Starożytna Kauda (obecnie Gavdos) to niewielka grecka wysepka leżąca trzydzieści sześć kilometrów na południe od Krety, w Basenie Lewantyjskim. Jej długość nie przekracza jedenastu kilometrów, a szerokość pięciu, zaś łączna powierzchnia wynosi dwadzieścia siedem kilometrów kwadratowych. Jest najdalej na południe wysuniętą częścią Europy. Według miejscowych przekazów Gavdos to opisana w Odysei wyspa Ogygia, miejsce, w którym nimfa morska Kalipso przez siedem lat więziła Odyseusza. Zwolniła go dopiero na wyraźny przykaz Zeusa.
W okresie przed i po drugiej wojnie światowej wyspa Gavdos była miejscem zesłania komunistów i opozycjonistów, rodzajem karnej kolonii dla osób represjonowanych. Obecnie jest wyspą dziką i praktycznie niezamieszkaną, odwiedzaną w porze letniej przez turystów.
Stolicą wyspy jest położone na zachodniej stronie Kastri. Na każdym kroku widać tu świadectwa jego długiej historii. Osadą wysuniętą najbardziej na południe wyspy, a równocześnie najdalej na południe Europy, jest Vatsiana, mała wioska z cerkwią i muzeum.
Zatrzymajmy się na chwilę na tej „Perle Południa”, aby posłuchać o krótkim pobycie na niej Apostoła Narodów:
Niedługo jednak potem spadł od jej strony gwałtowny wiatr, zwany euraquilo. Gdy okręt został porwany i nie mógł stawić czoła wiatrowi, zdaliśmy się na jego łaskę i poniosły nas fale. Podpłynąwszy pod pewną wyspę, zwaną Kauda, z trudem zdołaliśmy uchwycić łódź ratunkową, a po wciągnięciu jej zabezpieczono okręt, opasując go linami. Z obawy, aby nie wpaść na Syrtę, zrzucili ruchomą kotwicę i tak się zdali na fale. Ponieważ miotała nami gwałtowna burza, [żeglarze] zaczęli nazajutrz pozbywać się ładunku, a trzeciego dnia wyrzucili własnoręcznie sprzęt okrętowy. Kiedy przez wiele dni ani słońce się nie pokazało, ani gwiazdy, a niesłabnąca nawałnica szalała, znikła już wszelka nadzieja naszego ocalenia. A gdy już ludzie nawet jeść nie chcieli, powiedział do nich Paweł: «Trzeba było posłuchać mnie i nie odpływać od Krety, i oszczędzić sobie tej niedoli i szkody. A teraz radzę wam być dobrej myśli, bo nikt z was nie zginie, tylko okręt. Tej nocy ukazał mi się anioł Boga, do którego należę i któremu służę, i powiedział: „Nie bój się, Pawle, musisz stanąć przed Cezarem i Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną razem z tobą”. Bądźcie więc dobrej myśli, bo ufam Bogu, że będzie tak, jak mi powiedziano. Musimy przecież dopłynąć do jakiejś wyspy». Kiedy zapadła czternasta noc, a nas rzucało po Adriatyku, zdawało się około północy żeglarzom, że zbliżają się do jakiegoś lądu. Spuścili sondę i stwierdzili dwadzieścia sążni. Nieco dalej spuścili ją znowu i stwierdzili piętnaście sążni. Lękając się, abyśmy nie wpadli na skały, zrzucili z rufy cztery kotwice i wyczekiwali świtu. Kiedy żeglarze, usiłując zbiec z okrętu, spuścili łódź na morze pod pozorem zarzucenia kotwicy z dziobu okrętu, rzekł Paweł do setnika i żołnierzy: «Jeśli ci nie zostaną na okręcie, wy nie potraficie się uratować». Wtedy żołnierze przecięli liny od łodzi i pozwolili jej spaść do morza. Kiedy zaczynało świtać, Paweł zachęcał wszystkich do posiłku: «Dzisiaj już czternasty dzień trwacie w oczekiwaniu, o głodzie i bez żadnego posiłku. Dlatego proszę was, abyście się posilili; bo to przyczyni się do waszego ocalenia; nikomu bowiem z was włos z głowy nie spadnie». Po tych słowach wziął chleb, złożył Bogu dziękczynienie na oczach wszystkich i ułamawszy zaczął jeść. Wtedy wszyscy nabrali otuchy i posilili się. A było nas wszystkich na okręcie dwustu siedemdziesięciu sześciu. Kiedy się najedli, ulżyli okrętowi, wyrzucając zboże do morza. Gdy dzień nastał, nie rozpoznali lądu, widzieli jednak jakąś zatokę o płaskim wybrzeżu, do którego chcieli – jeśliby się dało – doprowadzić okręt. Poodcinali kotwice i zostawili je w morzu. Równocześnie rozluźnili wiązania sterowe, nastawili pod wiatr przedni żagiel i zmierzali ku brzegowi. Wpadli jednak na mieliznę i osadzili na niej okręt. Dziób okrętu zarył się i pozostał nieruchomy, a rufa zaczęła się rozpadać pod naporem fal. Żołnierze postanowili pozabijać więźniów, aby który nie uciekł po dopłynięciu do brzegu. Lecz setnik, chcąc ocalić Pawła, przeszkodził ich zamiarowi. Rozkazał, aby ci, co umieją pływać, skoczyli pierwsi do wody i wyszli na brzeg, pozostali zaś [dopłynęli] jedni na deskach, a drudzy na resztkach okrętu. W ten sposób wszyscy cało znaleźli się na lądzie (Dz 27, 14-44).
