1. Wokół świątyni
Życie pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej pod przewodnictwem Piotra ogniskowało się wokół poczwórnego skarbu, którego pilnie strzeżono. Łukasz wspomina o nim w swoich summariach: Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz 2, 42-47). Uczniowie Jezusa żyją ewangelią, słowem przekazanym przez apostołów, przyjmują chrzest i zobowiązania, które z niego wypływają; łamią chleb po domach, sprawują Eucharystię, wspominają śmierć i zmartwychwstanie Jezusa i wypełniają Jego polecenie z Ostatniej Wieczerzy; czynią wiele znaków i cudów, uwierzytelniają słowa znakami, które czynią w imię Jezusa, rozszerzają dobro i miłość; tworzą radosną i atrakcyjną dla innych wspólnotę, w której czuje się ducha Chrystusa zmartwychwstałego; prowadzą prosty, wolny od chciwości i egoizmu styl życia. Bogaci sprzedają swoje posiadłości i dzielą się z ubogimi, biedni mogą żyć godnie. Pierwsi chrześcijanie mają świadomość nietrwałości i przemijalności dóbr ziemskich i żyją w radości i oczekiwaniu na przyszłe.
Ten wyidealizowany częściowo obraz pierwszych wspólnot oddaje zapewne jego ducha. Niemniej pierwsze wspólnoty tworzą chrześcijanie pochodzenia żydowskiego. Stąd oprócz wspomnianych wyżej praktyk (didache, eucharystia, koinonia, modlitwa) wypełniają oni nadal dotychczasowe praktyki religijne, odmawiają codzienne modlitwy, wielbią Boga, śpiewając psalmy i codziennie trwają w świątyni. Można wręcz powiedzieć, że świątynia stanowi centrum ich życia duchowego.
Świątynia była położona na najwyższym wzgórzu Jerozolimy, stąd wstępowano do niej, zwykle odmawiając psalmy, zwykle dwukrotnie, na modlitwy poranne i popołudniowe (około trzeciej po południu). Później praktykowano dodatkowo trzecią porę modlitwy o zachodzie słońca. W ten sposób podkreślano stałość, ciągłość modlitwy. Żydowski poeta Jehudah ha-Lewi napisał: Przyzwyczajenie do odmawiania modlitwy jest dla duszy tym, czym pożywienie dla ciała: dusza modli się dla własnej duszy i odżywia się dla własnego ciała. I tak jak skutki pokarmu spożywanego w ciągu dnia utrzymują się aż do posiłku wieczornego, tak i błogosławieństwo modlitwy trwa do modlitwy następnej. A im dalej od poprzedniej, tym bardziej dusza staje się mroczna.
Piotr wstępuje do świątyni. Obok Piotra pojawia się postać Jana, ale wyłącznie jako milczącego, drugoplanowego obserwatora; do tego stopnia, że w opinii niektórych informacja o nim to późniejszy dopisek, który pojawił się wtedy, gdy postać Jana w Kościele zaczęła wyraźnie zaznaczać swoją obecność. […] Łukasz łączy obu Apostołów (S. Cipriani). Apostołowie przybywają do świątyni o godzinie piętnastej, na modlitwę popołudniową, nazywaną godziną nieustannej ofiary („tamid”). W tym czasie składano ofiarę kadzenia w miejscu Świętym Świętych i ofiarę baranka na zewnątrz. Piotr, uczestnicząc w obrzędach starotestamentalnych, zapewne w tym momencie szczególnie odczuwał i wspominał ofiarę prawdziwego Baranka, który w tym czasie ofiarował siebie dla zbawienia ludzkości. Piotr odczuwał Jego obecność. Wierzył, że Zmartwychwstały jest w tej świątyni, że modli się za nich do Ojca, jak wtedy, gdy konał na krzyżu (K. Wons).
Apostołowie wchodzili do świątyni przez bramę Piękną. Prawdopodobnie chodzi tu o bramę Nikanora. Była ona główną i największą z bram świątynnych, wykonaną z korynckiego brązu (stąd zwano ją również bramą koryncką). Mieściła się na Dziedzińcu Kobiet, naprzeciwko bramy Przybytku, powyżej piętnastego stopnia, którego nie mogły przekraczać kobiety, a także kalecy i nieczyści (nawet pod karą śmierci). Brama ta mogła gromadzić na swych schodach żebraków, oczekujących jałmużny od pielgrzymów. Żebranie o jałmużnę przy świątyni było zjawiskiem powszechnym (podobnie jest i dziś). W Izraelu dobroczynność była cechą bardzo cenioną, dlatego żebracy znajdujący się w jakiejkolwiek biedzie i chorobie nie głodowali.
