W dziale poświęconym Uniwersalnym Preferencjom Apostolskim publikujemy artykuł o. Massimo Pampaloni SJ zatytułowany „L’amore senza rimedio di Gesù”, który ukazał się w „Il Messaggio del Cuore di Gesù” we wrześniu 2021 roku (s. 36-39). Przetłumaczył go dla „jezuici.pl” o. Henryk Droździel SJ.

MIŁOŚĆ JEZUSA, NA KTÓRĄ NIE MA LEKARSTWA

Przeglądając dzieła ojca Antonio Vieiry (1608-1697), uważane za arcydzieła w kręgu kultury języka portugalskiego, natknąłem się na piękne kazanie, które uważam za genialne i głębokie. Zostało wygłoszone w Lizbonie w 1643 r. przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Ojciec Antonio na podstawie słowa Pana Jezusa „…z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie” (Łk 4, 23), analizuje lekarstwo na miłość i miłość, na którą nie ma lekarstwa. „Metoda egzegetyczna” ojca Vieiry z pewnością budzi zastrzeżenia. Trzeba jednak pamiętać, że kazanie nie jest wykładem egzegetycznym, ale zmierza do „poruszenia” dusz słuchaczy ku głębszej miłości Chrystusa. Jeśli więc w jego kazaniu jakieś wyrażenie nie jest zbyt „naukowe”… uśmiechnijmy się i dajmy się poprowadzić narracji. Zaczynamy!

Jezus jest chory na miłość, twierdzi ojciec Vieira. Zaproszenie do uleczenia siebie jest bez sensu, ponieważ na Jego chorobę nie ma lekarstwa. Jezus jest chory na miłość do nas. Na tą „chorobę” nie ma lekarstwa. Czy, aby na pewno? – pyta dalej nasz kaznodzieja.

Parafrazując naukę Galena, słynnego greckiego lekarza z II wieku po Chrystusie, o. Vieira przypomina cztery potężne środki zaradcze na cierpienie spowodowane miłością. Jednak te środki (lekarstwa), jak uczy doświadczenie, działają silnie na ludzką miłość, nie są jednak skuteczne w odniesieniu do miłości Chrystusa.

Czas

Pierwszym lekarstwem na każdy rodzaj bólu i smutku (wszyscy zapewne się z tym zgodzimy) jest — czas. Czas, który leczy wszystko (tempus omnia medetur), ale także niszczy, koroduje. Po wybuchu radości, której źródłem jest nowości, sprawiająca, że cieszymy się z czegoś, oto często przychodzi rutyna, nawyk. Miłość jest zawsze przedstawiana przez starożytnych jako dziecko, mówi Vieira, ponieważ nigdy nie dorasta i nie starzeje się. W odniesieniu do Jezusa tak nie jest. Miłość Chrystusa jest doskonała w znaczeniu „nic jej nie brak” i „wypełniło się”, dlatego jest ponad czasem. W Księdze Przysłów czytamy: „Przyjaciel kocha we wszystkich czasach” (P 17,17), a Jezus powiedział nam, że nazywa nas przyjaciółmi, a nie sługami (por. J 15, 15). Nie tylko czas nie może umniejszać Jego miłości, kontynuuje kaznodzieja, ale dzieje się dokładnie odwrotnie! Jego miłość wyzwala się z czasu: wszystkie długie okresy Jego agonii, Jego męki, przez którą nas umiłował… stały się „godziną” (por. J 5,25; 12,27; 13.1 itd.). Przeczytajmy na nowo piękną katechezę św. Jana Pawła II o „godzinie Jezusa”, którą wygłosił 14 stycznia 1998 r. Ojciec Vieira konkluduje: „Zobaczcie, że środkiem zaradczym (lekarstwem) miał być czas. Miał on wyleczyć naszego Boskiego Chorego, ale siła jego „choroby” (tj. miłości) była tak wielka, że czas nie osłabił miłości, ale miłość zapanowała nad czasem!”.

Oddalenie

Jeśli czas nie zadziałał, może zadziałać drugi „galeniczny” środek, a mianowicie — oddalenie. Znamy wszyscy popularne powiedzenie: „co z oczu, to z serca”. Ignorując nieprzyjemne fakty, usuwając z oczu to, co sprawia ból, chronimy siebie przed cierpieniem. Odejście od sytuacji i miejsc, w których cierpieliśmy, pomaga uspokoić się, jeśli nie całkiem, to przynajmniej zapomnieć lub choćby zdystansować się od niego. Śmierć, powiada jezuita, jest ostatecznie zdefiniowana jako oddzielenie duszy od ciała. Wynikiem tego jest „ochłodzenie” ciała. Podobnie dzieje się z naszym sercem, gdy jest daleko od przedmiotu swojej miłości. W odniesieniu do Jezusa także ten środek nie działa. Jezus, czy jest blisko, czy daleko zawsze kocha. Jego miłość jest zawsze gorejącym płomieniem, ponieważ jest związana z wolą, a nie z miejscem. Jezus wstąpił do Ojca, mówimy tu o innej przestrzeni, innym czasie, o zupełnie innym wymiarze, o „odległości” największej, jaką można sobie wyobrazić, jednak to odejście, chociaż oddala ciała, nie umniejsza miłości. W rzeczywistości, to „oddalenie” sprawia, że zstępuje Duch Św. (por. J 16, 7), który łączy nas z Nim jeszcze bardziej, czyni nas jednym ciałem i jednym duchem. Tak więc Jezusowa nieobecność nie umniejsza miłości, wręcz przeciwnie, intensyfikuje ją, tak że staje się obecnością wykraczającą poza to, co wyobrażalne. Miłość Chrystusowa nie zależy od „widzieć, aby kochać”. Jest dokładnie odwrotnie, jak to wyjaśnia Jezus Tomaszowi.

