W dzisiejszym rozważaniu pasyjnym przyjrzyjmy się dwom zdradom: Judasza i Piotra. Obydwaj zafascynowali się Jezusem zostawili dla Niego rodziny, pracę, środowisko, w jakim żyli… Obaj na swój sposób byli w Nim zakochani i obaj zdradzili: jeden z chęci zysku, drugi ze strachu. Inny był jednak koniec ich zdrady. Judasz popełnił samobójstwo. Piotr został pierwszym papieżem. Dlaczego tak się stało?

Po modlitwie Jezusa w Ogrojcu, o czym rozważaliśmy w poprzednią niedzielę, przyszedł Judasz wraz ze strażą świątynną, aby aresztować Jezusa. Prawdopodobnie Judasz rozczarował się Jezusem dopiero po pewnym czasie. Trudno przypuszczać, że już na początku dokonał fałszywego wyboru. Judasz na początku swej drogi z Jezusem był zapewne człowiekiem entuzjazmu, wielkich oczekiwań i wielkiego zaangażowania, jak inni uczniowie.

Jednak po krótkim czasie rozczarował się Jezusem. Rozczarował się, jak mu się wydawało, słabością Jezusa. Gdy zrozumiał, że Jezus nie spełni jego wizji Mesjasza, rozpoczął podwójną grę. Z jednej strony ulega impulsom niechęci, oporu, może nawet odwetu za swoje rozczarowanie, a z drugiej strony towarzyszy nadal Jezusowi. Czerpie z tego pewne profity. Św. Jan napisał wprost, że był złodziejem i podkradał ze wspólnej kasy. To wszystko uczyniło Judasza twardym, dwulicowym i cynicznym.

W Ogrodzie Oliwnym, Judasz przychodzi do Jezusa, jak do przyjaciela i oddaje pocałunek. W tradycji żydowskiej, podobnie jak w naszej, pocałunek był znakiem miłości, szacunku, pojednania, przyjaźni. Pocałunek Judasza jest wyrazem obłudy. Jest wyrazem miłości, ale fałszywej, niosącej śmierć.

Judasz nie zdradził Jezusa z zemsty ani z zazdrości. Są to najczęstsze powody ludzkiej zdrady. Judasz był z Jezusem, podobnie, jak inni uczniowie. Jak się jednak wydaje, nie pozwolił by Jezus opanował jego myśli, serce, wolę, uczucia.

Inni uczniowie byli w podobny sposób przy Jezusie, nie sprzedali Go jednak, jak niewolnika – za trzydzieści srebrników. Ich trwanie przy Jezusie nie było jedynie zewnętrzne. Wprawdzie również stchórzyli i uciekli, ale mimo to pozostali wierni w sercu. Nie wyrzucili Go z wnętrza.

Zwróćmy jeszcze uwagę, jak Jezus zachowuje się wobec Judasza? Jezus obchodzi się z Judaszem, jak z wolnym, lojalnym, uczciwym człowiekiem. Ostrzega go, stara się nim wstrząsnąć. Nie czyni mu jednak przeszkód. Pozwala mu działać. W czasie Ostatniej Wieczerzy zwraca się do Judasza słowami: Co chcesz czynić, czyń prędzej! (J 13, 27), czyli w jakiś sposób daje Judaszowi przyzwolenie. Na pocałunek Judasza w Getsemani odpowiada słowami: Przyjacielu, po coś przyszedł? Słowo przyjacielu, nie było zgryźliwe, ani nie zawierało mniej miłości, niż miłość Jezusa do innych uczniów. Jezus nie był dwulicowy. Nigdy nie udawał. Dlatego musiał bardzo cierpieć, doświadczając tej zdrady. Mimo to, kochał do końca.

Jezus nie zrzuca na innych zła, które spadło na Niego, On bierze je na siebie, by ponieść na krzyż. Stanowczo sprzeciwia się zasadzie ST – Oko za oko, ząb za ząb. Jezus daje tutaj konkretny przykład, jak mamy kochać nieprzyjaciół. Św. Paweł wyraził go w słowach: Nie daj się zwyciężać złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12, 21). Było to ulubione hasło ks. Jerzego Popiełuszki, który jako męczennik potwierdził je śmiercią. Ks. Popiełuszko będzie beatyfikowany w czerwcu tego roku.

