„Nie pamiętam dokładnie daty, ale było to w końcu lat 60-tych – powiedział w czasie jednego ze spotkań przy kawie o. Leszek Rynkiewicz SJ. – Byłem wtedy studentem filozofii w naszym jezuickim kolegium w Krakowie. Ojciec Józef Łaś, kompozytor, dyrygent i nauczyciel muzyki w kolegium; był zaprzyjaźniony z tatą Zielińskich, którzy współtworzyli „Skaldów” i pewnie ich zaprosił. W każdym razie któregoś dnia odwiedzili nas, Andrzej (kompozytor większości repertuaru) i Jacek Zielińscy, i zaśpiewali jakąś wariację znanej pieśni o świętym Stanisławie Kostce.”

Zainteresowały mnie te wspomnienia. „Skaldowie” i o. Łaś mają to wspólne, że kolędy w ich wykonaniu brzmią w szczególny sposób.

W latach 1949-1985, ojciec Józef Łaś SJ, przebywał w Kolegium Jezuitów w Krakowie. W tym okresie m.in. dyrygował licznym chórem złożonym z jezuickich kleryków studiujących filozofię jak o. Rynkiewicz. W czasie świąt Bożego Narodzenia, na mszach św. w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa, młodzi jezuici, studiujący filozofię, śpiewali kolędy w jego aranżacji. Były to w większości znane bożonarodzeniowe pieśni, ale rozpisane na cztery głosy. Chórowi towarzyszyli muzycy z Filharmonii Krakowskiej, pozyskani dzięki koneksjom o. Łasia. Chór prezentował wysoki poziom, i wiele osób przychodziło na msze św., także po to, by posłuchać śpiewu.

Ojciec Łaś był pasjonatem muzyki kościelnej, wykładowcą, kompozytorem i dyrygentem chórów. Napisał m.in. rozprawę pt. „Tonalność melodii gregoriańskich”. Jest także autorem muzyki do popularnej kolędy „Nie było miejsca dla Ciebie”, której tekst napisał ks. Mateusz Jeż (w kantyczkach z w 1932 jest wymienione jego nazwisko). O. Łaś opracował tę pieśń na 4 głosy męskie i mieszane oraz skomponował akompaniament orkiestrowy. Nuty są zachowane w biblioteczce muzycznej chóru przy bazylice w Krakowie.

Św. Ignacy kochał muzykę, ale jako przełożony zakazał śpiewać Nieszpory w jezuickich kościołach. Pod naciskiem wiernych musiał jednak z tego zakazu zrezygnować (szczególnie prowincje Polskie nalegały na rozluźnienie przepisów ograniczających stosowanie bogatej oprawy muzycznej liturgii w kościołach jezuickich).

Jakkolwiek utrzymał się zwyczaj, że u jezuitów nie ma wspólnego odmawiania i śpiewania brewiarza, to szybko jezuickie kościoły wypełniła muzyka na wysokim poziomie. Powstające i rozwijające się kolegia musiały mieć własny kościół i odpowiednio do rangi dostosowaną liturgię. Aby zrozumieć, co to znaczy, to trzeba tego doświadczyć, np. uczestnicząc w uroczystej Mszy św. w jakimś jezuickim, barokowym kościele; choćby w Gesù w Rzymie, gdy śpiewa chór i grają zawieszone wysoko (i stereofonicznie) organy piszczałkowe.

Dość szybko powstawały przy kolegiach chóry i orkiestry oraz zaczęto pisać dla nich utwory. Jezuici sięgali po utwory uznanych muzyków, ale i po lokalne talenty. Z czasem w ich gronie pojawili się kompozytorzy, muzycy i śpiewacy. I tak jest do dzisiaj. Sam pamiętam moich utalentowanych współbraci (po Akademiach Muzycznych), którzy po zakończeniu porannej Mszy św. w kaplicy klasztornej, gdy celebrans znikał w zakrystii, wygrywali na organach „bachowe”, „jazzowe” lub „folkowe” wariacje, biorąc za podstawę wykonywane przed chwilą nabożne pieśni. Szkoda, że nie można było tego wtedy nagrać.

Czyż muzyka nie potrafi wypowiedzieć więcej niż słowo i obraz?

Jak każdy dar i ten trzeba jednak odkryć, pielęgnować i rozwijać. Śpiewajmy więc kolędy w okresie Bożego Narodzenia, który w tradycji polskiej trwa do 2 lutego i zachęcajmy tych, którzy zastanawiają się czy warto zacząć śpiewać.

Foto: Wieczór kolęd w Filharmonii Krakowskiej, 28 stycznia 2010 (autor: Adam Walanus).