Kolejnym środkiem w rozwoju duchowym jest asceza i akceptacja krzyża i trudu życia. Nie ma życia bez trudu. Jezus, powołując uczniów, mówi: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23). Zdanie to kryje pewien paradoks. Jest czymś naturalnym, że uciekamy od krzyża. Wszystkie nasze plany i marzenia idą w tym kierunku, by ułożyć sobie życie wygodne, bez problemów, by wyeliminować z niego krzyż, cierpienie, ból. Coraz modniejsze jest dzisiaj fundowanie sobie pieska albo kotka zamiast współmałżonka lub dzieci. Pieski i kotki nie ranią ani nie wymagają wielkiego trudu (fizycznego, psychicznego, duchowego).
Autentyczne życie z Bogiem wymaga akceptacji trudu. Błędem jest przemilczanie trudu, krzyża, ucieczka przed nim w alkohol, narkotyki, świat wirtualny, pracoholizm, paniczny lęk. Błędem jest usuwanie ludzi chorych od społeczeństwa, czy tworzenie iluzji świata bez cierpienia i bólu, np. poprzez reklamę, promocję młodości czy cudów współczesnej medycyny.
Bóg dopuszczając w życiu krzyż, chce nam coś ważnego powiedzieć, chce nas oczyścić i poprowadzić do rzeczy wyższych. Krzyż uwalnia od kompleksów, zahamowań, zazdrości… Prowadzi do akceptacji życia i świadomości, że ponad całą historią, wszystkimi problemami i cierpieniami jest kochający Bóg.
Jednak krzyż, cierpienie nie jest celem samym w sobie. Bóg nie wymaga od nas masochizmu. Nadmierne, jednostronne podkreślanie potrzeby cierpienia, przy zagubieniu duchowej radości, entuzjazmu, jest wypaczeniem obrazu Boga.
Życie duchowe to nie tylko krzyż, wyrzeczenie, walka z egoizmem i grzechem. To również radość i przyjemność płynąca ze spotkania z Bogiem, to wewnętrzne doświadczenia pokoju, nadziei, entuzjazmu, radości. Brak wewnętrznego pokoju i radości, stałe stany zniechęcenia, przygnębienia, frustracji są sygnałem braku dojrzałej więzi osobowej z Bogiem.
Oprócz akceptacji trudu życia i cierpienia ważne są także osobiste formy postu, ascezy. Warto jednak zwrócić uwagę na intencje i motywacje postu. Post nie może być negacją życia. Wyrzeczenie siebie, które byłoby połączone z negatywnym nastawieniem do życia, rozgoryczeniem i mierzeniem innych własną miarą nie ma sensu. Taki post pożera witalność, czyni człowieka twardym i wyzutym z miłości. Post chrześcijański nie może prowadzić do negacji własnej cielesności i płciowości, lęków czy anoreksji. Post ma raczej łączyć ciało i duszę w harmonii. Do postu trzeba podchodzić z wolnością ducha, badając siebie i powoli przekraczając granice. Wtedy nie ulega się rozczarowaniu, jeśli coś nie wychodzi, jak było zaplanowane.
W praktyce postnej warto dziś powracać do tradycji Kościoła pierwotnego. Szczególnym okresem postu dla nas powinien być czas Wielkiego Postu, a zwłaszcza Wielki Tydzień z Triduum Paschalnym. Wymiar wspólnotowy postu (np. rodzinny, wspólnot zakonnych) mógłby również poprzedzać ważne, święta, rocznice, czy wydarzenia w Kościele. Mógłby również dotyczyć sytuacji napięć, rozłamów, których nie da się łatwo przełamać. Post całej wspólnoty zdołałby oczyścić atmosferę i rozwiązać, załagodzić niejeden konflikt. Efekt może byłby większy niż rutynowe modlitwy czy nabożeństwa.
fot. Pixabay