Jezus bierze zło na siebie, ale nie waha się go demaskować. Miłość do nieprzyjaciół nie oznacza akceptacji zła i niesprawiedliwości. Miłość do nieprzyjaciół wyraża się w przezwyciężaniu zła dobrem i zatrzymaniu go na sobie, a z drugiej strony w trosce o dobro człowieka, który krzywdzi.

Jezus uczy nas, byśmy oddzielali grzech od grzesznika, krzywdę od krzywdziciela, słabości od człowieka słabego. Czym innym jest zły czyn, który należy potępiać i z nim walczyć, a czym innym człowiek, który go popełnia, a który zwykle jest słaby, poraniony, grzeszny. Mamy kochać wszystkich, również nieprzyjaciół, ale odważnie nazywać i nie tolerować zła, które czynią.

Drugim uczniem, który zdradził Jezusa był Jego najbliższy przyjaciel, Piotr. Pojmanie Jezusa w Ogrojcu było dla wszystkich Jego uczniów szokiem. Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli (Mt 26, 56). Św. Jan, który znał trochę Kajfasza (Rops), mógł się wmieszać w tłum, który wypełniał dziedziniec arcykapłański. Z Janem poszedł również Piotr. Św. Mateusz pisząc o tym, daje ciekawą uwagę: Piotr wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik (Mt 26, 58). Piotr poszedł, aby zobaczyć, jaki będzie wynik. Piotr wchodzi w sytuację bardzo niebezpieczną, na dziedziniec arcykapłana, gdzie grozi mu nawet utrata życia, nie wiedząc, jak się zachowa. Piotr idzie za Jezusem, ale idzie z daleka. Idzie za Nim, bo Go kocha, ale nie jest w stanie jawnie się za Nim opowiedzieć, gdyż Go nie rozumie.

Błąd Piotra tkwi w tym, że jest zainteresowany wynikiem, zewnętrznymi faktami, co się stanie z Jezusem. Dopóki sprawa się nie wyjaśni, Piotr chce zachować bezpieczną odległość, dystans. To kroczenie Piotra za Jezusem, ale z dystansem, jest pierwszym kompromisem, który doprowadzi Piotra do zdrady.

Piotr mówi o Jezusie: Nie znam Go. Mówi o Jezusie, jako o kimś obojętnym i nieznaczącym, a przecież Jezus był dla Piotra treścią wypełniającą całe życie. Dla Niego Piotr poświęcił wszystko i siebie. Doświadczał przyjaźni i miłości Jezusa i cieszył się Jego największym zaufaniem. Piotr doświadczył ogromnego upokorzenia i granicy bycia człowiekiem. Ze strachu przed więzieniem i śmiercią wyrzekł się najwyższych wartości.

Błąd Piotra polegał również na tym, że się nie wycofał, gdy doświadczył swojej słabości po pierwszym upadku. Pierwsze zaparcie mogło być okazją do refleksji nad sobą: poznając siebie Piotr mógł się wycofać. Nie uczynił jednak tego i zaparł się Jezusa po raz drugi i trzeci.

Piotrowi być może wydawało się, że wycofanie się, ucieczka świadczy jedynie o ludzkiej słabości. Tymczasem, w niektórych sytuacjach jest to jedyna droga, by zwyciężyć i wymaga ona rozwagi i odwagi. Św. Teresa z Lisieux napisała: Lepiej nie podejmować walki, gdy porażka jest pewna.

Johannes Lotz SJ porównuje Piotra do neoprezbitera. Piotr zostaje wyniesiony do godności kapłańskiej, uczestniczy w pierwszej ofierze eucharystycznej i za chwilę zdradza Jezusa. Postępuje jak neoprezbiter, który wieczorem w dniu święceń i prymicji, rezygnuje z kapłaństwa, wyrzeka się powołania.

