Poprzez tajemnicę wcielenia Bóg wszedł we wszystkie wymiary naszej egzystencji, z wyjątkiem grzechu. Jezus od początku swojej drogi z nami w świecie doświadczał alienacji, odrzucenia, niezrozumienia, cierpienia…
Św. Paweł mówiąc o ziemskim życiu Jezusa używa słowa kenoza. Słowo to oznacza wyrzeczenie się wszystkiego i kojarzy się z pustką, jaka panuje na pustyni albo w opustoszałym mieście. Jezus ogołocił się z wszystkich przywilejów, do których miał prawo. W sposób wolny i świadomy wszedł w ludzką egzystencję, związaną ze słabościami, trudem, cierpieniem i śmiercią. Stał się zwyczajnym człowiekiem, co więcej, uniżył się jak sługa, czyli zaakceptował i przyjął najniższą pozycję w hierarchii społecznej, całkowite przeciwieństwo boskości.
Największy wymiar kenozy miał miejsce w czasie męki i śmierci Jezusa. Św. Paweł opisał ją w liście do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8).
Męka, krzyż, cierpienie (fizyczne, emocjonalne, duchowe) i śmierć Jezusa, były najwyższą ofiarą; poprzez nią Jezus wyzwolił ludzkość od grzechu, zła i otwarł drogę do wiecznego szczęścia z Bogiem. Drogę cierpienia-zbawienia Jezusa przepowiedział osiem wieków wcześniej prorok Izajasz w Pieśni o cierpiącym Słudze Jahwe: „Nie miał On wdzięku, ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści ,a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego” (Iz 53, 2-4). „Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem?” (Iz 53, 7-9);Pieśń ta „zawiera opis, w którym można niejako zidentyfikować wszystkie szczegółowe momenty męki Chrystusa: pojmanie, poniżenie, policzkowanie, oplwanie, podeptanie samej ludzkiej godności więźnia, sąd niesprawiedliwy, a potem — ubiczowanie, ukoronowanie cierniami i naigrawanie, dźwiganie krzyża, przybicie do krzyża, konanie” (Jan Paweł II).
Jedyną bronią Jezusa w czasie dramatycznych cierpień była bezgraniczna miłość. Gdy człowiek odrzuca Boga, znieważa, lekceważy, On milczy. Milczenie Boga jest wyrazem Jego nieskończonej cierpliwości i troski o człowieka. Bóg nigdy nie odwraca się od ludzkości. Wszystkie cierpienia, smutki, depresje, lęki, samotność i rozpacz są konsekwencją odrzucenia miłości Boga. Nigdy nie są Jego zemstą. Bóg zawsze pozostanie Miłością.
Fizyczne cierpienie Jezusa z dużą dozą prawdopodobieństwa oddał Mel Gibson w filmie Pasja. Film został oparty o wizje mistyczne Katarzyny Emmerich. Realizm a wręcz naturalizm, z jakim Gibson oddał cierpienie Jezusa stał się okazją do szeroko zakrojonej w mediach krytyki filmu. Jednak dla wielu widzów Pasja okazała się punktem zwrotnym w ich życiu; po obejrzeniu filmu postanowili coś w nim zmienić. Wzruszony Jan Paweł II po obejrzeniu prapremiery filmu powiedział tylko: To jest tak, jak było. Mel Gibson nie ograniczył się jednak do cierpienia fizycznego. Film z całą ekspresją eksponuje cierpienie emocjonalne i duchowe Jezusa.
Patrząc z zewnątrz misja Jezusa zakończyła się fiaskiem. Jezus został pozbawiony ludzkiej godności i wolności, niesprawiedliwie osądzony, wyszydzony, wydany wrogim ludziom, stał się pionkiem w rękach osób sprawujących władzę; został zdradzony przez przyjaciół, przeżył najbardziej niewyobrażalne cierpienie psychiczne – ból opuszczenia, niezrozumienia, samotności; doświadczył lęków, strachu, smutku, pokus, poczucia opuszczenia przez Boga. W końcu umarł śmiercią haniebną – na krzyżu.
Jednak umocniony miłością Ojca i świadomością pełnienia Jego woli stawił czoło wszystkim trudnościom, przeciwieństwom i pokusom. „Sprawiedliwy – wychodzi naprzeciw niesprawiedliwości; On, bez skazy, idzie spotkać to, co nieczyste; On, który jest dobrocią, idzie mierzyć się z nienawiścią; On, nieśmiertelny – udaje się na spotkanie ze śmiercią. Taki jest owoc Jego modlitwy – trwa z Bogiem w grzesznym świecie, w którym jest nieobecny, i w ten sposób daje Boga światu” (I. de la Potterie).
Fizyczne, emocjonalne i duchowe cierpienia Jezusa były doświadczeniem ludzkiej kondycji i znakiem solidarności z ludzkością. Jezus doświadczył słabości i skłonności, które stanowią największe pęknięcie w naturze człowieka. Dzięki nim „może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2, 18).
Współczesnemu człowiekowi trudno zrozumieć, dlaczego Bóg zbawia w taki sposób, dlaczego objawia się w słabości, dlaczego pozwala na pogardę, poniżenie i odrzucenie swego Syna, dlaczego pozwala się zranić przez człowieka, dlaczego nie leczy karą, tylko cierpliwością i miłością, dlaczego…?
Odpowiedzi jest wiele… Ale może tylko i aż dlatego, „żeby człowiek zobaczył własną małość, poczuł do niej odrazę i przyjął zbawienie ofiarowane mu przez tego Upokorzonego i Milczącego. Bóg ofiaruje się człowiekowi jak lustro” (C. M. Martini). Każde ludzkie cierpienie odbija się jak w lustrze w cierpieniu Syna Bożego.
fot. Pixabay