Ojciec Henryk Droździel SJ, który jako Socjusz Prowincjała pracował z o. Florianem Pełką SJ i przez sześć lat wspierał go w rządach Prowincją, dzieli się z nami swoim wspomnieniem.

O. FLORIAN PEŁKA SJ: JEZUITA, KTÓRY CENIŁ WSPÓLNOTĘ WIARY

Spotkałem osobiście ojca Pełkę w 1989 roku. Dotąd poruszaliśmy się w innych obszarach geograficznych. Poznałem go dopiero po przyjeździe z Londynu na studia do Rzymu. Pracował wtedy w Radiu Watykańskim. Widywaliśmy się sporadyczne przy okazji tradycyjnych spotkań jezuitów z Polski pracujących i uczących się w Rzymie. W marcu 1991 r. został mianowany Prowincjałem i już jako przełożony Prowincji przyjechał do Collegio Bellarmino na wizytację. Pamiętam, że nasza rozmowa trwała krótko. Zapytał mnie jakie plany względem mnie ma Towarzystwo na najbliższy czas. Wysłuchał mnie i powiedział, żebym zakończył sprawy związane ze studiami w Rzymie i wrócił do Polski, mam zostać jego socjuszem. „Ojciec Generał nie pytał mnie czy chcę zostać prowincjałem i ja nie pytam ciebie czy chcesz być socjuszem” – powiedział. Było to wiosną 1991 roku. Przez następne lata towarzyszyłem mu, jako socjusz (nigdzie nie było i nie ma w zakonach funkcji o takim charakterze, w sensie relacji przełożony jego zastępca, osobisty sekretarz…), co pozwalało mi poznać go jako człowieka, kapłana, zakonnika, jezuitę i współbrata.

Zrozumiałem go lepiej, gdy pewnego razu odwiedziliśmy jego krewnych w rodzinnym w Śpicimierzu. Do dziś pamiętam jak gospodarze rozmawiali o historii swojej miejscowości, która była kiedyś miastem książęcym (i ma rodowód potwierdzony na piśmie sięgający XII wieku a zaraz za wsią ślady zamku), ze znawstwem i szczegółami, jak gdyby chodziło o podwórko sąsiada. Mówiono tam o Polsce, o Kościele w Polsce, cieszono się z pielgrzymki do Rzymu, ale i z funduszy pozyskanych przez gminę. To było środowisko z którego wyszedł, które położyło fundament pod dalszy jego rozwój. Ojciec Florian Pełka nie zmarnował tego co otrzymał w domu i w Zakonie.

Zmarły był zasłużonym jezuitą; cenionym i szanowanym, tak przez jezuitów jak i nie jezuitów, przez kapłanów diecezjalnych, najwyższych przedstawicieli Stolicy Apostolskiej i samego papieża. Uznawano jego kompetencję, roztropność, przedsiębiorczość oraz umiejętności kierownicze.

Jego socjologiczno-pastoralne studia i praca w Radiu Watykańskim oraz podróże z Janem Pawłem II pozwalały mu wnikliwie oceniać sytuację w świecie współczesnym, w Kościele i Towarzystwie.

Nie miał zwyczaju tego ogłaszać, ale inicjował działania mające wspierać to co dobre i wychodzić naprzeciw potrzebom. Cieszył się szacunkiem i uznaniem przełożonych innych zakonów męskich i żeńskich oraz polskiego episkopatu.

Jako przełożony Prowincji Wielkopolsko Mazowieckiej zasłużył się dla rozwoju prowadzonych przez nią dzieł, powołał nowe i położył podwaliny pod przyszłe. Bardzo wiele wysiłku włożył w umacnianie ducha zakonnego.

Był z nominacji Jana Pawła II, jako Ojciec Synodalny, uczestnikiem Synodu Biskupów poświęconego życiu konsekrowanemu (Rzym, 1994). Dla ojca Floriana życie konsekrowane: „to dar jedności, komunii w życiu Trójcy Przenajświętszej, w Miłości, którą Syn darzy Ojca w jedności Ducha Świętego… – napisał w jednym z rozważań. „Ja również jestem objęty tą przeogromną Miłością, w Nią włączony, Nią obdarowany i przez tę Miłość formowany, by osiągnąć pełną dojrzałość Nowego Człowieka, to znaczy Jezusa Chrystusa, Jego sposób życia i miłowania Ojca (w pełnieniu Jego woli w posłuszeństwie aż do śmierci krzyżowej); Jego sposób miłowania ludzi (nie tylko przebaczając 77 razy, ale kochając wszystkich, także nieprzyjaciół i oddając własne życie, by ich ocalić)”.

Znane są jego związki z neokatechumenatem w Polsce a dokładniej z jego przeszczepieniem i rozwojem. Ojcu Pełce, nie tylko o. Cholewińskiemu, zawdzięcza on to, że się zakorzenił na tyle mocno, że dziś wydaje owoce. Neokatechumenat nie był czymś dodanym do jego życia jako jezuity, ani nie był konkurencją czy ucieczką. Jezus jest w centrum duchowości ignacjańskiej i neokatechumenatu. Jezus był zdecydowanym centrum życia zakonnego i kapłańskiego o. Floriana. Czy jest coś bardziej jezuickiego?

Był doświadczonym zakonnikiem. Wiele się nauczyłem od niego odnośnie do metod walki duchowej. „Jeśli nie ma w tym grzechu, to sobie poradzimy” – mawiał.

W kalendarzu, w rubryce niedziela, zawsze wpisywał „Dzień Pański” i strzegł świętości tego dnia. Był uosobieniem spokoju i racjonalnego działania w sytuacjach nagłych i dramatycznych. Kiedy trzeba potrafił być stanowczy, zwłaszcza w obronie człowieka i jego godności.

Znał i cenił wagę wspólnoty wiary w życiu chrześcijan, pracował na rzecz budowania wspólnot w życiu Kościoła i Zakonu. Na ten temat wypowiadał się na wspomnianym Synodzie Biskupów.

Znałem go i zapamiętałem, jako człowieka modlitwy i pokornie znoszącego cierpienia. To był prawdziwy jezuita nie tylko od święta, ale na co dzień, w każdej chwili. Pan Go prowadził, a on dał się formować.

Kończąc chciałbym zacytować słowa papieża Franciszka, które moim zdaniem doskonale pasują do życia i osoby o. Floriana: „Wiemy, że odpowiadając na wezwanie Pana, nie zostaliśmy namaszczeni przez Ducha do bycia superbohaterami. Zostaliśmy posłani ze świadomością bycia osobami, którym przebaczono, aby stać się pasterzami na wzór Jezusa umęczonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Ponieważ naszą misją jako sług Kościoła jest dziś, podobnie jak i wczoraj, świadczenie o sile zmartwychwstania wobec poranionego świata. W ten sposób jesteśmy wezwani, aby pokornie podążać drogą świętości, wspierając uczniów Jezusa w dawaniu odpowiedzi na ich chrzcielne powołanie do stawania się coraz bardziej misjonarzami, świadkami radości Ewangelii”.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 25.10.2019