Niewdzięczność

Być może inny, bardziej „brutalny” środek zaradczy będzie bardziej skuteczny? Czy może być coś bardziej skutecznego w sprawianiu, że miłość i przywiązanie znikają, niż niewdzięczność? Czas pomniejsza miłość, dystans ją chłodzi… ale to niewdzięczność podcina motywy, dla których kogoś kochamy. Jest to powszechne doświadczenie. Jest to logiczne. Jest to zrozumiałe. „Czas jest naturą, nieobecność może być siłą: niewdzięczność zawsze będzie zabójcza.” – mówi Vieira. To, że przestajemy kochać przyjaciela, który jest daleko, lub którego nie widzieliśmy przez długi czas, nie jest jego winą. Jeżeli już, to jest to nasza wina. Jednak niewdzięczność drugiego człowieka uderza wprost w nasze serce i umysł. Jak miałaby to przeżyć nasza miłość?

Po raz kolejny, miłość Chrystusa do nas nie zawodzi, nawet w obliczu naszej straszliwej niewdzięczności. Ci, którzy Go spotkali, byli świadkami Jego cudów i odnieśli największe korzyści, a odwdzięczyli się Mu męką i krzyżem: sprzedali Go, porzucili Go, zaparli się Go, zabili. Czy może istnieć bardziej nierówna, bardziej przeciwna, bardziej niewdzięczna relacja? Oczywiście, że nie! – woła o. Vieira. Jednak wszystkie te niewdzięczności, chociaż trudno sobie wyobrazić większe, miały tak mały wpływ na miłość Chrystusa do nas, że zamiast umniejszyć, zwiększały ją. Skała, która podążała za ludźmi na pustyni, mówi nam Paweł, to był Chrystus (por. 1 Kor 10, 4). Została ona dwukrotnie uderzona i zamiast iskier wytrysnęła z niej woda gasząca pragnienie. W godzinie swej Męki Pan został uderzony dwukrotnie: przez Judasza i przez Piotra. I zamiast mściwego ognia wciąż wypływa woda: ta, którą myje nogi uczniom, również tym, którzy uciekną i tym, którzy go zdradzą. Na krzyżu zostaje ponownie uderzony, tym razem włócznią, i pozwala płynąć wodzie i krwi, sakramentom, które są naszym zbawieniem. Te palące niewdzięczności, woła o. Vieira, Chrystus zachował w swoim sercu, ponieważ sięgnęły Jego serca. Dotarły tam, jako narzędzia śmierci, ale wypłynęły, jako Sakramenty dające życie. To właśnie dzieje się w Sercu Chrystusa. Zniewagi przemieniają się w zyski, niesprawiedliwość w miłosierdzie, świętokradztwa w sakramenty, a przyjęte niewdzięczności w destylat miłości.

Wartościowszy przedmiot

Ostatnim lekarstwem na ludzką miłość, mającym sprawić, że już nie będziemy cierpieć, jest znalezienie kogoś lub czegoś, co pokocha się bardziej niż to, co sprawia nam cierpienie. Popularnie mówi się „klin wybija się klinem”. Chrystus opuszcza ten świat i idzie do Ojca. Czy może być coś wartościowszego? Z pewnością nie. To jednak nie przeszkadza mu kochać ludzi.

Stając wobec perspektywy odejścia Jezusa, uczniowie są smutni. Słyszymy słodki wyrzut Jezusa: „Gdybyście Mnie miłowali, bylibyście szczęśliwi, że idę do Ojca” (J 14,28). Jednak Jezus, przybywając do Ogrodu Oliwnego, jest także smutny, ponieważ odczuwa boleśnie rozstanie z uczniami. Wydaje się, że żyje przeciwieństwami, ale tak nie jest. Tylko w sercu Boga-Człowieka można znaleźć doskonałą syntezę radości z pójścia do Ojca i tego, że nie chce opuścić swoich uczniów. Nie tylko więc miłość do Ojca, do którego powrócił, nie umniejszyła Jego miłości do ludzi, ale wprost przeciwnie, miłość, którą kocha Ojca, zjednoczyła się z Jego miłością do ludzi. Wszystko, co mogło ochłodzić, zdystansować, osłabić miłość Jezusa do nas, nie tylko nie było w stanie tego uczynić, lecz przeciwnie, wzmocniło ją jeszcze bardziej, sprawiając, że Jezus pozostaje zawsze i coraz bardziej chory z miłości.

Stając w obliczu takiej Miłości, zapytajmy się: Jakiej innej miłości szukam i jakiej miłości pragnę?

Massimo Pampaloni SJ
Tłum. z j. włoskiego o. Henryk Droździel SJ (Rzym 28.10.2021)
_________________________ .

Foto: YouTube