Piotr i Jan spotkali człowieka sparaliżowanego. Dobrzy ludzie (rodzina bądź przyjaciele) wnosili go codziennie na macie przed bramę świątynną, by mógł użebrać potrzebne na przeżycie pieniądze. Człowiek ten był chromy od urodzenia. Choroby takie uważano za trudniejsze do uzdrowienia od pozostałych. Jego sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Nie tylko cierpi i jest uzależniony od innych, musi też żebrać, aby przeżyć. Jest ponadto nieczysty, wykluczony ze społeczności oddającej cześć Bogu w świątyni. Podczas gdy Piotr i Jan i inni mogą nawiedzać świątynię, on musi pozostać na zewnątrz, u jej progu. Być może to poczucie bycia na zewnątrz spowodowało w nim utratę nadziei, tak iż zamknął się w sobie samym, w obrębie własnych ograniczeń, bez jakiegokolwiek pragnienia wyjścia z tego. Jest tak silnie przygnieciony swoim ograniczeniem, że już nawet nie myśli o tym, by prosić o pomoc w wyjściu ze swojej sytuacji. […] Dlatego jest całkowicie niezdolny przekroczyć próg nadziei. Znajduje się w sytuacji, która absolutnie wyklucza możliwość wejścia w przestrzeń radości i wesela. […] Sytuacja ta jest bliska sceptycyzmu, obojętności (I. Gargano).
Gdy Piotr z Janem ujrzeli tego zrezygnowanego w głębi duszy paralityka zapewne przypomnieli sobie innych, których uzdrowił Jezus. Jednym z nich był paralityk, wniesiony na łożu przez dach do domu Szymona w Kafarnaum, uzdrowiony dzięki wierze własnej i wspomagających go (Mk 2, 1-12). Drugim zaś chromy znad sadzawki Betesda, uzdrowiony przez Jezusa po trzydziestu ośmiu latach cierpienia (J 5, 1-9). Obydwaj zostali uzdrowieni nie tylko z paraliżu fizycznego, ale przede wszystkim duchowego.
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Co mnie szczególnie fascynuje w życiu pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej?
- Który aspekt życia wczesnochrześcijańskiego wymaga u mnie pogłębienia i większej troski (nauczanie, Eucharystia, wspólnota, modlitwa)?
- Jakie znaczenie ma dla mnie modlitwa? Ile czasu jej poświęcam? Jak ona wygląda?
- Jak wygląda mój udział w liturgii świątynnej?
- Czy mogę sobie wyobrazić siebie w roli żebraka? O co najczęściej żebrzę?
- Jak reaguję wobec potrzebujących i proszących?
- Co stanowi mój duchowy paraliż? W czym się on przejawia?
2. Spojrzenie i cud
Paralityk leżący przy bramie Pięknej poprosił apostołów o jałmużnę. Jego oczekiwania są raczej przyziemne. Spodziewa się, że otrzyma jakąś drobną monetę, podobnie jak do tej pory. Do tego w jakimś sensie przywykł. Jałmużna, jaką otrzymywał, to rodzaj „ochłapów życia”, minimum, które pozwalało mu jakoś egzystować. Tymczasem słowo „jałmużna” (gr. „eleemosyne”) posiada szersze znaczenie. Zawiera w sobie ideę miłosierdzia, troskliwości, współczucia (I. Gargano). Piotr proponuje paralitykowi drugi rodzaj jałmużny.
W całej scenie istotną rolę odgrywa gra spojrzeń. Najpierw paralityk dostrzega Piotra i Jana. Ocenia ich jako potencjalnych darczyńców. Jego spojrzenie wyraża prośbę i pobudza do współczucia. Następnie spogląda Piotr. Jego spojrzenie wnika w duszę żebraka. Widzi jego najgłębsze pragnienia i potrzeby. Z kolei Piotr prosi paralityka, by spojrzał na niego, by jeszcze mocniej utkwił wzrok w apostole, który niezależnie od swego wyglądu człowieka, posiada w sobie niewidzialną, duchową moc imienia Jezusa (I. Gargano). Jednak paralityk nie wyczytuje niczego w tym spojrzeniu. Nie potrafi patrzeć głębiej. Nie oczekuje uzdrowienia. Jedynie paru groszy. Tyle i nic więcej. Nie spodziewa się przełomu w życiu. Reprezentuje typ człowieka, który oczekuje od siebie i dla siebie mało, coraz mniej. Oczekuje czegoś zupełnie innego niż to, co chce mu dać Bóg. Jakby nie słyszał prośby Piotra. Zachowuje się ciągle tak samo (K. Wons).