Sytuacja Piotra niejednokrotnie powtarza się w naszym życiu.  Nieraz czujemy się wezwani,  aby pełniej, radykalniej pójść za Jezusem, ale przeszkadzają nam lęki o siebie, o własną opinię, o oceny i reakcje innych. I dlatego wolimy stać z daleka, nie angażować się głębiej, nie narażać się. Stosujemy kompromisy. Idziemy za Jezusem, ale z daleka, jak Piotr… Gdy trzeba się jednoznacznie opowiedzieć, bo dzisiaj coraz częściej atakuje się Kościół, wiarę, Boga, nawet w rodzinach katolickich, wtedy pojawia się wewnętrzne rozdarcie, zagubienie, zdrada. Wolimy stać cicho, nic nie mówić, by się nie narazić… Sytuacje trudne, ujawniają prawdę o naszych relacjach z Jezusem; pokazują słabość naszej wiary.

Judasz i Piotr zdradzili Jezusa, ale ich koniec był inny.

Poeta napisał:

Może mi się uda ustalić

Czemu wisi Piotr i wisi Judasz?

Wiele jest spraw niejasnych

Nawet w Bożych księgach (P. Heintsch).

            Istotnie, obaj Apostołowie zawiśli: jeden na gałęzi, drugi na krzyżu. Judasz poddał się pokusie rozpaczy i sam wymierzył sobie karę, popełnił samobójstwo.

Dzisiaj, zwłaszcza po znalezieniu tak zwanej Ewangelii Judasza toczy się różne dyskusje, które mają na celu zrehabilitować Judasza, próbuje się robić z Judasza bohatera, twierdzi się, że dzięki niemu, możemy być zbawieni…

Oczywiście, że nie mamy prawa, by potępiać Judasza, Pan Bóg znajduje drogę do każdego, również do osób, które popełniają samobójstwo. Zawsze, nawet w ostatniej chwili mogą przyjąć łaskę i Boże zbawienie… Ale z drugiej strony nie można z Judasza robić bohatera, twierdzić, że jest Zbawicielem. Gdyby nie zdradził, P. Bóg zbawiłby nas w inny sposób. Dlatego Jezus powiedział o Judaszu: biada człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził (Mt 26, 24).

Piotr postąpił inaczej. W Jerozolimie znajduje się Kościół in Gallicantu, św. Piotra przy pianiu koguta. Jest to chyba jedyny kościół na świecie, który upamiętnia grzech, zdradę. Ale jest to również miejsce, dogłębnego wzruszającego nawrócenia.

Gdy Piotr usłyszał pianie koguta, wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. Zrodził się w nim głęboki ból. Płacz Piotra uświadomił mu, że jest grzesznikiem i potrzebuje zbawienia. Poprzez łzy Piotr zaczyna wreszcie rozumieć, że Bóg objawia się w takim Jezusie: policzkowanym, zelżonym, który idzie umrzeć za Piotra. Łzy były dla Piotra wewnętrznym cierpieniem i zawstydzającym odkryciem poznania Boga. Piotr uzyskuje wreszcie autentyczność. Płacz zdziera mu maski, za którymi się ukrywał i przywraca prawdę o nim samym.

Taka przemiana była możliwa, gdyż tuż po zdradzie, Jezus obrócił się i spojrzał na Piotra. W tym jednym spojrzeniu Jezusa Piotr odkrył wszystko, czego szukał: uznanie, akceptację, miłość…

To spojrzenie Jezusa na Piotra będzie miało kontynuację nad Jeziorem Genezaret po zmartwychwstaniu. Na trzykrotne pytanie Jezusa o miłość, odpowie: Panie, Ty wiesz wszystko. Ty wiesz, że Cię kocham. I podejmie urząd pasterski w Kościele.

W książce Henryka Sienkiewicza jest taka scena, gdy Piotr wychodzi z Rzymu w czasie prześladowań chrześcijan przez Nerona, by uniknąć śmierci. Spotyka wówczas Jezusa i zadaje Mu pytanie: Quo vadis Domine? Dokąd idziesz Panie? A Jezus odpowiada: Gdy ty opuszczasz mój lud, idę do Rzymu, by mnie ukrzyżowano po raz wtóry.

Piotr, który wcześniej zaparł się Jezusa z lęku, powraca do Rzymu i miłości do Jezusa zostanie ukrzyżowany na wzgórzu watykańskim głową w dół.

Swoją męczeńską śmiercią odkupi zdradę i potwierdzi słowa, które wypowiedział nad jeziorem Genezaret: Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.

fot. Wikipedia