Z wielkim przejęciem wjeżdżam do Miletu, który przywołuje czcigodną historię związaną ze szkołą filozoficzną, a później obecnością tu Apostoła Narodów. Sześć wieków przed przybyciem Pawła istniała w Milecie szkoła filozofii natury. Jej celem było między innymi naukowe tłumaczenie świata, które miało zastąpić dotychczasowe tłumaczenie mitologiczne. Najwybitniejszym nauczycielem szkoły jońskiej był Tales, który nie tylko dał podwaliny pod geometrię, lecz także pozostawił wiele aforyzmów, ze wskazaniami etycznymi.
Patrząc na ruiny miasta, dostrzegam prawdę stwierdzenia, że dobra duchowe są trwalsze od materialnych. W czasach starożytnych Milet był wielkim i ważnym centrum handlowym; miejscem wymiany myśli i twórczości. Zachwycał potęgą i rozmachem. Do dziś można oglądać teatr przeznaczony dla piętnastu tysięcy widzów, buleuterion – miejsce posiedzeń rady miejskiej z czasów Seleucydów, czy „nowoczesne” Łaźnie Faustyny wzorowane na termach rzymskich, w skład których wchodzą między innymi gimnazjon, boisko sportowe czy liczne saloniki, w których oddawano się dysputom filozoficznym. Jednak to, co stanowiło o potędze Miletu, okazało się pułapką. Życiodajna rzeka Meander odcięła miasto od morza. Reszty dopełnił proces zamulenia. Mieszkańcy trawieni malarią, odcięci od morza musieli opuścić pyszne miasto handlu, kultury i filozofii. Pozostały po nim ruiny rozrzucone po łagodnych wzgórzach… I myśl filozoficzna.
Interesujące, że większość starożytnych miast Azji Mniejszej przywodzi mi myśli o przemijaniu. Nie tylko kultury materialnej.
Również dla Pawła Milet był takim miejscem. Przybył do niego na kilka dni wiosną 58 roku. W tym czasie spotkał się ze starszymi Efezu, wygłaszając do nich swój duchowy testament. Św. Łukasz zawarł jego „stenogram” w Dziejach Apostolskich. Paweł przypuszczając, że więcej nie zobaczy Efezjan, żegna się z mieszkańcami całej rzymskiej Azji. Udziela ojcowskich rad i wzywa do jedności i czujności: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata w dzień i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was” (Dz 20, 29-31). Również w Milecie przytacza jeden z bardziej znanych aforyzmów Jezusa, którego nie cytują Ewangeliści: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35).
Pożegnalna mowa Pawła w Milecie wywołała na efeskich chrześcijanach ogromne wrażenie: „Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na okręt” (Dz 20, 37-38). Gdy medytuję nad tymi słowami, przypominam sobie liczne rozstania i pożegnania, które sam przeżyłem. I uświadamiam sobie, że są one nieodłączną częścią ludzkiego życia i wzrostu. Każdy musi pożegnać się z dzieciństwem, z młodością, z okresem sukcesów, z czasem, gdy był potrzebny innym czy znajdował się w centrum uwagi. Musi pozostawić drogich ludzi, rzeczy, miejsca, w których było mu dobrze. Każde pożegnanie boli, może pozostawia w sercu małą ranę, ale jest również szansą, by odkryć, przeżyć, tworzyć coś nowego.
Obejmując wzrokiem ruiny Miletu, zastanawiam się: Z kim i z czym powinienem się dziś pożegnać? Co zostawić, aby być bardziej wolnym, aby zbliżyć się do ideału Ewangelii?