Przewidywania Pawła sprawdziły się. Gdy okręt minął przylądek Matala zerwał się gwałtowny wiatr, zwany euraquilo (gregale). Jest to silny i zimny wiatr, który wieje z północnego wschodu w zachodniej i centralnej części Morza Śródziemnego, głównie w zimie. Euraquilo osiąga niekiedy siłę huraganu i stanowi poważne zagrożenie dla statków. Trwa cztery do pięciu dni i jest zwykle wynikiem przepływu powietrza z Europy środkowej i południowej w kierunku Libii.
Zamiast do Feniksu statek płynął zatem na południe. Pierwszym postojem była niewielka wyspa Kauda. Paweł nie miał jednak czasu rozmyślać o tamtejszych legendarnych nimfach z czasów Odysei, gdyż wiatr się nasilał. Marynarze natomiast wykorzystali bliskość lądu i słabsze podmuchy wiatru, by wciągnąć szalupę na pokład (do tej pory była przymocowana do rufy). W przeciwnym razie realne było ryzyko jej utraty.
Sztorm wzmagał się. Przy obecnym kierunku wiatrów istniało ryzyko rozbicia okrętu o Syrtę Większą, zwaną „zgubną” (dzisiejsza Zatoka Sydra). Była to mielizna położona na zachód od Cyrenajki, ciągnąca się wzdłuż wybrzeża afrykańskiego. Marynarze podjęli więc pewne środki bezpieczeństwa. Zwinęli żagle, wzmocnili konstrukcję statku, spuścili kotwicę. Następnie przystąpili do zmniejszania ciężaru statku. W tym celu wyrzucili za burtę część ładunku a nawet sprzęt okrętowy. Wszystko okazało się daremne. Niebo zakryte było przez ciemności. Nawigacja zawiodła. Aby to zrozumieć, trzeba mieć na uwadze, że żegluga morska w starożytności odbywała się pod przewodem gwiazd. Fenicjanie kierowali się widokiem Małej, a Grecy – Wielkiej Niedźwiedzicy (E. Dąbrowski).
Załoga statku i pasażerowie wpadli w depresję. Stracili nadzieję. Nie chcieli nawet się posilać (być może z powodu choroby morskiej). Do tego dochodził lęk o życie wieczne. Poganie wierzyli bowiem, że ludzie, którzy ponieśli śmierć na morzu nigdy nie osiągną krainy umarłych. Ich dusze będą unosić się całą wieczność, nad wodami, w których zginęli.
