Generał jezuitów Arturo Sosa SJ spotkał się nauczycielami i pracownikami jezuickiego liceum. Odbył także krótkie spotkanie z pracownikami poradni pedagogiczno-psychologiczno-duszpasterskiej.

Omówienie: o. Józef Polak SJ

Szkoła na Kozłówce popularnie nazywana jest KOSTKA, gdyż patronuje jej ten właśnie kanonizowany jezuita. Dziarsko maszerujący św. Stanisław, z książkami na plecach, ma nawet już swój pomnik przed szkołą. Nawet, gdyż zakon przejął tę placówkę zaledwie siedem lat temu. Gmach dawnej „Tysiąclatki” miał opustoszeć na stałe, placówka była zamykana z braku uczniów.

Przyszliśmy do szkoły zlikwidowanej z niepewnością czy nam się uda – mówił witając ojca Generała dyrektor Józef Rostworowski. Wspominał poparcie rodziców i troskę kadry o to, by uczeń był w tej szkole najważniejszy. Efekt? Pięć lat później, w budynku odnowionym staraniem zakonu, uczyło się już 500 uczniów. Dyrektor nie krył satysfakcji, że uczniowie dobrze się w tej szkole czują. Na boku pytam jedną z uczennic, czy to prawda. Odpowiedź? – Mimo, że jest wysoki poziom, tu jest po prostu fajnie. Nie przeszkadza im nawet to, że zdecydowana większość uczniów chodzi w bordowych lub granatowych koszulkach i bluzach z logo KOSTKI. Pytam czy im to nie przeszkadza. Okazuje się, że niespecjalnie. Bluzy są ciepłe, koszulki fajne, a przynajmniej rano nie ma problemu co mamy na siebie włożyć, śmieją się dziewczyny.

Dyrektor Rostworowski jest dumny, że po siedmiu latach mogą się już pochwalić sukcesami edukacyjnymi na szczeblu małopolskim, że z każdym rokiem uczniowie osiągają wyższe wyniki w egzaminach zewnętrznych. W krótkim czasie, z powodu reformy szkolnictwa, KOSTKA uruchomiła drugą szkołę, która ma już dwa roczniki liceum. Kadrze, jak mówi, nie brakuje zaparcia i dobrej woli, by mimo trudności tworzyć solidną szkołę, konkurencyjną dla innych w Krakowie.

Wizyta o. Arturo Sosy rozpoczęła się od wymogu formalnego: na prośbę woźnej, musiał się wpisać do rejestru gości zewnętrznych. Okazuje się, że Szkoła prowadzi system kart elektronicznych nie tylko dla kadry nauczycielskiej, ale także dla uczniów, z których każdy ma własną kartę. Rodzice dzięki temu wiedzą czy dziecko jest w szkole, gdyż mogą to sprawdzić w Internecie.

Nauczyciele, pracownicy administracji i obsługi oraz delegacja rodziców

Spotkanie z gronem pedagogicznym poszerzono o pracowników administracji i przedstawicieli rodziców. Po wprowadzeniu dyrektora był czas na pytania. Szymon Tarkowski, nauczyciel geografii, ciekaw był czy kryzys w Wenezueli powoduje też problemy w tamtejszym szkolnictwie?

Ojciec Sosa wyjaśnił, że w jego kraju Towarzystwo Jezusowe prowadzi dwa rodzaje szkół: prywatne, które wspierane są przez rodziny oraz szkoły ludowe, wchodzące w sieć szkół w Ameryce Łacińskiej. Po polsku nazywają się „Wiara i Radość” – Fe y Alegria. W Wenezueli zakon prowadzi ich ok. 200. Państwo pokrywa pensje i koszty utrzymania. Same szkoły muszą zadbać o wyposażenie i rozwój. Obecnie wszystkie one mają wiele problemów. Rodziny zubożały i pensje nauczycieli są niskie. Twarda rzeczywistość sprowadza się do tego, że jeśli nauczyciel musi dojeżdżać do pracy, to na jedzenie już nie wystarcza. Zatem wszystkie szkoły potrzebują jakiejś pomocy. Zakon próbuje szukać środków w Wenezueli, jak i za granicą, by wspierać szkoły. Uczniów trzeba dożywiać. Po części jest to możliwe dzięki solidarności między rodzicami, ale i grupie prowincji jezuickich, wspierających Wenezuelę – jak np. prowincja litewska. Tamtejszym problemem jest również fakt, że wiele ojców i matek emigruje z Wenezueli. Duża liczba dzieci żyje z dziadkami, gdyż rodzice zarabiają za granicą. Kiedy to się zmieni? Obecnie nikt nie jest w stanie przewidzieć. Odbudowa kraju zajmie wiele lat.

Jedna z nauczycielek wysłuchała internetowego przemówienia ojca Generała, w którym wiele mówił o sprawiedliwości. Spytała czy ma jakieś rady dla tego grona nauczycieli. – Zrobiliście bardzo konkretny krok by nie tylko mówić o sprawiedliwości, ale i wprowadzać ją w życie – zauważył o. Sosa. Jeśli nauczyciele, uczniowie i rodzice czują się tu dobrze i na równi traktowani, to jest to duży krok naprzód. Przestrzegł równocześnie przed tym, by szkoła nie była miejscem odizolowanym. Młodzieży trzeba pokazać jak świat wygląda naprawdę, by krzyk i płacz świata był w tym środowisku słyszalny. Ma to rozbudzać odpowiedzialność, gdyż edukacja i możliwość wzrostu winny prowadzić do służby. Mamy nadzieję, że dzieci kończące tę szkołę będą świadome swej odpowiedzialności za kraj, za Europę oraz że są częścią systemu edukacji na świecie, dodał o. Sosa. Zachęcił przy tym do dalszej współpracy z rodzicami, gdyż bez ich pomocy takie dzieło nie może się udać.

