Nieumiejętność relacji, lęk przed nimi lub sprowadzanie ich do wymiaru technicznego, formalnego są wynikiem ludzkich lęków. Zatrzymajmy się przez chwilę nad nimi, gdyż są one główną przeszkodą w kształtowaniu miłości i idolatrii. W dostrzeżeniu korzeni lęku, które później kształtują właściwe relacje odwołam się do badań Karen Horney.
Według amerykańskiej psychoanalityczki strach jest reakcją proporcjonalną do grożącego niebezpieczeństwa, podczas gdy lęk jest nieproporcjonalny do wielkości niebezpieczeństwa albo nawet jest reakcją na niebezpieczeństwo pozorne. W praktyce jednak nie zawsze możemy jasno określić, które zagrożenia są obiektywne, a które subiektywne. Najczęściej są ze sobą złączone. Według Horney korzenie lęku tkwią w dzieciństwie, gdy dziecko doświadcza poczucia bezradności i izolacji w świecie, który postrzega jako wrogi. Brak poczucia bezpieczeństwa może być spowodowany różnymi czynnikami. Do najczęstszych należy bezpośrednia lub pośrednia dominacja nad dzieckiem ze strony rodziców lub innych osób dorosłych. Może się ona wyrażać przykładowo obojętnością rodziców wobec dziecka; lekceważeniem, brakiem zainteresowania sukcesami dziecka; nadopiekuńczością, której skutkiem jest „maminsynek” czy „tatusiowa córeczka”; niesprawiedliwością wobec dziecka; koniecznością opowiadania się po stronie jednego z rodziców podczas kłótni, wykorzystaniem emocjonalnym lub seksualnym.
Najbardziej wyrazistą przyczyną lęku jest więc brak ciepła emocjonalnego, wyrażanego również w gestach i wroga atmosfera w domu. Czynniki te mogą rodzić przekonanie (nie zawsze uzasadnione), że miłość rodziców jest grą. Następuje wówczas podstawowe zaburzenie egzystencjalnego przekonania o byciu kochanym. Poczucie deficytu miłości bywa często przerzucane na relacje do Boga. Thomas Merton zauważa, że najcięższą pokusą mnicha jest pokusa niewiary w to, że jest kochany przez Boga. Doświadczenie wykazuje, że nie jest to jedynie pokusa mnicha. Pokusa niewiary w miłość Boga jest zwykle wynikiem lęków z dzieciństwa, wynikających ze straszenia Bogiem przez rodziców. Konsekwencją są późniejsze zaburzone relacje. Największe spustoszenie w wierze czyni lęk, który nie pozwala zawierzyć, zaufać Miłości. Na szczęście doświadczenia z dzieciństwa nie determinują nikogo w sposób absolutny. A dotarcie do korzeni niewiary w miłość może być początkiem wyzbywania się lęków.
Próbując radzić sobie z lękami dziecko stosuje pewne „strategie”, które w efekcie kształtują jego późniejsze zachowanie i relacje. Karen Horney grupuje je w trzech różnych nastawieniach. Pierwsza strategia polega na kierowaniu się ku ludziom. Dziecko, aby czuć się akceptowane, bezpieczne „zarabia na miłość” i staje po stronie silniejszego. W późniejszym życiu stosuje tę samą strategię wobec innych, a także w stosunku do Boga. Druga strategia, która jest nastawieniem przeciwko ludziom, polega na walce. Dziecko buntuje się, chce być silniejsze od otoczenia, chce górować nad innymi. Rozumuje: jeżeli będę silniejszy, nikt mnie nie skrzywdzi. Chęć górowania nad innymi posiada również rysy odwetu. Trzecią strategią radzenia sobie z lękiem jest izolacja. Jest to swego rodzaju ucieczka w świat marzeń, baśni, później książek, a obecnie coraz bardziej w świat wirtualny. Dziecko ma poczucie, że nie jest rozumiane ani kochane i odsuwa się na ubocze.
Wymienione wyżej elementy, bezradność, wrogość i wyizolowanie występują w podstawowym lęku człowieka i są rzutowane na całą osobowość. Zasadniczo są przemieszane, choć zwykle dominuje jeden z nich. Są one czynnikiem kształtującym trzy typy osobowości: uległą, agresywną i izolującą się.