Piotr nie zniechęca się brakiem gotowości paralityka. Najpierw koryguje jego oczekiwania. Nie mam srebra ani złota (Dz 3, 6). Żebrak nie powinien oczekiwać od niego korzyści materialnych, gdyż jest ubogi. Poza tym posiada inną misję, uzdrawiania wewnętrznego. Słowa Piotra są pewnym ostrzeniem dla działalności misyjnej Kościoła dziś. Jest nią pokusa zredukowania misji do zaspokajania potrzeb, które dziś nazywamy socjalnymi. Właśnie dlatego, że są one prawdziwe i domagają się koniecznie interwencji, grozi niebezpieczeństwo, że całe orędzie wspólnoty kościelnej sprowadzi się wyłącznie do tego. W gruncie rzeczy również dla niewierzących bardzo wygodnie jest zredukować Kościół do roli agencji zajmującej się opieką socjalną (I. Gargano).
Tymczasem misją Kościoła jest przede wszystkim kierowanie wzroku na Chrystusa i głoszenie dobrej nowiny. Piotr jest naśladowcą Jezusa w głoszeniu i działaniu. Taką misję otrzymał wraz z innymi apostołami od swego Mistrza: Idźcie i głoście: „Bliskie już jest królestwo niebieskie”. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów (Mt 10, 7-9). Mocą wiary w Jezusa i Ducha Świętego wzywa paralityka: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! (Dz 3, 6). Piotr posługuje się słowem „egeireo”, które zwykle określa zmartwychwstanie. Wydaje się więc, że Piotr chce w odniesieniu do paralityka leżącego na progu świątyni powtórzyć ten sam gest, jakiego dokonał Ojciec w stosunku do Jezusa z Nazaretu, który spoczywał w grobie (I. Gargano). Paraliż był grobem tego żebraka, teraz dzięki mocy imienia Jezusa może ponownie żyć, zmartwychwstać. Gdy Piotr podniósł go za rękę, on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, i chodził (Dz 3, 7-8).
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Czego oczekuję od innych?
- Jak wygląda moje praktykowanie jałmużny?
- Czym się dzielę? Czy tylko tym, co mi zbywa?
- Co wyraża moje spojrzenie?
- W jaki sposób spoglądam na innych?
- Czy troszczę się o sprawy duchowe (swoje i innych) czy raczej ograniczam się do działalności humanitarnej?
- Co stanowi mój grób?
- Co powinno we mnie ożyć, zmartwychwstać?
3. Radość
Cud dokonany przez Piotra wywołał istotne zmiany. Przede wszystkim w samym paralityku. Do tej pory leżał zrezygnowany, przykuty do maty, na której go przyniesiono, zastygły w bezruchu. Teraz nie tylko się porusza, ale tryska dynamizmem, życiem, radością. Skacze, tańczy, uwielbia Boga. Odzyskał bowiem własną godność i doświadczył wolności. Człowiek, który w pełni odzyskuje własną godność, w całkowitej wolności, nie wstydzi się skakać, tańczyć jak Dawid przed arką, opowiadać całemu światu, czego w nim dokonała stwórcza moc imienia Jezusa Zbawiciela (I. Gargano).
Paralityk może wreszcie (po raz pierwszy!) przekroczyć progi świątyni. Do tej pory musiał przebywać na zewnątrz, zazdroszcząc innym wielbienia Boga w Jego domu. Dzięki Piotrowi, którego ręki wciąż się trzyma, przekracza mury świątyni. Z ciemności własnego grobu wchodzi w prawdziwe światło. Zyskuje największy cud – wiarę. Cud jest jedynie środkiem służącym otwarciu na prawdziwy dar, prawdziwe uzdrowienie, czyli na wiarę pozwalającą żyć także w ciemnościach nocy, na nadzieję podtrzymującą nawet pośród największych trudności, na miłość przezwyciężającą naszą niemoc i służącą innym ze szczodrością (A. Cànopi).
