Przypowieść Jezusa o faryzeuszu i celniku jest formą przykładu z życia (Łk 18, 10 – 14). Jezus obserwuje modlitwę dwóch kontrastowych postaci w świątyni jerozolimskiej i na ich podstawie wydaje zaskakujący dla słuchaczy osąd. C. Keener uwspółcześniając te postacie, proponuje sobie wyobrazić z jednej strony najbardziej żarliwego wyznawcę Jezusa (faryzeusz) a z drugiej handlarza narkotyków lub skorumpowanego polityka (celnik).
Faryzeusz (czyli oddzielony od innych) posiada wiele plusów, które jednakże zostają zdewaluowane przez nieczyste motywacje, przez pychę. Faryzeusz modli się stojąc z podniesioną głową, z rękami wzniesionymi ku niebu. W taki sposób zwykle modlili się Żydzi. Wypowiada najpiękniejszą modlitwę – modlitwę dziękczynną. Faryzeusz skrupulatnie przestrzega Prawa, wiernie wypełnia nakazy religii, jest przykładem osoby pobożnej. Nawet więcej, nie zadowala się przeciętnością. Prawo nakazywało pościć raz w roku, w Dzień Pojednania. Faryzeusz pości dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki. Według Prawa powinien płacić dziesięcinę na wydatki świątynne i na ubogich z pszenicy, moszczu i oleju. On tymczasem oddaje dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywa.
Czy wobec tego faryzeusz nie ma powodów do zadowolenia i dumy? Czy nie ma racji w ocenie siebie? W czym tkwi jego problem? Dlaczego nie odchodzi do domu usprawiedliwiony?
Jak wynika z tekstu greckiego, faryzeusz wchodząc do świątyni ustawił się w sposób widoczny i tak zaczął się modlić (A. Jankowski). Modli się więc w sposób efektowny, mający wywrzeć wrażenie na innych. Taki wystawowy sposób modlitwy krytykuje Jezus w Kazaniu na Górze: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę (Mt 6, 5). Faryzeusz nie dziękuje Bogu za jego wielkość i miłosierdzie. Dziękuje za to, czym różni się od innych ludzi. Taki przykład modlitwy możemy znaleźć w Talmudzie: Dziękuję Tobie, Panie, mój Boże, że dałeś mi udział z tymi, którzy zasiadają w domu nauki, a nie z tymi, którzy przebywają na rogach ulic: oni się spieszą do różnych spraw, a ja się spieszę do twoich słów. Ja się trudzę i otrzymuję zapłatę. Oni się trudzą, a żadnej nie mają. Ja biegnę do życia w przyszłym świecie, a oni biegną do jamy zagłady. Aby podkreślić swoje zasługi, faryzeusz potrzebuje tła cudzych grzechów. Patrzy w górę, ale rozgląda się wokół siebie. Widzi celnika, którego wskazuje, jak człowieka z marginesu, ostatniego wyrzutka społeczeństwa. Swoją wielkość podbudowuje, wyliczając wszystkie nadobowiązkowe dobre uczynki. Jego serce wypełnia i stopniowo zatruwa pycha.
Modlitwa faryzeusza, poza fasadą pobożności, jest jakby bezbożna. Bóg jest przykrywką dla zadufanego w sobie ja. Religia jest potrzebna, by się dowartościować, wywyższyć. Ten człowiek o nic Boga nie prosi, niczego od Niego nie oczekuje. Przedstawia Mu tylko swój kredyt. Uwypukla osiągnięcia, a pomija zupełnie słabości i błędy. Postępuje jak skrupulatny buchalter. I sądzi, że w tym podoba się Bogu, albo więcej, jest podobny do Boga.
Na zasadzie kontrastu kreśli Jezus dalej obraz celnika. Celnik również nie jest postacią jednoznaczną. Podobnie jak w faryzeuszu, splatają się w nim ciemne i jasne strony.
Celnik jest poborcą podatkowym, kolaborantem współpracującym z wrogiem Żydów – Rzymianami. Z tego powodu jest znienawidzony przez współobywateli, pogardzany, uważany za człowieka ostatniej kategorii, jak ludzie z marginesu – prostytutki, grzesznicy, a także poganie. Celnik bogaci się kosztem innych, żeruje na cierpieniu swojego ludu. Jest więc ocenianym, jako człowiek z gruntu zły, egoistyczny. Zapewne kryła się w tym jakaś intuicja. Obracanie się w środowisku ludzi bezlitośnie poszukujących zysku, zapewne nie uchroniło go od chciwości, wyrachowania i ostatecznie spłycenia życia. Stare porzekadło mówi: Z jakim przestajesz, takim się stajesz.
Z drugiej strony ten właśnie celnik jest wzorem godnym naśladowania. Stoi przed Bogiem zawstydzony i pełen skruchy, gdyż zrozumiał swój grzech. Celnik modli się w miejscu najmniej zwracającym uwagę, z daleka. Ma poczucie wstydu i niegodności stawania przed Bogiem w centrum świątyni. Wie, że grzech czyni go dalekim od Boga. Dlatego nie śmie nawet wznieść oczu do nieba. Staje przed Bogiem jak żebrak. Wie, jaki jest i nie potrzebuje o tym mówić Bogu. Bije się jedynie w piersi i powtarza: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Celnik uznaje się za grzesznika. Stoi przed Bogiem w prawdzie o sobie. Nie usprawiedliwia się. Nie porównuje się też z innymi, jak faryzeusz. Nie czuje się lepszy kosztem innych. Ma świadomość, że sam z siebie jest nikim i potrzebuje Boga, Jego miłosierdzia i łaski, by móc żyć inaczej, aby zacząć od zera (A. Pronzato). Grzech jest dla celnika szczęśliwą winą. Rodzi w nim pokorę wobec Boga i siebie, jak również wyrozumiałość dla słabości i grzechów innych.
