Poniższy tekst, którego autorem jest hinduski jezuita Sheise Porunnakkottu SJ, ukazał się w miesięczniku JIVAN z października 2019 roku. 

Gdy myślę o moich jezuickich przełożonych i ich zawsze uśmiechniętej twarzy, jestem z nich dumny. Wnieśli wiele światła w moje życie i mogę dziś z wdzięcznością i wzruszeniem powiedzieć wielkie „dziękuję”.

Przypominają mi się słowa Arundhatiego Roya, który dedykując swojej mamie książkę „The God of Small Things” (Bóg małych spraw), za którą otrzymał Nagrodę Bookera, napisał: „Marii Roy, która mnie wychowała, która nauczyła mówić przepraszam zanim odważyłem się wtrącić moje dwa słowa i która tak bardzo mnie kochała, że pozwoliła mi odejść”.

Ta krótka dedykacja pana Roya wydaje się opisywać najzwięźlej i najlepiej to czego w większości oczekujemy od dobrego jezuickiego przełożonego. Sprowadza się to do trzech kluczowych sformułowań, na które chciałbym zwrócić uwagę: „wychowała mnie”, „nauczyła mówić przepraszam” i „tak bardzo mnie kochała, że pozwoliła mi odejść”.

Myśl o tym, że ktoś nas wychował, kieruje naszą wdzięczność ku jezuitom, którzy byli i wciąż są narzędziami w naszym niekończącym się procesie stawania się ludźmi, a dokładniej, mądrymi ludźmi. Słowo „przepraszam” obejmuje swoim znaczeniem wszystko, co człowiek powinien robić, aby moralnie i duchowo być osobą o wrażliwości społecznej. Poczynając od troski o czyjeś osobiste potrzeby a kończąc na umiejętności dostrzegania świętości w drugiej osobie. Ponieważ większość jezuitów wstępuje do zakonu w bardzo młodym wieku to bardzo ważne jest, by przełożeni ukształtowali tych młodych ludzi nie tylko do mówienia w różnych sytuacjach „przepraszam”, ale również do życia duchem tego słowa.

„Kochać tak, by pozwolić odejść” jest bardzo istotne w wychowaniu do miłości i wolności. Richard Bach w swoim bestsellerze „Jonathan Livingston Seagull” pisze, że „mewa, która wzbija się najwyżej, widzi najdalej”. Jedynie wolna mewa może wzlecieć wysoko. I tylko ta mewa, która doświadczyła radości latania na dużej wysokości i spoglądania w niekończący się horyzont może wytłumaczyć innym mewom jak wielkie znaczenie ma wzbijanie się ku niebu. Moi przełożeni kochali mnie wystarczająco, by zaufać mi i puścić mnie wolno.

Po ukończeniu studiów magisterskich, gdy wróciłem do Prowincji na czas mojej apostolskiej praktyki, miałem szczęście mieć za przełożonego ojca Xaviera Veliyakama. Wiedział, że moją pasją jest sztuka i teatr. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie mi powiedział były słowa, które wciąż we mnie pracują: „Nie chcę ci ucinać skrzydeł… Chcę abyś latał”.

Często podziwiam jak wielką wolnością cieszyłem się w Towarzystwie. Zakon nigdy mnie nie formował posługując się normami i przepisami, nakazami i zakazami, ale kształtował mnie kochając i współodczuwając. Jestem wdzięczny za to, że miałem wspaniałych przełożonych: kochających, zatroskanych, myślących, korygujących a zarazem uwalniających siebie i innych, by wzbijać się coraz wyżej, ku Jego Większej Chwale.

Sheise Porunnakkottu SJ