Osoba uległa przeżywa ogromną potrzebę miłości, bycia kochaną, akceptowaną. Pragnie partnera, który spełni jej oczekiwania i weźmie na siebie odpowiedzialność. Jej potrzeby koncentrują się wokół pragnienia ludzkiej bliskości i tęsknoty za przynależnością, które ma charakter kompulsywny; jeżeli nie zostaje natychmiast zaspokojone, wpływa destruktywnie na funkcjonowanie całej osobowości (uzależnienie przypominające narkotyki). Osoba uległa posiada również nienasycone pragnienie bezpieczeństwa, które utożsamia z byciem kochaną: Kochaj mnie, a będę bezpieczny /a. W relacjach z innymi dąży zawsze do ugody, wycofuje się, usuwa w cień. Jest skłonna raczej przyjąć na siebie winę, niż oskarżać innych. W przypadku niesłusznej krytyki czy ataku przybiera pozę pokory i przesadnej skruchy. Osoba uległa jest wewnętrznie przekonana o swojej słabości i bezbronności. Często mówi o tym w nadziei, że znajdzie opiekuna. Przypomina współczesnego „kopciuszka” szukającego wybawiciela i obrońcy. „Kopciuszkami” bywają dziś coraz częściej mężczyźni.
Inną cechą osoby „potulnej” jest kompleks niższości. Zawsze uważa się za mniej inteligentną, atrakcyjną, wykształconą i wartościową niż inni. Z tego powodu przeżywa bardzo boleśnie wszelkiego rodzaju odrzucenie. Ponadto wypiera w sposób bardzo mocny tendencje agresywne. Uległość, uogólniając, jest formą agresji wobec siebie i własnych pragnień. Lęk przed odrzuceniem nie pozwala manifestować niezadowolenia, złości czy agresji.
Osoba agresywna zakłada, że wszyscy nastawieni są do niej wrogo, świat jest terenem walki i każdy musi „dbać o własną skórę”. Dlatego gra rolę „macho”, „twardziela”, który zawsze ma rację, jest mocny, niczego się nie boi, zawsze sobie ze wszystkim i wszystkimi poradzi. Sądzi, że zawsze należy kontrolować sytuację, dlatego często manipuluje innymi, nie stroniąc nawet od użycia siły. Jej sposobem na życie jest rywalizacja i wykorzystywanie innych. Podstawą poczucia siły staje się sukces i prestiż; stąd kieruje się w życiu pytaniem: co ja z tego będę miał? Szczególnie trudno jej przyznać się do błędów. Tworzy więc swoistą filozofię: bezpieczeństwo uważa za siłę, brak zainteresowania drugim człowiekiem za uczciwość, zimną realizację własnych celów za realizm… Osoba agresywna boi się uczuć; zarówno ich przyjmowania, gdyż nie wierzy w szczerość intencji innych ludzi, jak i okazywania, gdyż jest to dla niej oznaka słabości.
Osoba wyizolowana tworzy wokół siebie rodzaj magicznego kręgu, którego nikomu nie wolno przekroczyć. Jej główną zasadą jest brak zaangażowania i samowystarczalność, co może w praktyce przybierać oznaki zaradności. W rzeczywistości kryje się tutaj lęk, by inny człowiek nie stał się niezbędny w jej życiu. Przypomina więc współczesnego Robinsona Crusoe lub Zosię -samosię.
Osoba wyizolowana odczuwa przesadną potrzebę prywatności. Każde, nawet najbardziej ogólne pytanie, dotyczące życia traktuje jako przysłowiowe „wchodzenie z butami do jej duszy”. Jest przewrażliwiona na punkcie przymusu i dlatego buntuje się na wszelkie plany zajęć; dostosowanie się do jakichkolwiek norm postępowania, zachowania lub tradycyjnych wartości rodzi w niej jawny lub skryty bunt.
Osoba wyizolowana uważa się za lepszą od innych; pogardza współzawodnictwem i angażowaniem się w walkę. Myśli, że jest wspaniałym cedrem na wierzchołku góry, a inni stanowią drzewa tłoczące się w marnym lesie u jej podnóża.
fot. Pixabay