Bóg nie zaprasza człowieka – Bóg go wzywa, poucza albo prosi. Zaproszenie – to termin salonowy.
Ma ono miejsce wtedy, gdy naprzeciw siebie są dwaj partnerzy. Zapraszam ciebie, ponieważ mam w tym jakiś interes – coś chcę wspólnie z tobą zrobić, albo coś wspólnie przeżyć .
Zaproszenie to zwykle dobre maniery i kurtuazja, które oczywiście szanują wolność , bo w gruncie rzeczy, to o nią głównie w zaproszeniu chodzi. Gdy jej zabraknie, gdy pojawi się przymus – zaproszenie staje się zwykłą parodią, udaje bowiem tylko przyjaźń pod maską słodkiego bontonu.
Zaproszenie – nie bardzo przystaje do realiów życia duchowego, bo my i Bóg nie jesteśmy na tym samych egzystencjalnym poziomie. Bóg jest pasterzem, a my Jego owcami. On jest Panem a my Jego sługami. Obmywa On w prawdzie sługom nogi, ale czyni to po to aby oni nauczyli się to robić wzajemnie sobie.
Trudno jest również użyć słowo „zapraszam” do miłości spod znaku krzyża, chociaż jest ona przecież mocą, mądrością i pięknem samego Boga. Nie zaprasza się do niej, ale to ona człowieka przyzywa milcząco patrząc mu w oczy i czekając na jego „fiat”.
Nie można nikogo zapraszać do śmierci, obiecując mu w zamian zmartwychwstanie, ale misterium krzyża polega na tym, że zawsze chodzi o spotkanie z Chrystusem i przeżycie z Nim razem dramatu – zarówno prywatnego umierania w samotności i publicznego zbezczeszczenia, w którym mieści się wszystko co dotyczy życia i śmierci – milczenie, tęsknota, oczekiwanie i radość nowego istnienia – cała miłość Boga, zasiana w sercu człowieka, a nie zbijająca bąki na niebieskich salonach.
Photo by Samantha Garrote from Pexels