W czasie dzisiejszego rozważania pasyjnego będziemy towarzyszyć Jezusowi na drodze krzyżowej.
Integralną częścią tej drogi było biczowanie. Żydzi stosowali trzydzieści dziewięć uderzeń biczami i rózgami. Święty Paweł był w ten sposób aż pięciokrotnie biczowany. Jezusa jednak biczowano według zwyczaju rzymskiego. Liczba uderzeń nie była określona przez prawo, ale pozostawiona decyzji sędziego lub biczujących.
Stosowano dwa rodzaje narzędzi tortur: tak zwane flagra, czyli bicze z żelaznych łańcuszków, zakończonych kostkami i kulkami ołowiu, oraz flagella, bicze z rzemieni i rózgi z gałązek wiązu. Prawie wszyscy pisarze chrześcijańscy podkreślają, że biczowanie Jezusa było w sposób szczególny ofiarowane za grzechy przeciwko ludzkiemu ciału. Ciało jest darem Boga. Człowiek ma się o nie troszczyć, rozwijać je, starać się, by piękniało w każdym wymiarze, nie tylko fizycznym, ale przede wszystkim duchowym. Tymczasem człowiek prowadzi do cywilizacji śmierci. Niszczy ciało swoje lub innych. Coraz więcej słyszymy dziś o morderstwach, eutanazjach, aborcjach, samobójstwach. Parę dni temu można było przeczytać w prasie, że Holendrzy podjęli już procedurę, aby usankcjonować prawnie samobójstwo. Już im nie wystarczy eutanazja. W zeszłym roku w samej Holandii wyeliminowano z życia przy pomocy eutanazji 2500 osób. W Holandii i w ogóle w Europie Zachodniej cywilizacja śmierci zbiera coraz większe plony.
Po skończonym biczowaniu uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Ta scena była wyrazem samowoli żołnierzy. Jezus wydany jak niewolnik na ubiczowanie, w oczach żołnierzy stanowił niewielką wartość. Po biczowaniu ciało Jezusa było jedną ogromną raną. Rzymianie zwykle biczowali w sposób bardzo ostry, oczekując szybkiej śmierci na krzyżu.
Wszyscy pisarze ascetyczni mówią, że Jezus przyjmuje cierniem koronowanie i wyszydzanie z władzy królewskiej jako zadośćuczynienie za grzechy ludzkiej pychy. Pycha jest pierwszym grzechów głównych i piętą achillesową, która towarzyszy nam przez całe życie. Przybiera różne, nieraz zakryte formy. Pychą jest wywyższanie się nad innych, upokorzenia zadawane innym, pragnienie wielkości, dążenie za wszelką cenę do sukcesu, niezdrowe pragnienie bycia nienagannym we wszystkim, brak zaufania Bogu i próby samozbawienia. Te formy pychy są jakby kolcami z korony cierniowej Jezusa.
Jezusa ubiczowanego, w cierniowej koronie i szkarłatnym płaszczu ponownie przyprowadzono przed Piłata. Piłat wyprowadził Jezusa przed tłum i Wysoką Radę, pragnąc wzbudzić litość i współczucie dla Niego. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek! Jezus w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu, znieważony, zniszczony, ale nie pokonany (Człowieka można zniszczyć, ale nie można pokonać – E. Hemingway). Oto Człowiek w prawdzie, w najgłębszym cierpieniu, ale również w najwyższej godności.
Pełne cierpienia, znieważone, a zarazem pełne godności oblicze Jezusa jest najpiękniejszym obliczem na ziemi. Ludzka nienawiść, zadane cierpienia, poniżenia nie zdołały go zniszczyć. Piękna człowieka nie mierzy się jedynie wyglądem zewnętrznym. O pięknie człowieka mówi serce. W każdym z nas jest odbite piękno Boga. Jak od słońca wychodzą promienie, jak ze źródła wody, tak z Boga spływa na nas to wszystko, kim jesteśmy i co posiadamy – pisze św. Ignacy. Dobroć, życzliwość, miłosierdzie, miłość – to najpiękniejsze przejawy ludzkiego serca.
