrego wchodzenia w poruszenia i świat naszych motywacji oraz wsłuchiwania się we wszystkie głosy otaczającego nas świata po to, aby znaleźć w nich obecność Boga i zaproszenie do współdziałania z Nim.
Bycie uczniem Jezusa domaga się od nas radykalnego pójścia za Nim, naśladowania Go w tym, co On czynił i jak myślał, a to dokonuje się, gdy Jego postawy mają zakorzenienie w naszych dyspozycjach i emocjach: miłości otwartej na całe stworzenie, miłosiernej służbie braciom i siostrom, radykalnym zaufaniu Bogu, wdzięczności, przebaczeniu, odwadze, pragnieniu sprawiedliwości, odrzucaniu przemocy, wolności od lęku, poleganiu na Bogu i ewangelicznym posłuszeństwie. Te dyspozycje i postawy tworzą specyficzny typ wrażliwości, na wzór Jezusa, który jest podstawą chrześcijańskiego rozeznawania i inteligencji emocjonalnej.
W myśl klasycznego adagium scholastycznego, tak drogiego św. Ignacemu z Loyoli, łaska buduje na naturze. Chrześcijańskie rozeznawanie „od ludzkiej strony” zakorzenione jest więc w intuicji działającej w oparciu o dojrzałe emocjonalne dyspozycje, ale sama empatia i inteligencja emocjonalna to wciąż jeszcze za mało, jak pokazuje życie, aby to osiągnąć. Osoba o wysokim poziomie inteligencji emocjonalnej (będącej praktycznie synonimem emocjonalnej dojrzałości) może trafnie rozpoznawać emocje, wykorzystywać zawarty w nich przekaz i umiejętnie je wyrażać; regulować emocje i kontrolować je, zarówno w celu ich wyciszenia, jak i uaktywnienia, oraz trafnie rozpoznawać i wczuwać się w emocje innych, co sprawi, że jej relacje z innymi ludźmi będą pogłębione i bardziej satysfakcjonujące, ale niekoniecznie będzie „oddana sprawie miłosierdzia”. A przecież o taką postawę chodzi (Papieżowi) w „obliczu współczesnych form ubóstwa”. I tutaj z pomocą może nam przyjść jezuicka pedagogika, która podkreśla, że jakość naszej odpowiedzi na „współczesne formy ubóstwa”, kształt naszej „wyobraźni miłosierdzia” będą zależne najpierw od empatycznego doświadczenia „na sobie samym” życia Jezusa i kształtowania naszego charakteru.
Inteligencja emocjonalna po jezuicku
Postać bł. Jana Beyzyma wyłaniająca się z jego listów i korespondencji, jawi się, jak to określił jeszcze wtedy kardynał Krakowa Karol Wojtyła, „z wielką prostotą i zwyczajnością”. Jak to się więc stało, że osoba zwyczajna stała się jednostką niezwykłą, u której „wyobraźnia miłosierdzia” przekroczyła nie tylko ramy geograficzne, ale rasowe, kulturowe i religijne dotykając i identyfikując się z poranionym, marginalizowanym czy wręcz odrzucanym człowieczeństwem każdego trędowatego, aż po cenę własnego życia?
Z zachowanych i dostępnych nam rodzinnych wspomnień Beyzymów „wyłania się postać chłopca nad wiek poważnego, zawsze chętnego do pomocy, ale stroniącego od zabaw właściwych rówieśnikom”. Nie wiadomo więc, jak wypadłby dzisiaj na teście z inteligencji emocjonalnej nasz błogosławiony. Tym bardziej że badania empiryczne nad empatią wskazują, że ci, którzy doświadczyli dużo cierpienia i trudu we własnym życiu, mają większą tendencję do empatycznej odpowiedzi na cudze cierpienie i bolączki, a ani jego dzieciństwo, ani dalsze koleje losu nie były dla niego aż tak „traumatyczne”. Na pewno rzucałaby się w oczy jego duża wrażliwość estetyczna. Co się jednak stało w życiu tego tak na pozór zwykłego człowieka, który „służbę Bogu w zakonie pojmował po wojskowemu” i bez rozgłosu, gdy w dojrzałym już wieku (zbliżał się do pięćdziesiątki) zdecydował się na posługę trędowatym? Skąd się w nim wzięła taka wrażliwość na drugiego człowieka? Jak kształtował i dokonywał się w nim proces rozenawania tej decyzji?
