Zacheusz jest człowiekiem humoru i fantazji. Pokonuje piętrzące się przeszkody (mały wzrost i tłum ludzi otaczający i przysłaniający Jezusa). Wspina się, jak małe dziecko, na drzewo sykomory i niecierpliwie wypatruje Nauczyciela. Sykomora, będąc symbolem żywotności, uważana była przez Egipcjan za drzewo święte, natomiast w niektórych kręgach żydowskich uchodziła za drzewo bez wartości. Kontakt z nią uważano za czyn niehonorowy. Zacheusz nie dba o to. Nie dba również o reakcje i opinie innych. Wspinanie się na drzewo nie przystoi poważnemu obywatelowi, kłóci się z godnością człowieka, który sądzi, że osiągnął niemal wszystko; może wywoływać uśmiech i drwiny. Okazuje się, że głębokie pragnienie jest silniejsze niż codzienna rutyna, ukształtowany latami tryb życia, konwenanse. Są w życiu chwile, kiedy trzeba przekraczać wiele krępujących konwenansów, a przede wszystkim fałszywy obraz siebie, by nie zmarnować łaski, daru spotkania z Jezusem.
Wejście na drzewo ma również znaczenie symboliczne. Zacheusz wznosi się ze swojej małości, wychodzi ze swego ciasnego kręgu, może miernoty, wspina się ponad banalność, którą było dotychczas wypełnione jego życie. Dzięki temu wyjściu ponad codzienność, która zasłania szeroki horyzont, widzi Jezusa.
Ważniejsze jest jednak, że Jezus widzi jego. Jezus spogląda w górę na Zacheusza. Dotychczas wszyscy spoglądali nań z góry, albo w ogóle go nie dostrzegali. Spoglądając na Zacheusza, Jezus okazuje mu poważanie. Zacheusz po raz pierwszy poczuł się potraktowany jak człowiek. W hellenistycznym świecie słowo „anablepo” oznaczało: „spoglądać do góry, w niebo i ku bezcielesnym ideom”. Jezus spogląda do góry na człowieka. Widzi w nim niebo. Widzi w człowieku oblicze Boga. Spojrzenie Jezusa na nowo stwarza Zacheusza. Zwierzchnik celników otrzymuje nową twarz (A. Grün). Nie musi nic mówić. Wystarczy, że przemówiły jego gesty, próba wybicia się ponad zwyczajny poziom życia.
Doceniając pragnienia i wielkie serce celnika, Jezus pragnie poznać go bliżej, w jego domu: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu (Łk 19, 5). Rabbi z Nazaretu wzywa celnika, by opuścił swoją sykomorę. Zapewniała mu ona ochronę i dystans. Dawała poczucie kontroli nad wszystkim. Ponadto była miejscem, które celnik sam wybrał, sądząc, że stanowi optymalne miejsce do realizacji pragnień, planów.
Sykomora jest obrazem zamknięcia w sobie, w swoim własnym światku czy wąskim kręgu przyjaciół. Może stanowić wyraz lęków i prowadzić do pogłębiającej się nieufności do ludzi, ale także do Jezusa, do Boga i w konsekwencji do izolacji. Zamknięcie się na „własnej sykomorze” koncentruje nadmiernie na sobie (i swoich lękach) i przeszkadza w głębszych relacjach, przyjaźniach i miłości. Każdy, kto zbliża się do sykomory (również Bóg) bywa odbierany jak intruz, który stanowi zagrożenie i chce zniszczyć zdobyte poczucie bezpieczeństwa i spokój.
Jezus żąda, by Zacheusz opuścił sykomorę, by zmienił miejsce, chce by wyszedł z ukrycia; co więcej, pragnie z nim biesiadować. Pobożni Żydzi nigdy nie wstąpiliby do domu celników, uważanych za nieczystych. Jezus przekracza kolejne konwenanse. Dla Niego zawsze ważniejszy jest człowiek niż normy prawne.
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Czy stać mnie (od czasu do czasu) na fantazję, odwagę i odrobinę szaleństwa w życiu z Jezusem?
- Czy jestem człowiekiem fantazji i humoru? Czy raczej formalistą, który kieruje się konwenansami, lękiem przed oceną innych i utratą poważania, obawą przed byciem innym i odejściem od zastanych norm i zasad, które rządzą środowiskiem?
- W jaki sposób Bóg zmieniał „moje miejsca”?
- Co stanowi „moją sykomorę”, którą powinienem dziś opuścić, by żyć bardziej świadomie i głęboko?
Więcej w książce: Mężczyźni. Medytacje biblijne, WAM 2017
fot. Unsplash