„Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Pewnie tak bardzo gnębiła go ta sprawa, że nie mógł już dłużej słuchać tego co mówił Jezus odbierając to jako próżne gadanie – on przecież przyszedł tutaj po to aby załatwić swoją sprawę. Słyszał, że Jezus czyni cuda i że jest mężem sprawiedliwym, a wiec On i tylko On może być w stanie go zrozumieć i pomóc mu rozwiązać rodzinny problem, który mu niesamowicie ciąży na sumieniu i stanowił również dla niego duże ryzyko materialne.

Został skrzywdzony przez swojego rodzonego brata, który nie wypełnił ciążących na nim zobowiązań finansowych. Nie zapłacił mu tego co był mu winien, a teraz nawet już otwarcie mówi, że nie zamierza powinności swej i w przyszłości honorować. Przecież to jest jawna zdrada, skandal i hańba dla całej rodziny. Cały dom jest ponury, a jego żonę już prawie bez przerwy od paru miesięcy boli głowa. Sąsiedzi natomiast mu szepczą do ucha, żeby zaczął działać bardziej energicznie, bo inaczej sprawa się przedawni.

Skończyła się w końcu jego cierpliwość i zawołał jeszcze głośniej, bo na pierwsze wołanie Jezus nie zareagował: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Uczynił to z tym większym przekonaniem, że właśnie był to moment w którym Jezus mówił o miłości braterskiej. Uznał więc, że to doskonała okazja, aby swoją naukę mógł teraz zmaterializować.

Odpowiedź Jezusa była szokująca i nic dziwnego, że jej adresat jej nie zrozumiał, jak pewnie i dla nas również stanowi ona sporą trudność: „Człowieku, któż Mnie ustanowił nad wami sędzią albo rozjemcą?” Czyżby Jezus tak zareagował, ponieważ głośna prośba przerwała MU wątek? Z drugiej jednak strony jest przecież Bożym posłańcem i ogłasza inaugurację Bożego Królestwa na ziemi, a więc to Jemu w pierwszym rzędzie powinno zależeć na tym z czym on się do Niego zwraca.

Tylko, że jakieś podejrzanie dziwne wydaje się następne zdanie, skierowane już do wszystkich którzy byli tam zgromadzeni, a więc również do nas, czytających tę Ewangelię: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia”. Jak mamy to rozumieć? Czy błędem jest domaganie się sprawiedliwości? Okradziony przez brata, ma się z tym pogodzić? Czy o to Jezusowi chodziło?

Trzeba uważać, aby nie zniekształcać wypowiedzi Jezusa, bo przecież mówi On wyraźnie o chciwości, a nie o prawie do spokojnego posiadania swojej własności. To w chciwości Jezus się dopatruje przyczyny zła które się tak bardzo szerzy, dzieląc rodziny i burząc domy, żyjąc według zdawałoby się niewinnej, a tak bardzo popularnej i dzisiaj zasady: ”Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!”, czyli gromadź jak największe bogactwa i oddaj się ich używaniu, inaczej mówiąc: spraw aby twoim naczelnym imperatywem życiowym była konsumpcja. Taka ambicja życiowa jednak nie powiedzie człowieka daleko i nie da mu szczęścia jakiego się spodziewa.

Chrystus użył na końcu swej przypowieści wykrzyknika: ” głupcze !”, który był skierowany do wszystkich którzy jej słuchali, a wiec i do nas którzy teraz ją komentujemy: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?” Chodzi Mu o to, aby troska o bogactwa nie uwiodła duszy człowieka i nie sprowadziła na niego wieczystej zguby (Łk 12, 13-21).

Photo by Alexander Mils from Pexels