Jakość naszego życia pomiędzy decyzjami, które podejmujemy, ma znaczący wpływ na to, jak postrzegamy świat, jaki ma on na nas wpływ, na ile uczciwie rozeznajemy stojące przed nami możliwości i wyzwania, i ostatecznie, jakie decyzje podejmujemy. Pedagogika jezuicka podkreśla bowiem, że jakość naszego życia „determinuje” naszą zdolność rozeznawania. W tym świetle można zaryzykować hipotezę, że inteligencja emocjonalna Ojca Beyzyma kształtowana była i przemieniana w osobistym doświadczeniu Ćwiczeń duchownych (pewnie nie odprawianych w „dzisiejszym” ich stylu, ale z tą samą mocą) i tam ukształtowała się jego fenomenalna „wyobraźnia miłosierdzia”.
W Ćwiczeniach duchownych chodzi o empatyczne doświadczenie życia Jezusa jego radości, smutku, bólu i cierpienia tak aby Go jeszcze więcej kochać i wierniej za Nim iść (por. ĆD, 104). W kontekście takiego wezwania nie wystarczy tylko dostrzec „biedę świata” czy cieszyć się jego pięknem w taki sposób, żeby nie były one przejawem niedojrzałości emocjonalnej. Bardziej chodzi o taki rodzaj empatii, która każe ufać uczuciom tak długo, jak długo są one wyrazem dobrze rozwiniętych dyspozycji („nawyków serca”), bowiem to charakter określa jakość naszego rozeznawania i podejmowanych decyzji. Cierpienia chrześcijan nawet te najbardziej empatyczne nie są celem samym w sobie czy rodzajem „kanonizowanej” komunii ze stworzeniem ale są wyrazem więzi z osobą Chrystusa w Jego uniżeniu (kenozie).
Chrześcijańska empatia jest więc zaproszeniem do otwartości i podatności na zranienie bólem świata, ale pozostaje ona równocześnie oznaką natury przemienionej przez łaskę, otwartej na poziomie uczuciowym na doświadczenia drugiego człowieka, na poziomie intelektualnym umiejąca temu doświadczeniu nadać sens poprzez osobistą więź z Jezusem Chrystusem, i tak motywująca do wielkoduszności i ofiarności w służbie dla królestwa niebieskiego przez dar z siebie samego i własnych zdolności.
Żeby zobaczyć leprozoria, nie trzeba udawać się do „dalekich krajów”, one często są tuż obok nas w luksusowych dzielnicach. W zastraszającym tempie rośnie dzisiaj także nowa generacja „trędowatych”. Żeby jednak ich dostrzec, potrzeba „wyobraźni miłosierdzia”, tak drogiej nowemu błogosławionemu.
Wpatrując się więc w postać Ojca Beyzyma pamiętajmy jak uczy Ojciec Święty że „człowiek dociera do miłosiernej miłości Boga, do Jego miłosierdzia o tyle, o ile sam przemienia się wewnętrznie w duchu podobnej miłości w stosunku do bliźnich”. Tylko tak zdamy test z chrześcijańskiej inteligencji emocjonalnej, bowiem Duch Boży tchnie na osoby, a nie (same) projekty. A jeśli nie stać nas na heroizm „w stylu” (a raczej duchu) „Ojca trędowatych”, dbajmy o „wyobraźnię (pełną) miłosierdzia”. Tak się bowiem zaczyna przygoda z jezuicką inteligencją emocjonalną i tak orędzie o Bożym miłosierdziu znajduje odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi. Empatia spod znaku Krzyża jest bowiem tajemnicą inteligencji emocjonalnej chrześcijan, jak i ich darem dla całego świata „na większą chwałę Boga”.