Nauczyciele dzielili się przeżyciami z wyjazdu szkolnego na Maltę oraz na kongres szkół jezuickich w Cincinnati, w USA. Takie doświadczenia dają nam szansę rozwoju nie tylko zawodowego, ale i osobistego, mówili.

Rodzice z kolei opowiedzieli o działaniach Rady Rodziców. Oprócz kiermaszu na Boże Narodzenie wspierają akcję „Jesteś głodny – przyjdź na zupę”. Okazuje się, że codziennie korzysta z tej możliwości 30-40 uczniów. Rocznie kosztuje to ponad 20 tys. zł. Pieniądze pochodzą m.in. z dobrowolnych wpłat rodziców. W tym kontekście nie brakło pytania jak rodzice wspierają szkoły w Wenezueli?

Odpowiadając o. Sosa zaznaczył, że w obu rodzajach tamtejszych szkół rola rodziców jest bardzo istotna. Im więcej rodzice uczestniczą w procesie edukacyjnym, tym szkoła jest lepsza. Zakon chce, by szkoła współpracowała z rodzicami, nauczycielami i jezuitami, by dzieci brały odpowiedzialność w swoje ręce. Wyznał przy tym, że w czasach gdy sam był uczniem jezuickiej szkoły, to bynajmniej nie chciał widzieć w szkole ojca i matki, gdyż uważał, że szkoła to przestrzeń ucznia. Patrząc na swoją rodzinę obecnie ma wrażenie, że jego siostra może nawet częściej jest w szkole niż jej dzieci. Chodzi o to, by szkoły stawały się częścią codziennego życia, także w weekendy i przy aktywności sportowej.

Kolejne pytanie do o. Sosy dotyczyło znaczącego wspomnienia ze szkoły. Wyznał, że niewiele pamięta z chemii czy matematyki. W pamięć zapadło mu natomiast napięcie związane z tym, że mogli poznawać wiele spraw związanych z wydarzeniami w kraju. Wspominał, jak w wieku 10 lat chodził do szpitali by bawić się z dziećmi, które tam były. Gdy był starszy odwiedzał slumsowe peryferie miasta. Raz lub dwa razy w roku szkoła organizowała wyjazdowe obozy na 2-3 tygodnie, a był to wyjazd do pracy na wieś. Więcej geografii, żartował, nauczyłem się jeżdżąc po kraju, niż w klasie.

Za duże wyzwanie natomiast uznał koordynację pracy stowarzyszeń absolwentów, o co zapytał jeden z nauczycieli. Doświadczenie wenezuelskie pokazuje, że nie jest tam ono wystarczająco żywotne. Działalność sprowadza się do spotkań absolwentów w 10 czy 20 lat po zakończeniu szkoły. Ale sposobów solidarności ze szkołami w rozwiązywaniu problemów nie zdołano tam jeszcze wypracować.

Wiecie, że nie jesteście najlepsi i jest wiele obszarów, które można poprawiać. W duchowości ignacjańskiej ważne jest MAGIS. Nie możemy się zadowolić tym, co już osiągnęliśmy. Zawsze można zrobić więcej. Jesteście bardzo dobrzy, ale możecie być jeszcze lepsi, zachęcił o. Sosa nauczycieli Liceum KOSTKI w Krakowie.

Poradnia pedagogiczno-psychologiczno-duszpasterska

Następne, krótkie spotkanie odbyło się w poradni pedagogiczno-psychologiczno-duszpasterskiej. To własny patent tej szkoły. Na etacie w KOSTCE jest dwóch pedagogów i psycholog, a pomagają im także jezuici. Pracy mają wiele. Opiekują się jedną trzecią ogółu uczniów, we współpracy z dyrekcją i z rodzicami. Poradnia wpisuje się w rzeczywistość lokalną. Osiedle na Kozłówce to jedna z trzech dzielnic Krakowa, gdzie jest sporo rodzin zagrożonych niedostosowaniem społecznym. Są dzieci, które główny posiłek dnia jedzą w szkole. Połowa uczniów ma różnego rodzaju dysfunkcje i zaburzenia. Ważne, że dzieci zdrowe mają dobry kontakt z innymi. Sama młodzież opiekuje się tymi słabszymi. Gdy problemy ich przerastają, dzieci przychodzą do poradni i proszą o pomoc. Pracownicy poradni mają już nawet swój własny poradnik dorastania. Ta książka, napisana historiami wychowanków, podpowiada jak stawiać czoła problemom.  Kadra ma satysfakcję, że młodzież sama przychodzi: to nie jest obowiązkowe. W gustownie urządzonej poradni stała przenośna tablica. Wśród wielu napisów widniał tam i łaciński: Cura personalis – troska o ludzi. O. Sosa widząc to dopisał: „Apostolica”. W jezuickiej szkole troska o ludzi jest zawsze apostolska.