Mało kto pamięta, iż na Zachodzie istnieje malarz, którego „Boże Narodzenie” zawiera wszystkie elementy ikony bożonarodzeniowej Wschodu. Jest nim Duccio di Buoninsegna (1255-1319). Jego dzieło zatytułowane jest „Narodzenie” (1308-11, tempera na drewnie, 43,5 x 44,5 cm) i znajduje się w National Gallery of Art, w Waszyngtonie (zobacz: ilustracja powyżej).
Wielka góra wypełnia prawie cały obraz Buoninsegni. W sercu góry znajduje się grota, do której wejście ma kształt szopki. W centrum, na tle (a może na pograniczu) ciemności groty i światła leży w żłóbku (przypominającym trumnę) owinięty w pieluszki (przypominające całun) mały Jezus. Przy żłóbku stoją wół i osioł. Nad miejscem narodzenia gwiazda wskazuje Nowonarodzonego rozszczepionym troiście promieniem światła. Najbliżej nas, wybijająca się wielkością postać Matki, Maryi, na porfirowym posłaniu. Poniżej, druga co do wielkości postać – św. Józef. W czterech rogach, poczynając od lewego górnego, chóry aniołów kontemplujące niezgłębiony majestat Odwiecznego Boga (grupa z oczyma wzniesionymi ku górze) i Dziecię w żłóbku. W prawym górnym rogu dwie grupy postaci: anioły pochylone w geście adoracji Wcielonego Syna Bożego i Trzej Królowie wspinający się na górę i wpatrujący się w niebo, którym anioł objaśnia znaczenie gwiazdy. W prawym dolnym rogu dwaj pasterze ze stadem zwierząt słuchają zwiastującego im narodzenie anioła. W lewym dolnym rogu dwie kobiety, którym tradycja nadała imię Salome i Maja, kąpią małego Jezusa.
Duccio jest mistrzem narracji. Czerpiąc obficie z tradycji ikonopisów bizantyjskich, ukazuje wydarzenie Bożego Narodzenia nie według chronologii, ale w jego ponadczasowej współobecności. Narodzenie Jezusa i Jego śmierć są sobie współczesne. Nie byłoby jednego bez drugiego. Grota narodzenia na obrazie, podobnie jak na ikonach, przywołuje na myśl modlącemu się grotę Grobu Pańskiego. Życie i śmierć są już tu ze sobą nierozdzielnie złączone. Nie byłoby zmartwychwstania, gdyby nie było narodzenia. Nie tylko w sensie historycznego następstwa.
Zmartwychwstanie jest zwieńczeniem tajemnicy narodzenia. Tajemnica Bożego Narodzenia nie ma w sobie nic z blichtru ani infantylnej wesołości. Dlatego w drugi dzień Bożego Narodzenia obchodzimy święto św. Szczepana męczennika. Narodzenie prawdziwe dokonuje się w wodach chrztu, męczeńskiej krwi i łzach żalu. Bóg w Jezusie stał się człowiekiem; człowiekowi umierającemu w Jezusie otwiera się brama nieba.
Jezus jest w centrum ikony, w centrum obrazu Duccia. Leży w żłobie (co podkreślają zwierzęta i siano). Możemy sobie wyobrazić Jego ciało złożone po śmierci do grobowca – jak gdyby znajdował się w trumnie złożonej do groty. Widać to wyraźnie w przedstawieniu szat, które go spowijają na kształt całunu. Jeszcze wyraźniej widać to na ikonach bożonarodzeniowych bizantyjskich i ruskich. Tam jest podobny do płomienia światła, które rozświetla noc kryjówki albo do ziarna rzuconego w serce ziemi.
Człowieczeństwo Dziecięcia podkreśla scena obmycia Nowonarodzonego. Kąpią go niewiasty, tak jak każde ludzkie dziecko. Niektórzy mówią, że wół i osioł przywędrowały z apokryfów. Nieprawda. Trafiły tam wprost z kart Biblii, dokładniej z proroctwa Izajasza: „Poznał wół Pana swego i osioł żłób Pana swego. Izrael nic nie rozumie”. Nie rozumie, bo stracił wiarę. Bez wiary grota jest jedną z grot, a Jezus jeszcze jednym dzieckiem. Może jest w tym ukryta satyra na ludzkie uparte niedowiarstwo?
A może jest tu jeszcze głębszy sens. Zwierzęta zawsze wracają do wodopoju, do miejsca żerowania. Człowieka można zawsze spotkać w miejscu narodzenia i…śmierci. Ten, który wyruszył za człowiekiem z raju, czeka na niego tam, gdzie on na pewno prędzej czy później trafi. Ziemia wokoło jest spękana. Nie jest to tylko symbol skalistego terenu wokoło Betlejem. Ona rozpoznaje czasu swego nawiedzenia. Materia ma też swoje zwiastowanie, swoją noc, swoją nadzieję na powtórne narodzenie. Ziemia reaguje poruszeniem!?
Trzej Królowie wspinają się na górę. Dotąd boga spotykało się i szukało na górach lub w górze. Mędrcy oznaczają tu całą ludzkość, to, co ma ona najlepszego, symbolizują też ludzki umysł usiłujący wspiąć się ku Bogu, przeniknąć Jego tajemnicę. W niektórych tradycjach teologicznych wschodnich byli prowadzeni przez anioła, który jaśniał jak gwiazda.
Anioł zwiastuje pasterzom narodziny Mesjasza. Oni też mają swoje zwiastowanie i swoją noc. Ta nigdy już się nie powtórzy. Podobnie jak noc wątpliwości Józefa, którego rozterki związane z poczęciem dziecięcia ukazuje zamyślona postać, zwrócona ku Matce i Dziecięciu i otulona szczelnie płaszczem. Jego postać na obrazie jest najbliżej nas. Czy to przypadek?
Centralne miejsce zajmuje Maryja, Matka Jezusa, Matka Boga. Dlatego maluje się Ją po prawej ręce Dziecięcia („Stoi Królowa po Twojej prawicy”). Maryja jest darem wdzięczności ziemi dla nieba. Dzięki Jej słowom: „Niech mi się stanie”, sprawy ludzkie łączą się ze sprawami boskimi. Jej radość zakłóca smutek przeczucia. Oto Bóg przyszedł do swoich, ale czy wszyscy Go przyjmą? Ostatecznie jednak tę grotę z Betlejem i tamtą w ogrodzie, która historycznie jeszcze czeka, połączy ta sama radość. Bóg jest z nami, jest blisko, zmartwychwstały, dawca życia, szeroko otwierający bramy nieba. Radość tę powiększa to, że można go spotkać. Każdy może go spotkać. Jest na wyciągnięcie ręki, na uderzenie serca, na końcu myśli i westchnienia. (A co z niewierzącymi? – zapyta ktoś? Pst! – Ich historia nie jest jeszcze skończona).
Smutek nigdy nie zwycięża w ikonach. Nie ma go też na obrazie sieneńskiego mistrza. Cały obraz emanuje nadludzkim światłem. Ostatecznie cała kompozycja ukazuje przywrócony pokój i szczęście, jakich nie było dotąd nawet w raju. Od świętej nocy Bożego Narodzenia nic już nie jest takie jak było. Oto dokonuje się na naszych oczach rzecz nowa, nowe stworzenie. Ziarno zakiełkowało. Słońce wzeszło. Czujesz to?