Kazirodztwo polega na relacjach seksualnych między osobami spokrewnionymi z sobą. Z punktu etycznego jest niedopuszczalne i stanowi szczególnie ciężki grzech. W większości krajów uznawane za przestępstwo z konsekwencjami prawnymi.
Kazirodztwo należy do wykroczeń potępianych nawet przez najstarsze kultury łowieckie. Prawodawstwo Mojżeszowe uważa je za grzech szczególnie odrażający i karze śmiercią (Kpł 18, 6-18; 20, 17-21). Równie ostro piętnuje je święty Paweł w liście do Koryntian: Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza nawet wśród pogan; mianowicie, że ktoś żyje z żoną swego ojca. A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu. Ja zaś nieobecny wprawdzie ciałem, ale obecny duchem, już potępiłem, tak jakby był wśród was, sprawcę owego przestępstwa. Przeto wy, zebrawszy się razem w imię Pana naszego Jezusa, w łączności z duchem moim i z mocą Pana naszego Jezusa, wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa (1 Kor 5, 1-5). Niektórzy chrześcijańscy Koryntianie, jak widać, nie przywiązywali aż tak wielkiej wagi do postaw moralnych, tolerowali rozpustę seksualną, w tym kazirodztwo. Tymczasem, prawidłową reakcją zarówno na niemoralność seksualną, jak i ich wyimaginowaną duchową wyższość, powinien być wstyd, nie pycha. Gdyby zaś okazali prawdziwą skruchę, z pewnością usunęliby rozpustnika spośród swojej społeczności (M. Brauch).
Kazirodztwo powoduje zranienia w dziedzinie emocjonalnej i psychicznej, a także duchowej, niszczy relacje rodzinne, rozbija rodziny, jest oznaką cofnięcia się do zwierzęcości (KKK, 2388). Gdy wiąże się z przekazywaniem życia, rodzi nieraz poważne konsekwencje zdrowotne i eugeniczne.
Do kazirodztwa zbliżone są szczególnie godne potępienia nadużycia seksualne dorosłych wobec dzieci i młodzieży, w rodzinie, placówkach wychowawczych, domach opieki. Stanowią one ciężki grzech. Naruszają prawo do integralności fizycznej i psychicznej dzieci bądź młodzieży. Zadają rany, których piętno towarzyszy nieraz do końca życia. Wywołują zgorszenie (podwójne, gdy ich sprawcami są osoby duchowne). Podważają i niszczą kategorie moralne. Niszczą również autorytety, będąc pogwałceniem odpowiedzialności osób dorosłych (nie: dojrzałych!). Wobec takich nadużyć, często skrywanych przez dzieci bądź rodzinę, zdziwienie budzi fakt dyskusji o obniżeniu wieku dorosłości i możliwości współżycia z nastolatkami (dziećmi?).
Jako ilustracja może posłużyć historia Sabiny. Opowiedziała mi ją, za zgodą Sabiny, moja znajoma, która ją wspiera i wspomaga w bardzo pogmatwanym i tragicznym życiu. Sabina kilka miesięcy po urodzeniu została porzucona przez matkę (Cygankę) i oddana do Domu Dziecka. Od tego czasu aż do osiągnięcia pełnoletniości przebywała w domach dziecka, ośrodkach wychowawczych, izbach zatrzymań i innych podobnych placówkach. Według jej relacji był to okres tragiczny. Doznawała cierpień fizycznych i upokorzeń psychicznych, była molestowana i gwałcona. Skarga, która wniosła do dyrekcji, spowodowała dalsze represje. Na jednej placówce znalazła przyjazną duszę w osobie pani Z., jednej z wychowawczyń. Niestety, jej mąż bazując na głodzie uczuciowym Sabiny, wykorzystywał ją seksualnie. Pani Z. znalazła Sabinie pracę; otrzymała mieszkanie w hotelu robotniczym a w przedszkolu obiady. Minusem był notoryczny alkoholizm współpracowników, w który została wciągnięta. Aby dorobić sobie do pensji podjęła pracę w domu radczyni prawnej. Po rozpadzie małżeństwa Sabina zakochała się w jej mężu. Zaszła w ciążę. Zamieszkali w jej mieszkaniu. Sabina była szczęśliwa. Partner jej imponował, wydawało się że nareszcie wyjdzie na prostą. Jednak po pewnym czasie zaczął pić, a Sabinę traktował jak przedmiot. To ją załamało, piła i brała narkotyki. Zaszła drugi raz w ciąży z przypadkowym alkoholikiem. Jej dzieci były chore, syn cierpiał na ADHD, a córka była częściowo niezrównoważona. Sabina dbała o ich potrzeby materialne, jednak nie potrafiła odpowiedzieć na ich oczekiwania emocjonalne. Pewnego dnia wyznała swojej opiekunce, że jest narkomanką, ale pragnie z tym zerwać. Nawiązała kontakt z Monarem. Podejmowała próby leczenia w różnych ośrodkach. Ale gdy przyszedł głód narkotykowy, zostawiła wszystko, także dzieci. Wyjechała do Częstochowy, gdzie zaraziła się AIDS (przez strzykawkę). Została jej odebrana władza rodzicielska, dzieci oddano do adopcji. Dzięki mojej znajomej Sabina nie stoczyła się zupełnie, podczas gdy większość narkomanów z jej środowiska nie żyje. Ma rentę, dodatkową pracę, wparcie moralne i duchowe, a także mądre i taktowane towarzyszenie duchowe w osobie mojej znajomej. Sabina podejmuje pierwsze kroki nadania głębszego sensu swojemu życiu. Nie jest to łatwe, gdyż, jak wspomina, wychowała się w pogaństwie. W domach dziecka w czasie poprzedniego ustroju nie było mowy o religii czy Bogu. Także w innych ośrodkach. Gdy miała siedemnaście lat, wspomniana wcześniej pani Z. namówiła ją do przyjęcia sakramentów chrztu, komunii świętej i bierzmowania. Ale bakcylu nie złapała. Bardzo zależało jej na podjęciu programu Metadonu; gdy okazało się to możliwe, zapragnęła zmienić swoje życie i rozpoczęła realizację własnej wizji życia duchowego. Rozmawia z Bogiem chociaż do kościoła nie chodzi. Jest więc nadzieja…
fot. Pixabay