Najpierw wypada przedstawić strony dialogujące: chodzi zatem o Jezusa, proroka z Galilei, syna Józefa, cieśli z Nazaretu, a z drugiej strony chodzi o znawców Prawa i obrońców Prawdy, którzy przybyli głównie z Jerozolimy. Mieli oni wielki mir społeczny, bo towarzyszyła im fama maestrii prawnej i znawstwa świętej tradycji. Nie bez poczucia wyższości, bez żadnych wstępnych grzeczności, które są podstawową zasadą spotkania i rozmowy na Wschodzie, zwrócili się do Jezusa z pytaniem: „Jakiego dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz?” .

Widząc taką scenę aż się wewnętrznie gotuje człowiek i kusi go aby wygarnąć im w twarz: Ślepcy! Pomyliliście role! Pytacie o znak? A znak przed wami stoi! To On was pyta, bo jest to przecież znak Boży. Nie wy jesteście początkiem dialogu, ale słowo Boże i ono jest również jego końcowym zwieńczeniem. Bóg jest alfą i omegą, a wy uczniami Jego Boskiej mowy. Usiłujecie zawłaszczyć sobie autorytet który do was nie należy. Brakuje wam tej najbardziej fundamentalnej wrażliwości duchowej, która polega na bojaźni Bożej, bez której nie ma poznania Boga, a tym bardziej wierności Jego pouczeniom. Wy chlubicie się tylko znajomością cytatów i wielością teorii na temat których potraficie dyskutować, ale nie potraficie posługiwać się Bożym Słowem tak, aby stało się ono Ciałem. Dlatego nie mieszka ono pośród was, a kiedy do was przychodzi to wy je dumnie uciszacie aby nie zmienić w niczym waszego wygodnego i jałowego życia.

Oni nie zwracając wcale uwagi na prawdę którą ja przed chwilą wykrzyczałem, wzruszyli tylko obojętnie ramionami na moją mowę, bo oni innych prawd nie uznają jak tylko te którym przystawili swoją pieczątkę i to nawet gdyby ją wyrzekły usta Boże. Spokojnym, władczym tonem zwrócili się do Jezusa z następnym pytaniem, zadając je w taki sposób, aby otrzymać oczekiwaną przez nich odpowiedź, umożliwiającą im skierować przeciw Niemu pozew o niesubordynację religijną: ” Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba” – jasno dając Mu do zrozumienia, jakiego znaku od Niego oczekują.

Tymczasem cały szkopuł w tym, że znak ten był już im przecież dany, i to niemalże w tym samym momencie w jakim się oni go domagają. Właśnie się w tych dniach bardzo szeroko ten znak komentowało. Dlaczego oni to ignorują? Na czym ma polegać według nich poszukiwanie Prawdy, skoro ignorują cud rozmnożenia pożywienia i entuzjazm tysięcy ludzi nakarmionych dwiema rybami i pięcioma kromkami chleba? Udają, że nie widzą tego, iż entuzjazm tłumu był tak wielki, że znaleźli się zwolennicy natychmiastowego zorganizowania tryumfalnego marszu do Jerozolimy, aby tam Jezusa oficjalnie obwołać Mesjaszem i Królem Izraela!

Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że Jezus na ten marsz się nie zgodził, mówiąc o tym wprost i bez żadnej dwuznaczności. Chleb którym nakarmił tłumy był dla Niego nie tylko materialnym pokarmem, ale również znakiem wskazującym na osobę Tego, kto jest jego Dawcą. Dla Niego nie tylko chleb się liczy, ale również to, że sprowadzony on został z Nieba i dlatego ku Niebu należy spojrzeć aby go w pełni, jako znak, zrozumieć : ” Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”. Pełne rozumienie tego cudu obejmuje uniwersalną kwestię życia i to dla całego świata. Nie ma zatem na świecie poważniejszej od tego Chleba rzeczy!

W tym momencie wydawać się może, że wydarzył się cud nawrócenia! Czyżby rzeczywiście poważna delegacja notabli przybyłych z Jerozolimy uwierzyła w Chrystusa? Zwrócili się bowiem do Niego z prośbą: ”Panie, dawaj nam zawsze tego chleba”! Niestety, oni tylko głośno wypowiedzieli swoje marzenia, które odnosiły się wyłącznie do materialnego chleba, bo gdyby zagwarantować powszechne jego zaspokojenie, największy problem społeczny byłby wówczas rozwiązany. Wszystko byłoby dużo prostsze. Może nawet nie byłoby wówczas potrzeby zbawienia – chleb i rozrywka wystarczyłaby plebsowi, natomiast grono szlachetnych uczonych miałoby do swej dyspozycji Prawo, aby na nim budować swój autorytet i aby skutecznie móc trzymać w ryzach rozbawiony plebs, nie pozwalając mu pójść za daleko w zabawie do jakiej został przez nich upoważniony.

Żadnego nawrócenia jednak nie było. Okazało się to w momencie gdy Jezus powiedział: „Jam jest chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.” Tego uznać nie byli w stanie. Chleb materialny mogli przyjąć, ale bez przyjęcia Jego osoby. Budziło to w nich nie tylko opór, ale wręcz strach i odrazę. Przyszli przecież po to aby zakwestionować Jego pretensje do czynienia z siebie proroka a nawet czasem Mesjasza, czy Syna Bożego, bez otrzymania autoryzacji z ich strony! Trzeba Go było zatem potępić, a wraz z Jego osobą, konsekwentnie, również Jego misję, w więc również wszystkie Jego znaki i nauczanie.

W ten sposób nie zauważyli, albo nie chcieli tego dostrzec, że znaleźli się w sprzeczności z sobą samymi i nie byli w stanie tej sprzeczności rozwiązać, ponieważ złamali podstawową zasadę metodologiczną. niezbędna w poszukiwaniu Prawdy: nie oni powinni egzaminować Boga, ignorując Jego znaki, ale widząc znaki, powinni pozwolić im się duchowo interpelować . Popełnili monstrualny grzech odrzucenia Mesjasza, w imię ich pysznego przekonania o tym , że są wierni Prawu – gdy oni w rzeczywistości odrzucali Tego, który jest tego prawa Autorem, Panem i SPEŁNIENIEM.

Photo by Nataliya Vaitkevich from Pexels