W sytuacji beznadziei i rozpaczy Paweł okazał się prawdziwym aniołem i dobrym duszkiem. Pocieszał, dodawał nadziei, umacniał, zachęcał wszystkich, by byli dobrej myśli. Ponadto sam został umocniony przez Boga. W nocnej wizji zobaczył anioła, który zapewnił go, że dotrze do Rzymu, by stanąć przed cezarem; ze względu na niego przeżyją inni pasażerowie statku. Gwarantem przeżycia jest więc jego Bóg i misja, jaką mu powierzył. Marynarze byli na ogół religijni. Mieli swoje bóstwa opiekuńcze, jak na przykład Izyda albo Dioskurowie. W chwilach sztormu nawet niewierzący zwracali się do bogów o pomoc. Uchwycili się więc słów Pawła jak kotwicy. Tym bardziej, że on jeden wobec niebezpieczeństwa śmierci zachował zimną krew. Wewnętrzny pokój i zewnętrzny spokój był dla starożytnych testem prawdziwości filozofa bądź proroka. Prawdziwy filozof (prorok) podczas sztormu i niebezpiecznej burzy zachowywał spokój, natomiast fałszywy tracił panowanie nad sobą.
Po czternastu dniach pojawiła się nadzieja. Ukazał się zarys lądu. Marynarze przy pomocy sondy dokonali pomiarów głębokości i stwierdzili, że zbliżają się do lądu. Mogli słyszeć fale rozbijające się o brzeg, byli bowiem w odległości jedynie pół godziny do miejsca, które dziś nazywamy Zatoką Św. Pawła (C. Keener). Obawiali się jednak podwodnych skał i pod pozorem zarzucenia kotwicy zaplanowali ucieczkę. Na szczęście Paweł czuwał. Powiadomił setnika, który udaremnił ucieczkę. W tym momencie Paweł (którego radę pierwotnie zlekceważono, być może jako niepraktyczną sugestię ekscentrycznego żydowskiego nauczyciela) jest faktycznym kapitanem okrętu, ma bowiem za sobą setnika (C. Keener). Apostoł troszczył się nie tylko o życie współpasażerów, ale również o ich zdrowie. Najpierw zachęcał ich do spożywania pokarmu, a później jak ojciec w tradycyjnej rodzinie żydowskiej, złożył dziękczynienie Bogu, pobłogosławił chleb i rozdzielał zebranym. Wreszcie jak pocieszyciel dodawał im otuchy: nikomu bowiem z was włos z głowy nie spadnie (Dz 27, 34). Słowa te są aluzją do rzymskiego zwyczaju. Według niego pasażerowie nie powinni obcinać włosów ani paznokci, dopóki podróż przebiega bezpiecznie. Natomiast należy je obciąć dopiero w czasie burzy i złożyć bogom w ofierze. Bóg Pawła nie potrzebował jednak ofiary z włosów ani paznokci. Zapewnił go, że ocali wszystkich.
Dzięki postawie Pawła w członków załogi statku wstąpiła nadzieja, wyrzucili do morza nadmierny balast, jakim było zboże i podjęli dalsze zabiegi mające na celu zacumowanie w pobliskiej zatoce (nazwanej później na cześć Apostoła Zatoką Świętego Pawła). Poodcinali kotwice i zostawili je w morzu. Równocześnie rozluźnili wiązania sterowe, nastawili pod wiatr przedni żagiel i zmierzali ku brzegowi. Wpadli jednak na mieliznę i osadzili na niej okręt. Dziób okrętu zarył się i pozostał nieruchomy, a rufa zaczęła się rozpadać pod naporem fal (Dz 27, 40-41). W zaistniałej sytuacji żołnierze chcieli wymordować więźniów. Według rzymskiego prawa ich wina byłaby wówczas mniejsza, niż gdyby zdołali uciec. Jednak setnik, chroniąc Pawła, sprzeciwił się. W ten sposób Apostoł, jak wcześniej przepowiedział, uratował życie więźniów. Wszyscy (dwieście siedemdziesiąt sześć osób) przeżyli.
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Jakie burze i wichry uderzają w fundament mojego życia?
- Jak zachowuję się wobec burz zewnętrznych (w świecie polityki, życiu społecznym, wspólnotowym, rodzinnym?
- Czym charakteryzują się moje burze wewnętrzne?
- Czy zbyt często nie osiadam na mieliźnie? W jakich okolicznościach?
- Co sądzę o życiu pośmiertnym (wiecznym)?
- Jak sobie radzę w sytuacji depresji, braku nadziei?
- Kto jest moim „aniołem”?
- Dla kogo ja jestem dobrym duszkiem?
- Czy mojemu życiu towarzyszy wewnętrzny pokój?
- Kiedy ratuję się ucieczką?
- W jaki sposób wykazuję troskę o ludzi mi powierzonych?
- Czy chronię życie innych? W jaki sposób?
fot. Wikipedia