Widok Jezusa w cierniowej koronie nie wzbudził litości, ale coraz mocniejsze krzyki: Ukrzyżuj Go. Piłta nie zdobył się na dalszą obronę, ale skazał Jezusa na ukrzyżowanie. Męka skazanego nie zaczynała się od ukrzyżowania. Podczas drogi z więzienia na miejsce egzekucji skazany był chłostany i wyśmiewany. Przechodnie i ciekawscy drwili z niego. Według zwyczaju egzekucja odbywała się poza murami miasta, ale droga krzyżowa wiodła przez miejsca uczęszczane: ruchliwe ulice miasta, schody, pomiędzy straganami, pośród tłumów ludzi. W ten sposób chciano osiągnąć cel dydaktyczny: przestrzec innych przed czynami zasługującymi na taką karę.
Dzisiaj trudno z całą dokładnością odtworzyć miejsce drogi krzyżowej, gdyż Jerozolima była kilkakrotnie niszczona. Tradycja chrześcijańska umieszcza jej początek na zamku Antonia, a kończy w Bazylice Grobu Bożego na Golgocie. Według tej tradycji Jezus trzy razy upadał, spotkał na drodze swoją Matkę oraz Weronikę, która otarła Mu twarz chustą.
Droga krzyżowa nie była długa. Jednak ciężar krzyża, jaki włożono na Jezusa był wielki, a Jego siły były wyczerpane całonocnym czuwaniem, przesłuchaniami, biczowaniem, cierniem koronowaniem i spowodowaną przez to utratą krwi. Droga krzyżowa miała miejsce około południa, w gorący kwietniowy dzień. Rzymianie, być może, obawiali się, że Jezus wycieńczony może umrzeć przedwcześnie. Dlatego zatrzymali Szymona z Cyreny libijskiej i przymusili go do dźwigania krzyża Jezusa.
Jezus na drodze krzyżowej właściwie jest sam. Nikt nie wystąpił w Jego obronie. Tłum, który pięć dni temu wznosił okrzyki uwielbienia, teraz pozostaje milczący i obojętny. Daniel Rops komentuje to w ten sposób: Może powodem takiej obojętności był u jednych zawód, że Jezus nie obronił się przed zamachem, u innych było to może pełne ciekawości oczekiwanie na ostatecznie jeszcze zawsze możliwy cud, u wielu ta nienawiść do prawdziwej wielkości, która zawsze drzemie w nędznym ludzkim sercu. Zresztą ludzie mieli inne kłopoty […] Trzeba było myśleć o zakupach […] na nadchodzącą ucztę paschalną.
Również uczniowie, którzy byli przy Jezusie w chwilach Jego radości i triumfu, w czasie próby zawiedli. Jezus musi się zgodzić, by obcy, zmuszony przez Rzymian, dźwigał Jego krzyż. Tu leży może jedna z głębszych przyczyn bólu Jezusa: zamiast przyjaciół, zamiast Szymona Piotra, na którego Jezus tak liczył, krzyż dźwiga inny Szymon, obcy.
W przyjęciu pomocy ze strony obcego, Jezus uczy nas pokornego wyciągania ręki z prośbą o pomoc. Nieraz w sytuacjach trudnych, z lęku i pychy, obawiamy się prosić o pomoc. Boimy się, że będzie ona niechętna, wymuszona, nieżyczliwa. Ale bywają sytuacje, w których rzeczą konieczną jest przyjąć każdą pomoc; nawet z ręki niechętnego i przymuszonego Cyrenejczyka. Człowiek, który nie potrafi prosić o pomoc człowieka, nie będzie prosił również Pana Boga.
Św. Łukasz mówi o jeszcze jednym spotkaniu na drodze krzyżowej: o spotkaniu Jezusa z kobietami jerozolimskimi. Według wschodniego zwyczaju, niektóre kobiety z bogatych rodzin łączyły się w grupy, przypominające nasze bractwa miłosierdzia, których celem było pocieszanie cierpiących, okazywanie współczucia i podawanie napojów znieczulających ból, głównie wody z octem.