Równie owocne zmiany dokonały się wśród świadków cudu. Tłum ludzi patrzy zdumiony, że znajomy im żebrak, sparaliżowany od urodzenia, którego spotykali gdy siedział nieruchomo przy bramie świątynnej, skacze i tańczy. Ewangelista Łukasz posługuje się czasownikami, które wcześniej wykorzystał Marek, opisując zmartwychwstanie (por. Mk 16, 5.8). Świadkowie cudu wpadli w osłupienie („thambos”) i uniesienie („ekstazis”). Ludzie osłupieli na widok tego, co się stało i jakby stracili panowanie nad swoim dotychczasowym myśleniem i wyobrażeniem rzeczywistości. Łukasz zaznacza, że cały lud został „napełniony” tymi przeżyciami. […] Zgromadzeni w świątyni reprezentują Izrael. Izrael na własne oczy ogląda działanie zbawczej mocy Zmartwychwstałego, objawiającego się „tu i teraz” (K. Wons).
Następnie cały zebrany lud zbiegł się do krużganku Salomonowego świątyni, w którym przechadzał się i nauczał Jezus. Piotr wykorzystał ten moment, aby wygłosić kerygmat. Kefas czuje się przynaglony, by mówić w imię Jezusa Chrystusa, który po to właśnie dokonał uzdrowienia przez jego ręce, aby też mógł mówić przez jego usta. […] Chce pomóc ludziom właściwie zinterpretować wydarzenie, które oglądają na własne oczy i kotłujące się w nich przeżycia. Nie chce, aby zatrzymali się na zdumieniu czy zachwycie, lecz by poszli w głąb siebie i odpowiedzieli sobie na pytanie, do czego prowadzą ich przeżycia wywołane uzdrowieniem. Do jakich decyzji i wyborów? (K. Wons). Metoda Piotra, zwana mistagogiczną, upowszechni się w pierwotnym Kościele. Najpierw znak, potem słowo. Gdy ludzie „przebudzili się” pod wpływem znaku, przychodzi czas, by go wyjaśnić, właściwie zintepretować. Te dwa elementy zawierają również sakramenty. Są one widzialnymi znakami tajemniczego działania łaski Bożej. Słowa są potrzebne, by wyjaśnić towarzyszące im znaki.
Piotr odwraca uwagę od siebie. To nie on jest sprawcą cudu. Nie z niego wypływa moc cudotwórcza. Cud, którego dokonał nie jest również wynikiem jego pobożności. Żydzi bowiem uważali, że cudotwórcy czynią znaki dzięki swej wielkiej pobożności; skłaniają w ten sposób Boga, by ich wysłuchał. Piotr, podobnie jak inni apostołowie, jest zwyczajnym człowiekiem, napełnionym Duchem Świętym (por. Dz 14, 15). Pokusa, by akcentować własną moc, osobistą pracę i doskonałość jest bardzo subtelna. W rzeczywistości jest daleka od cnoty. Zamiast zbliżać do Boga, oddala, prowadząc niejednokrotnie w kierunku pychy.
Piotr jest świadom zagrożenia płynącego z akcentowania ludzkiej mocy, jest również świadom łatwej manipulacji tłumem, dlatego kieruje uwagę na Jezusa. To w imię Zmartwychwstałego paralityk może chodzić. On sam nie ma nic do zaoferowania. Cała moc, jaką się kieruje, wypływa z imienia Jezusa. Jedynie imię Jezusa – to jest Jezus obecny i żywy, ponieważ powstał z martwych – dało siłę temu człowiekowi, przywróciło mu możliwość chodzenia. W pewien sposób wszyscy jesteśmy podobni do owego chromego człowieka, niezdolni do chodzenia tak, jak powinniśmy; dlatego potrzebujemy uzdrowienia. Wzywanie imienia Jezusa, przylgnięcie do niego z wiarą, może dać nam siły, przywrócić zdolność chodzenia, a nawet więcej: biegania i skakania z radości. Nie chodzi tu jednak o wymawianie imienia Jezusa, jakby było ono jakąś magiczną formułą; nie, winno ono być przyzywane z wiarą, a można to czynić jedynie w Duchu Świętym (A. Cànopi).
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Jakie zmiany zauważam w moim życiu w ostatnim czasie?
- Czy cenię własną godność, wartość? Czy jej nie zaniżam?
- Czyjej ręki trzymam się najchętniej?
- W jakich okolicznościach gotów byłbym tańczyć i skakać z radości?
- W jaki sposób chwalę Pana?
- Co mnie wprawia w osłupienie? Dlaczego?
- Czy nie manipuluję uczuciami innych (tłumu)?
- Jaką rolę pełnią w moim życiu sakramenty?
- Czy nie zatrzymuję innych na sobie i nie podkreślam nadmiernie własnych zasług?
- Jak rozumiem doskonałość, która prowadzi do świętości, a jak perfekcjonizm duchowy?
- Jakie znaczenie ma dla mnie imię Jezus? W jakich okolicznościach je wymawiam?
fot. Pexels