„Królowa Saby, usłyszawszy o rozgłosie Salomona, przybyła, aby go osobiście wypróbować przez roztrząsanie trudnych zagadnień”
Królowa Saby była kobietą zainteresowaną prawdziwą mądrością, czyli po prostu Prawdą. Zbyt bogata i zbyt piękna, aby pociągał ją zwykły blichtr i zbytek, popisy brutalnej siły, kunsztu i artystycznych nawet talentów. Interesował ją człowiek, bo kochała Boga, którego nie objawiały jej w pełni najbardziej sugestywne czy czasem szokujące talenty, kulty i kabały. Jej dusza była zbyt szlachetna aby dać się uwieść religijnej mistyfikacji.
„Rozgłos” jaki miał król Salomon był inny od tego który był powszechnie popularny. Tam coś szczególnie duchowego działo się w tej Jerozolimie. Nie pojechała tam na ślepo, po prostu jako jego fanka, ale po to aby go „osobiście wypróbować”. Chciała się przekonać na miejscu, tam gdzie on żyje, w kontekście jego kultury, a wiec jego pałacu, na czele wojska, podczas uczt dworskich i oficjalnych modlitw, ale również podczas spotkań osobistych, podczas których nie bawiła się w próżne towarzyskie pogadanki, ale „roztrząsała trudne zagadnienia.”
Płynie stąd bardzo dużo ciekawych inspiracji mogących posłużyć do głębszego zrozumienia wizyty Trzech Króli i złożenia przez nich hołdu Jezusowi w żłóbku! Szczególnie cenny jest element „osobistego wypróbowania” tej Prawdy której oni poszukiwali i do której prowadziła ich niewidoczna dla innych gwiazda betlejemska! Uprawnia to nas do zarzucenia prymitywnego obrazu o nich jako nawiedzonych osobnikach, którzy szli na ślepo (dając się prowadzić dziwnej gwieździe) aby złożyć swoje dary cudownemu monarsze, który miał się narodzić w ziemi Judzkiej i po spełnieniu tej szlachetnej powinności, mieli powrócić do siebie do domu. Mamy prawo przypuszczać, że byli oni bardziej poważni, aniżeli się często potocznie o nich sadzi.
„Przyjechała więc do Jerozolimy ze świetnym orszakiem i wielbłądami, dźwigającymi wonności i bardzo dużo złota oraz drogocennych kamieni”.
Stąd pewnie wyobraźnia ludowa i artystyczna widziała hołd Trzech Króli, jako wielką galę o rozgłosie międzynarodowym, wielką pompę dworską z królewskimi sługami, wielbłądami, wielkimi jukami i darami – wielki bal i parada. Uboga „stajenka” stała się tylko umowną scenerią, bo w rzeczywistości są tu obecne najwyższe europejskie średniowieczne standardy architektury i sztuki, marmurowe kolumny, szerokie pałacowe podcienia, girlandy kwiatów, tłumy aniołów, no i klęczący przed Jezuskiem, cały świat, z Maryją i Józefem.
Trzej Królowie również szukali – tak jak królowa z Saby – pragnęli Prawdę zobaczyć i osobiście „wypróbować”, to znaczy zrozumieć ją głębiej, by nie tylko rozum, ale bardziej przekonać również do niej swoje serce. Nie oczekiwali żadnych zysków materialnych, bo nie byli biedakami, ani tym bardziej awanturnikami. Oni przyszli złożyć hołd niezwykłemu, powszechnie oczekiwanemu królowi, przyszli aby Go obdarować, podobnie jak królowa Saby, byli bowiem ludźmi spełnionymi we wszystkich aspektach życia, chcąc zrozumieć lepiej na czym polega sens życia, kto jest jego Autorem i najwyższym Reżyserem, aby móc zrozumieć samych siebie i w ogóle człowieka i by mu móc przez to lepiej służyć.
Jakie to opatrznościowe, ze nie przyjechali oni ze swoimi dworami i wielbłądami! Kto wie, czy Herod nie uznałby tego za obcy spisek w jego kraju i nie polałaby się krew z tej przyczyny, a przede wszystkim, byłoby to śmiertelnym zagrożeniem dla życia Jezusa, gdyż nie można by spotkać Jezusa w sposób dyskretny i móc się potem w tajemnicy i niezauważenie ujść do Egiptu, aby się ukryć przed Herodem.
Jest coś jeszcze bardziej ważnego. Wracając ponownie do pierwszego aspektu podróży królowej Saby, czyli tego, że osobiście chciała znaleźć Prawdę, której nieustannie poszukiwała i rzeczywiście, swoją misję uznaje za udaną. Radość swoją z tego powodu wyraziła w pięknej formie. Błogosławi Boga za ten dar i sama wręczyła hojne dary królowi Salomonowi! Potwierdziła w ten sposób, że owocem Prawdy, jest zawsze radość i piękno. Rodzi je rzeczywiste, głębokie spotkanie, czyli takie którego treścią jest miłość, będącą wzajemnym darem, duchową pielgrzymką bliskich sobie ludzkich dusz.
To samo możemy powiedzieć o wizycie Trzech Króli. Potwierdzają, że znaleźli to po co udali się do królestwa Heroda, do Jerozolimy, ale ani on, ani jego pałac, ani Jerozolima, ale brudna szopa i najuboższa na świecie Rodzina oraz najuboższe na świecie Dziecko, bo Jego mieszkanie było stajnią, a łóżeczko żłobem, gdy On sam był przecież nowonarodzonym Monarchą całego świata ! Dlatego złożyli swoje dary bez żadnego wahania: królowi, Kaplanowi i prorokowi. Wracają rozradowani „inną drogą”, bo zostali odmienieni przez Prawdę, która będzie nadal ich przemieniać i nas inspirować do tego samego.
Warto wreszcie zwrócić uwagę na końcowe słowa wypowiedziane przez królową do Salomona:” Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg twój, za to, że upodobał sobie ciebie, aby cię osadzić na tronie Izraela; z miłości, jaką żywi Pan względem Izraela na wieki, ustanowił ciebie królem dla wykonywania prawa i sprawiedliwości”. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to niesamowity komplement, równy niemal ubóstwieniu monarchy i czuje się pewien niesmak. Ale gdy się lepiej przypatrzyć, to wówczas widać, że chodzi w pierwszym rzędzie o Bożą miłość dla narodu wybranego, któremu chciał On ofiarować najlepszą pomoc jaką posiadał w swych zbiorach osobowych, licząc że nie zawiedzie Go ani on sam i nie stanie się pysznym egocentrykiem, ani jego entuzjaści nie zrobią z niego idola i zapatrzeni w niego, nie zapomną o Źródle błogosławieństwa, czyli o Bogu.
Fotos: YouTube oraz Wikipedia Commons