Upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22, 41-44).

Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą (Mt 23, 4).

 

Ostatni trzeci upadek Jezusa tradycja umieszcza tuż przed Golgotą. Jezus jest prawie u celu. Zbliża się Jego „godzina”. Widzi miejsce swej kaźni i w (wyobraźni) czekające Go cierpienia; za chwilę doświadczy śmierci i wstrząsu związanego z okrutną formą okrucieństwa, zła, niesprawiedliwości. Ponieważ jest Synem, dlatego właśnie z przeraźliwą jasnością widzi cały brudny potok zła, całą potęgę kłamstwa i pychy, całe wyrafinowanie i potworność zła, które zakłada maskę życia, a zawsze służy niszczeniu bytu oraz hańbieniu i unicestwianiu życia. Dlatego właśnie, że jest Synem, szczególnie głęboko odczuwa trwogę, brud i podłość – całą potęgę grzechu i śmierci, które musi wypić w przeznaczonym dla Niego „kielichu”. Wszystko to musi przyjąć do swego wnętrza, ażeby to w sobie pozbawić mocy i pokonać (Benedykt XVI).

Ogrom czekającego Go cierpienia sprawia, że ciężar wydaje się nie do uniesienia. Pada na ziemię. Teraz jest najbliżej niej. Chciałby tak pozostać na zawsze. Pada również na twarz. To postawa absolutnej pokory i bezwzględnej zależności wobec Boga Ojca i Jego woli. Zapewne, podobnie jak w Getsemani, pogrążony w udręce, modli się. Jego pot jest jak gęste krople krwi sączące się na ziemię. Te dość rzadkie objawy fizjologiczne mogą występować w stanach najwyższej trwogi, w skrajnym napięciu psychicznym albo wysiłku.

Czego mógł doświadczać Jezus, leżąc pod drzewem krzyża, niedługo przed śmiercią? Zapewne dominowały ludzkie uczucia – smutek, lęki, poczucie znużenia i cierpienie, opuszczenie i samotność. Jezus był teraz sam. Nie było żadnego z uczniów ani przyjaciół. Jezus jednak dobrze znał swoich uczniów. Trzy lata wspólnych wędrówek i bliskiej przyjaźni sprawiły, że wniknął głęboko w ich serca. Znał też ich kruchość i słabostki. Dlatego nie potępiał ich za ucieczkę ani tchórzostwo, ani nawet za zdradę. Ostrzegał natomiast przed próbami, których doświadczą w całej drodze z Nim: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe (Mt 26, 41).

W Ogrodzie Oliwnym Bóg Ojciec posłał Jezusowi anioła. Ten pocieszał Go, umacniał, dodawał odwagi, podtrzymywał na duchu. Przy trzeciej stacji nie odczuwa dotykalnie bliskości aniołów. Mimo to są obecni; trwają w pokornej czci, adoracji i zadziwieniu. Jak to możliwe, że Boży Syn, Pan, Stwórca nieba i ziemi nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 6-8)?

Jezus doświadcza bardzo boleśnie skutków wierności i posłuszeństwa Ojcu, któremu spodobało się zmiażdżyć Go cierpieniem (Iz 53, 10). Doświadcza ludzkiej słabości, kruchości, trudu. Ale doświadcza również Bożego pocieszenia. Ma pewność, że Ojciec jest z Nim i pozwoli mu przejść ostatnie godziny próby zwycięsko: Złożyłem w Panu całą nadzieję; On schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota, a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki (Ps 40, 2-3).

Przy stacji trzeciego upadku drogi krzyżowej pomyślmy o ludzkich doświadczeniach. Przypominają one  drogę Jezusa. Nie ma życia na ziemi bez jednoczesnego doświadczenia słabości i siły, trudu i próby, upadku i powstawania. Jednak zwycięstwo jest pewne, gdy jest zakorzenione w Jezusie. Apostoł Paweł, który w czasie swojej działalności misyjnej przebył wiele cierpień, upokorzeń, prześladowań i krzyża, napisał z optymizmem: Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy (2 Kor 4, 7-9). Zaś Filipianom wytłumaczył, że źródłem Jego mocy jest Chrystus:  Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 12-13).

Co wywołuje u mnie „śmiertelne poty”? Jak często upadam? Jak radzę sobie w chwilach próby, samotności, odrzucenia czy niezrozumienia przez innych? Czy nie wkładam na innych zbyt ciężkich ciężarów? Kto jest moim pocieszycielem? Czy wierzę, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia?

Panie Jezu, dziękuję, że uczysz mnie cierpliwości i wytrwałości. Pokazujesz, że żaden upadek nie musi być ostatni, zawsze z Tobą można powstać i iść dalej. Wybacz, że wciąż liczę na własne siły i zapominam, że Ty jesteś obok.

grafika: Lidia Frydzińska-Świątczak