Celem pobytu Jezusa w domu Piotra nie było bezpośrednio uzdrowienie jego teściowej. Jezus dowiedział się o chorobie, gdy przybył do domu. Został poproszony przez uczniów o pomoc. Kobietę „trawiła wysoka gorączka” (Łk 4, 38). „Dla starożytnych była ona bardziej chorobą niż symptomem choroby. Słowo określające «gorączkę» (pyretos) tak wyraźnie odsyłało do żaru ognia (pyr), że rabini potocznie używali zwrotu «ogień kości» dla określenia gorączki, która mogła być czasami chorobą śmiertelną. Wyobraźmy sobie obecnie ciężką malarię! W tamtych czasach chętnie przypisywano gorączce, jak tylu innym chorobom, pochodzenie demoniczne, a więc trzeba było odprawić egzorcyzmy” (P. Mourlon Beernaert).
Jezus najpierw podszedł do kobiety. Niektórzy pobożni Żydzi w ogóle unikali dotknięcia kobiet, aby nie utracić czystości rytualnej, chyba, że mogli ustalić, w jakim stanie się znajdują (por. Kpł 15, 19). Stąd na przykład wypływa reakcja Szymona faryzeusza na widok grzesznej kobiety, która dotyka Jezusa i całuje Jego stopy (Łk 7, 36nn). Następnie podniósł kobietę, „ująwszy za rękę” (Mk 1, 31). Podobnie uczynił wobec córki Jaira (Mk 5, 41) i chłopca chorego na epilepsję (Mk 9, 27). „Nie jest to przypadek, ponieważ istnieje powiązanie między tą ręką, która podnosi, i Bogiem życia, który podnosi z martwych. Już Stary Testament mówił o Bogu, jako ujmującym za prawicę tego, któremu chce udzielić swojej mocy, a nawet wprowadzić go do swojej chwały” (P. Mourlon Beernaert).
Opisując uzdrowienie teściowej Piotra, Ewangeliści posługują się greckim słowem egeirein, (Łukasz używa słowa anastasis), które oznacza „podniesienie”, „wskrzeszenie”. To samo słowo zostaje użyte w opisie zmartwychwstania Jezusa. Teściowa, która leży w gorączce przykuta do łoża jest symbolem niemocy, bierności, braku życia, obumarcia. Nie może nic dla siebie uczynić. Może tylko czekać i cierpieć. Ale może także z ufnością otworzyć się na Jezusa i przyjąć Jego uzdrowienie. Jezus w swoim geście dobroci uzdrawia: wskrzeszając, daje nowe życie, pozwala wrócić do codzienności i pełni życia.
Jean du Mesnil w taki sposób próbuje wczuć się w przeżycia uzdrowionej kobiety: „Wówczas Jezus zbliżył się do mnie, ale w sposób odbiegający od zwyczaju, w jaki mężczyzna zbliża się do kobiety, która nie należy do niego. Jak wyrazić, co wtedy czułam? Był tu dla mnie. Moje życie miało znaczenie. Naprawdę chciałam, żeby to trwało i bardzo chciałam Go poznać. Jakże cenne było tych kilka sekund pod Jego spojrzeniem! Nigdy czegoś takiego nie doznałam. A potem wziął moją dłoń w swoją. To niesamowite, co może wyrazić dłoń! Jego czuła ręka wydawała się rozumieć całe moje strapienie i zmęczenie, unosiła mnie całą; brała na siebie całą moją wrażliwość. I tak Jego ręka powoli się uniosła i podniósł mnie… Jego dłoń mówiła mi, że jestem silna jak On”.
Święty Łukasz dodaje ponadto, że Jezus rozkazuje gorączce. Jest to więc egzorcyzm. Jezus oczyszcza kobietę od wszelkiej niemocy i zła, które wiązano z chorobą. On jest Panem życia i śmierci. Nie przyszedł jedynie po to, by uzdrawiać ze zwykłej „gorączki”, a więc z doraźnych cierpień, trudności i problemów, ale również podźwignąć ze śmierci, uwolnić od grzechu i zła i wskrzesić do prawdziwego nieśmiertelnego życia.
Pytania do refleksji:
- Co jest moją największą „gorączką”?
- Jakiego dotyku pragnę dziś szczególnie?
- Kogo powinienem dotknąć moimi rękami?
- W czym wyraża się moja niemoc, bierność, obumarcie?
- Co we mnie wymaga wskrzeszenia?
- Jak odnoszę się do egzorcyzmów?
fot. Unsplash