„A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,39-48).
Jezus porównuje niespodziewane, zaskakujące przyjście Pana z najściem złodzieja w nocy. Gdyby właściciel domu znał jego plany, nie pozwoliłby na włamanie. Słowo włamać się oznacza przekopać się, przewiercić się, przebić (otwór). Ściany domów palestyńskich, zwłaszcza ludzi niezamożnych, były zwykle wykonane z wyschniętej gliny; stąd łatwo było je przebić. Nieznana godzina nadejścia złodzieja sprawia, że gospodarz (sługa) musi nieustannie czuwać.
Niespodziewane nadejście złodzieja jest symbolem Dnia Pańskiego (paruzji), czyli ponownego chwalebnego przyjścia Jezusa na końcu czasów. Św. Paweł pisze o tym dniu: „Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej” (1 Tes 5, 2-4).
Sam Jezus porównuje swoje przyjście do złodzieja: „To mówi ten, co ma Siedem Duchów Boga i siedem gwiazd: Jeśli wiec czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie „(por. Ap 3, 1-3).
Konsekwencje braku czuwania opisuje Jezus w następnej przypowieści o wiernym lub niewiernym słudze (Łk 12, 41-48). W czasach Jezusa w Palestynie wielu zamożnych ludzi miało niewolników, którzy administrowali majątkiem. Niewolnicy zajmujący wysoką pozycję byli odpowiedzialni za niższych rangą. W sytuacji dłuższej nieobecności właścicieli ziemskich, co było zjawiskiem nierzadkim, istniała możliwość nadużyć z ich strony. Zamiast wierności i roztropności, mogły pojawić się: zniechęcenie, lekkomyślne liczenie na opóźnienie powrotu pana, egoizm, zaspokajanie żądzy zmysłowych kosztem właściciela i nadużycia wobec innych sług.
Zarówno przyjście złodzieja jak i pana jest czasem rozrachunku. Sługę wiernego czeka nagroda, niewiernego kara.
Nieprzewidywalne spotkanie z Jezusem ma miejsce w chwili śmierci. Jezus przychodzi wówczas jak złodziej, aby ukraść nasze dotychczasowe życie i przeprowadzić nas w nowe. Przychodzi jak Pan, który żąda sprawozdania z ziemskiego włodarzenia Jego majątkiem.
Moment spotkania z Jezusem w chwili śmierci jest najboleśniejszym doświadczeniem prawdy o sobie. Kończą się wówczas: maskarada, fikcje, iluzje, gry, pozory. Człowiek jest tym, kim jest w rzeczywistości: albo wiernym i roztropnym, który właściwie wykorzystał otrzymane talenty i czas, by czynić dobrze i kochać, albo niewiernym, który zmarnotrawił wszystkie szanse i łaski zsyłane przez Boga w ciągu całego życia. „W obliczu Chrystusa, który jest prawdą, zostanie ostatecznie ujawniona prawda o relacji każdego człowieka z Bogiem. Sąd Ostateczny ujawni to, co każdy uczynił dobrego, i to, czego zaniechał w czasie swego ziemskiego życia” (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1039).
Tomasz a Kempis pisze w swoim dziełku O naśladowaniu Chrystusa: „Tak powinieneś zachować się w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Jeśli miałbyś czyste sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci. Lepiej jest unikać grzechu, niż uciekać przed śmiercią. Jeśli dziś nie jesteś gotowy, czy będziesz gotowy jutro?” (I, 23, 1).
Przypowieść Jezusa konfrontuje tęsknoty religijne z praktyką. Izraelici w czasach Jezusa z tęsknotą oczekiwali Mesjasza, modlili się o odkupienie, a jednak byli bardziej zajęci codziennymi potrzebami i problemami niż przyjściem Pana. W podobnym duchu pisze swój list do starożytnych chrześcijan św. Cyprian: „Jakże to sprzeczne i nierozumne, że chociaż sami prosimy o spełnienie się woli Boga, to jednak kiedy poleca i wzywa do odejścia z tego świata, nie chcemy poddać się natychmiast Jego rozkazom. Sprzeciwiamy się, wzbraniamy, i jak opornych niewolników wiodą nas w smutku i rozżaleniu przed Pana. Odchodzimy stąd przymuszeni koniecznością, nie zaś przekonani posłuszeństwem. A nadto oczekujemy nagrody wiecznej od Tego, do którego tak niechętnie idziemy. Czemuż więc prosimy i błagamy, aby przyszło królestwo niebieskie, jeśli rozkoszą dla nas jest ziemska niewola? Dlaczego w częstych modlitwach prosimy, aby rychło nadszedł dzień królestwa, jeśli naszym gorącym pragnieniem i wielkim życzeniem jest służyć tutaj raczej diabłu, niż królować z Chrystusem?” A my?
Przypowieść o czuwaniu zawiera również wątek nieprawdopodobny dla realiów Palestyny. Po niespodziewanym powrocie do domu pan nagradza lub każe służących. Nagroda jest niewyobrażalna. Pan każe sługom usiąść do stołu i sam ich obsługuje. W pogańskim Rzymie w czasie obchodów świątecznych ku czci Saturna (Saturnalia) niewolnicy byli dopuszczani do stołu panów, a nawet obsługiwani przez nich. Nie było to jednak możliwe w świecie Orientu.