Ocena modlitwy faryzeusza i celnika przez Jezusa jest zaskakująca. Słuchacze przypowieści nie mieli wątpliwości, że Jezus pochwali faryzeusza, który był wzorem wierności Bogu i prawu, a zdyskredytuje celnika, człowieka z marginesu społecznego i moralnego. Tymczasem Jezus ocenia inaczej. Dla Jezusa ważna jest nie tyle doskonałość moralna, perfekcjonizm duchowy, ile pokora, szczera skrucha za grzechy i pragnienie nawrócenia, zmiana myślenia. W Kazaniu na Górze mówił: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5, 20).
Przypowieść o faryzeuszu i celniku może być bodźcem do refleksji nad fałszywym i prawdziwym nawróceniem. Fałszywe nawrócenie, mówiąc najogólniej polega na oddzielaniu sfery zewnętrznej od wewnętrznej; na separacji serca od moralności i prawa. Taka droga prowadzi do fałszywie rozumianej wolności, gdy nadmiernie akcentuje się to, co wewnętrzne. Albo do rygoryzmu, formalizmu, gdy akcentuje się tylko prawo zewnętrzne. Nie jest prawdą, że to, co zewnętrzne jest nieważne. Ale chodzi o to, by harmonizowało z tym, co jest wewnątrz. Fałszywe nawrócenie polega na poprawności zewnętrznej, przy zaniedbaniu serca, wnętrza.
Jeżeli człowiek jest nawrócony tylko zewnętrznie, pozostaje na płaszczyźnie religijności, a więc rytów, uczynków, modlitw. Natomiast nie ma w tym duchowości, czyli miłości, płynącej z przemienionego, czystego serca. Człowiek nawrócony zewnętrznie podobny jest do murarza, który pokrywa tynkiem szczelinę w murze, zamiast naprawić rozpadający się mur. Zajmuje się zewnętrzną kosmetyką, a nie istotą, fundamentem, głębią.
Mogłoby się wydawać, że nawrócenie jest procesem łatwym. Wystarczy dążenie do doskonałości moralnej, przestrzeganie przykazań, udział w niedzielnej Liturgii, modlitwa, dobrze wykonywane obowiązki, działalność humanitarna lub charytatywna, wykorzenianie własnych wad, drobne formy ascezy… Kto tak myśli, popada w jedną z większych iluzji. Nie można szybko, łatwo i tanio się nawrócić. Bogu nie można przysłać daru.
Prawdziwe nawrócenie polega na oddaniu Bogu swego serca, przemienionego miłością. Bóg w Starym Testamencie żali się przez proroków, że czci się Go jedynie zewnętrznie, wargami, a serca są daleko od Niego: Ten lud zbliża się do mnie tylko w słowach, i sławi Mnie tylko wargami, podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie (Iz 29, 13). I mówi, że nie cierpi ofiar i darów, w których nie ma serca, nie ma miłości. Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń (Oz 6,6).
Przed Bogiem możemy stanąć jedynie w naszym ubóstwie, postawie człowieka, który nic nie ma i niczego nie żąda. Jedynymi naszymi zasługami, które się liczą, są nasza bieda, pustka, uznanie, że jesteśmy grzesznikami. Tylko wtedy, gdy jesteśmy głęboko przekonani, że nie mamy się czym pochwalić, możemy stanąć przed Bogiem szczerze i autentycznie. Pan Bóg darzy szczególną sympatią nie tych, którzy już są doskonali, jak faryzeusz, ale tych, którzy biją się w piersi i chcą wszystko zacząć od nowa z Nim.
Pytania do refleksji:
- Czy uważam się za sprawiedliwego, przykładnego chrześcijanina i jestem dumny z mojej religijnej poprawności, doskonałości?
- Czy potrzebuję Boga dla własnej satysfakcji czy szukam Jego prawdziwego Oblicza?
- Czy modląc się, staję przed Bogiem w prawdzie, czy raczej próbuję wyliczać moje zasługi?
- Czy nie patrzę na innych z góry i nie sądzę, że jestem od nich lepszy? Czy nie muszę pomniejszać zasług innych, aby dowartościować siebie?
- Czy nie chcę być za wszelką cenę gwiazdą (gwiazdorem) podziwianą w świetle reflektorów?
- Czy nie ma we mnie fałszywej pokory?
- Św. Augustyn mawiał: Kochaj i czyń, co chcesz. Co dla mnie jest ważniejsze: doskonałość moralna czy miłość?
- Czy jest we mnie zdrowa równowaga między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne?
- Czy świadomość, że Bogu nie możemy nic dać, ale możemy bardzo wiele od Niego otrzymać, jest mi bliska?
- Jakie niesprawiedliwości i zło czynią moje serce egoistycznym?
- Czy uznaję siebie za grzesznika?
- Czy w głębi serca jestem przekonany o potrzebie Bożego miłosierdzia czy raczej uważam, że sam mogę zrealizować siebie i osiągnąć moralną doskonałość?
- Czy jest we mnie zdrowa pokora, która pozwala mi przyznawać się do własnych słabości i błędów, a z drugiej strony cenić własne zalety, talenty i osiągnięcia?