Śliczna scena. Nie potrzeba słów żeby ją opisać. Cudowna pantomima! Boży taniec! Cały lud „ogarnęło zdumienie i zachwyt”. Wszyscy klaszczą i śpiewają Bogu na chwałę. Spontanicznie przyłączają się coraz to nowe osoby do tego tańca. Pantomima potem przeszła na ulice miasta, stanowiąc znak nie do zanegowania, że przeszedł tędy zmartwychwstały Jezus. Chociaż nikt Go na własne oczy nie zobaczył, to jednak sporo osób Go widziało i na Jego cześć wiwatowało.

Nie wszyscy wiedzieli jak to było od początku. Nie wiedzieli, że przyszedł Jezus na słowa Piotra, który udał się wraz z Janem do świątyni i byli już przy Bramie Pięknej, gdy miało miejsce to wydarzenie. Kalekiego człowieka, którego codziennie przynoszono i odnoszono, jak żywą skarbonę, położono właśnie przy schodach, aby patrzył miłosiernym wzrokiem na wchodzących i prosił o kilka groszy jałmużny. Żywa skarbona musiała profilaktycznie od czasu do czasu podnosić głos, aby ją zauważono, niwecząc w ten sposób wymówkę pobożnego zajęcia się modlitwą jeszcze przed jej rozpoczęciem.

Właśnie zbliżała się godzina 15 ta. Dostawcy żywej skarbony zdążyli właśnie w ostatniej chwili dobiec do schodów i rzucić żebrakiem o kamienne płyty posadzki, zanim jeszcze nadciągnęła zasadnicza grupa uczestników modlitwy. Człowiek-skarbona natychmiast podjął się pierwszej tury wznoszenia próśb o miłosierdzie. Drugą przeprowadzi po zakończeniu modlitw, ale zwykle jest ona mniej dochodowa, bo wychodzącym w małych grupkach ludziom łatwiej jest nie zauważyć żebraka, nawet gdy ten przypomina im o swej obecności podniesionym głosem.

Właśnie zbliżali się dwaj mężczyźni, jeden starszy, drugi zupełnie młody. Ubiór ich był przeciętny, a więc nie można było liczyć na jakiś większy datek z ich strony, trzeba jednak było każdemu dać szansę zrobienia dobrego uczynku, a ponadto każdy grosz się przecież liczy i nie można go lekceważyć. Poprosił zatem tych dwóch również o jałmużnę. Starszy mężczyzna jakoś dziwnie spojrzał mu w oczy. Nie sięgnął do sakwy, ale zupełnie niedorzecznie powiedział: „spójrz na nas”.

Żebrak trochę się go nawet przestraszył i pomyślał sobie: o co mu chodzi? A ten: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!”. Chwycił go potem za prawą rękę i podniósł z ziemi.

Żebrak jak gdyby nie zdając sobie wcale sprawy z tego co robi wstał, ciągle patrząc Piotrowi głęboko w oczy, jak zahipnotyzowany, potem zaczął obmacywać sobie nogi, żeby się upewnić, że to jest on osobiście obecny przed Bramą Piękną, kucnął, wyprostował się, znów kucnął, podskoczył i wtedy zaczął się ów pamiętny taniec.

W świątyni trwały już modlitwy od jakiegoś czasu, gdy do jej wnętrza wkroczył ten właśnie dziwny korowód z tańczącym żebrakiem na czele. Jak zwykle, było kilka osób które poczuły się urażone, parę osób odebrało ten taneczny spektakl jako akt gorszący, ale zdecydowana większość dała się ponieść radości, bo dobrze znali tańczącego żebraka i wiedzieli co on w tej chwili czuje, skoro takie rzeczy wyprawia. Nie mieli wątpliwości, że głównym odpowiedzialnym za ten wylew radości jest Bóg, bo cud jest przecież bezpośrednią interwencją Boga.

Foto: flickr.com / Steven DuBois