Ten niezwykły gest wykonał Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy: „Wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 4n). Jest to gest rewolucyjny. Wykracza poza zwykłe zachowanie, poza normalne stosunki między Mistrzem i uczniami, między panem i sługami. Jest to gest niemal bluźnierczy w oczach człowieka. Bóg, który służy, jak niewolnik: „Ja jestem pośród was jak ten, kto służy” (Łk 22, 27). Służba charakteryzuje wszystkie etapy istnienia Jezusa: „Jego życie ziemskie, Jego obecność we wspólnocie wierzących po zmartwychwstaniu, Jego istnienie w chwale, Jego powrót w paruzji” (B. Maggioni).
Obraz pana, który obsługuje niewolników jest metaforą uczty wiecznej. Sługami są wszyscy zbawieni, a usługującym sam Jezus, Kyrios (Pan). „Radość przyszłego świata – radość, która nie przestanie nas zadziwiać – polega bardziej na „otrzymywaniu” od Pana (Jego służbie) niż na służeniu Panu” (B. Maggioni). Uczta jest symbolem nieba. Jezus przyrzekł je każdemu uczniowi: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14, 2n).
Żyjąc codziennością, zaabsorbowani ziemskimi sprawami, zapominamy nieraz, że życie ziemskie ma swój kres, a ziemia nie jest naszym wiecznym mieszkaniem. Upływ czasu, lat, starzenie się nie jest tylko koszmarnym zdążaniem ku nicości, śmierci, ale zdążaniem do Boga. Dopiero wraz ze śmiercią i wejściem do Domu Ojca przychodzi wyzwolenie. W Domu Ojca żyjemy już ponad wszystkim, w przestrzeni miłości, obdarowani w sposób niewyobrażalny: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (1Kor 2, 9).
Przypowieść Jezusa mówi również o karze dla niewiernych sług. Jest nią makabryczne ćwiartowanie. Kara ta była stosowana na Wschodzie w czasach greckich; była jednak przerażająca dla współczesnych Jezusowi Izraelitów. W sensie alegorycznym oznacza miejsce wiecznego potępienia – piekło (gehenna).
Bóg nie traktuje nas w sposób bezwolny. Traktuje nas w sposób poważny, jako osoby zdolne do odpowiedzialności za swoje życie. Są w tym życiu sprawy nieodwołalne i nieodwołalnie zniszczalne. W swojej wolności możemy zadecydować o własnym potępieniu, zniszczeniu. „Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie” (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1035).
Piekło ma służyć nadziei, nie lękowi. Ma pomagać w takim życiu, by nie stało się ono naszym udziałem. Bóg nie przeznacza nikogo do piekła, nie chce śmierci grzesznika, przeciwnie, pragnie, by każdy się zbawił. Dlatego można powiedzieć, że piekło jako realna możliwość jest bólem i dramatem Boga.
Przypowieść wskazuje również na proporcje odpowiedzialności: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą. Zachodzi więc proporcja między otrzymanymi darami, łaską, a ich wykorzystaniem. Każdy otrzymuje inne dary, inne zadania i obowiązki i każdego Bóg będzie rozliczał indywidualnie. Nie ma sensu porównywanie się z innymi, gdyż nigdy do końca nie wiemy, ile komu dano. Naszym zadaniem jest odkrywać własną wartość, godność w Bogu, rozwijać własne talenty i czynić dobro (por. Ga 6, 10).
Możemy również mieć nadzieję, która staje się pewnością, że Bóg ma swoje drogi dotarcia do każdego człowieka i każdy może być zbawiony.
Pytania do refleksji:
- Jakie uczucia wzbudza we mnie myśl o własnej śmierci?
- Przypomnę sobie szczęśliwe, a następnie smutne, tragiczne chwile mojego życia. Co czuję, gdy przyglądam się im przez pryzmat śmierci?
- Jakie ważne decyzje zaważyły na życiu moim lub życiu innych osób. Czy jestem z nich zadowolony? Czy czuję żal? Czy powinienem je podejmować, czy raczej nie?
- Które osoby są dla mnie ważne w obliczu śmierci? Co czuję, gdy myślę nich?
- Co zrobiłbym jeszcze, wiedząc, że pozostał mi tylko jeden dzień życia?
- Jak przeżyłbym życie, gdyby mi dano szansę rozpocząć wszystko od początku? Co zmieniłbym, a co pozostawił bez zmian?
- Jakich rad udzieliłbym bliskim, przyjaciołom w chwili mojej śmierci?
- Co czuję, myśląc o spotkaniu z Jezusem w chwili śmierci? Co chciałbym Mu powiedzieć? Za co dziękować? Za co przepraszać? O co prosić? A co Jezus chciałby mi powiedzieć?
- W jaki sposób chciałbym przeżyć ostatnie chwile na ziemi (gdybym miał taką możliwość)? Czy wolałbym spędzić je w samotności czy wśród ludzi? Kogo spośród bliskich i przyjaciół wybrałbym na towarzysza moich ostatnich godzin?
- Jaką ostatnią modlitwę pragnąłbym skierować do Boga przed śmiercią?
- Czy służę innym bezinteresownie? Czy raczej uważam, ze jestem stworzony do wyższych rzeczy?
- Czy nie jestem zbyt ambitny, pewny siebie, dumny i próżny, aby służyć?
- Czy umiem i chcę zaakceptować, aby mi czasem służono?
- Czy jest we mnie pokora, która pozwala uznać, że czasem jestem ubogi, słaby, potrzebujący pomocy? Czy też uważam, że muszę być zawsze silny i mieć wszystko pod kontrolą?
- Jak wyobrażam sobie niebo?
- Czy doświadczam czasem, że niebo jest we mnie?
- Czy dogmat o piekle napawa mnie lękiem czy nadzieją?
- Czy w moim życiu na ziemi doświadczam więcej piekła czy nieba?
- Czy świadomość, że wiele mi dano rodzi we mnie wdzięczność?