Na płacz i współczucie kobiet Jezus odpowiada: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Tym upomnieniem Jezus nie odrzuca ofiarowanego Mu współczucia i życzliwości. Pragnie jedynie zachęcić kobiety (i nas), aby nie pozostawały na płaszczyźnie tego, co zewnętrzne, aby sięgały do całej wewnętrznej prawdy sumienia i szukały głębszego sensu tego, w czym uczestniczą.
Nie można się ślizgać po powierzchni zła, trzeba sięgać do jego korzenia, do przyczyn, do całej wewnętrznej prawdy sumienia. Właśnie to chce powiedzieć Jezus dźwigający krzyż, który zawsze wiedział, co jest w człowieku i zawsze wie, co jest w człowieku (Jan Paweł II).
Jezus pragnie uświadomić kobietom, że Jego męka i śmierć jest tajemniczym sądem Boga nad grzechem całej ludzkości i grzechem poszczególnego człowieka. Jeżeli Jezus, Zielone Drzewo, tak cierpi z powodu grzechów człowieka, to jakie będzie cierpienie grzeszników, suchego drzewa, z powodu ich własnych grzechów? Te słowa Jezusa są wezwaniem do pokuty.
Poprzez to upomnienie Jezus chce powiedzieć również nam, że nie chce łatwego ani taniego współczucia, ale nawrócenia. Jezus ma dziś wiele płaczek i wielu płaczków, którzy towarzyszą Mu uczuciowo, ale mało ludzi nawróconych, którzy usuwają źródło męki i cierpienia Jezusa; którzy biorą krzyż i chcą na nim umrzeć wraz z Jezusem. Nasze fałszywe łzy i tanie współczucie często przysłaniają prawdziwe problemy i faktyczne nieszczęście.
Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Miejsce ukrzyżowania Jezusa znajduje się u stóp wzgórza Gareb, w północno – zachodniej części Jerozolimy. Rzymianie wykonywali wyroki śmierci w pobliżu bram miasta, często w ich bezpośrednim sąsiedztwie, a więc w miejscach najczęściej uczęszczanych. Aramejska nazwa Golgota (łacińska Calvaria) oznacza nagi pagórek, wzgórze, przypominające łysą czaszkę. Stara tradycja żydowska widzi tutaj miejsce pogrzebania Adama.
Św. Łukasz nie opisuje przebiegu krzyżowania; był on dobrze znany jemu współczesnym. Na jednej inskrypcji z czasów rzymskich jest monit, by ograniczyć krzyżowanie, bo w Palestynie jest za mało drewna na krzyże. Według rzymskiej archeologii krzyż składał się z dwóch belek; jedna pionowa wbita była na stale w miejscu straceń. Drugą – poprzeczną, przynosił skazany na ramionach. W środku krzyża umieszczano niekiedy podpórkę pomiędzy nogami, tzw. sedile, aby przedłużyć cierpienie umierającego. Ukrzyżowania dokonywano w ten sposób, że najpierw przybijano ręce do poziomej belki, następnie na blokach albo sznurem wyciągano belkę wraz ze skazanym na pionowy pal. W końcu przybijano stopy. Rozpoczynała się straszliwa agonia.
Podobnie, jak podczas całej męki, Jezus przeżywa ukrzyżowanie w milczeniu, nie buntuje się, nie stawia oporu, ale poddaje się biernie temu co czynią żołnierze. Prorok Izajasz pisze: Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust. swoich. Jak Baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po udręce i sądzie został usunięty, a kto się przejmuje Jego losem? W dramatycznej scenie ukrzyżowania Jezus milczy. Jego jedyną bronią jest bezgraniczna miłość.
Gdy człowiek odrzuca Boga, gdy Go znieważa, lekceważy, On milczy. Milczenie Boga jest wyrazem Jego nieskończonej cierpliwości i troski o człowieka. Bóg nigdy nie odwraca się od nas. Wszystkie ludzkie cierpienia, smutki, depresje, samotność i rozpacz są konsekwencją odrzucenia miłości Boga. Nigdy zemstą Boga. Bóg zawsze pozostanie Miłością.
fot. autor