Po spożyciu wieczerzy Jezus z uczniami udał się do Ogrodu Oliwnego, zwanego Getsemani (hebr. „gat shemanin”, czyli „tłocznia oliwy”). Tam pozostawił większość swoich apostołów i poprosił ich o modlitwę. Sam zaś zabrał z sobą w ustronne miejsce trzech najbliższych mu uczniów: Piotra, Jana i Jakuba. Wobec nich ujawnił przeżywane uczucia: smutek, zagubienie, lęk, trwogę.
Ewangelista Marek używa dwóch określeń charakteryzujących przeżycia Jezusa, które wyrażają najwyższe napięcie uczuciowe: „thambeisthai” i „ademonein”. Podstawowym znaczeniem pierwszego jest zdumienie, które sprawia, że ktoś staje osłupiały, skamieniały, zmieszany, tak jakby coś strasznego wydarzyło się przed jego oczyma. Stąd wzięło się spotykane nieraz znaczenie strachu jako dezorientacji, przygnębienia (B. Maggioni). Faktycznie przed oczyma Jezusa za chwilę miało się wydarzyć coś przerażającego, miał doświadczyć śmierci i wstrząsu związanego z okrutną formą okrucieństwa, zła, zdrady, niesprawiedliwości. Ponieważ jest Synem, dlatego właśnie z przeraźliwą jasnością widzi cały brudny potok zła, całą potęgę kłamstwa i pychy, całe wyrafinowanie i potworność zła, które zakłada maskę życia, a zawsze służy niszczeniu bytu oraz hańbieniu i unicestwianiu życia. Dlatego właśnie, że jest Synem, szczególnie głęboko odczuwa trwogę, brud i podłość – całą potęgę grzechu i śmierci, które musi wypić w przeznaczonym dla Niego „kielichu”. Wszystko to musi przyjąć do swego wnętrza, ażeby to w sobie pozbawić mocy i pokonać (Benedykt XVI). Drugi termin używany przez ewangelistów („ademonein”), którego źródłosłów oznaczał prawdopodobnie wyłączenie z ludu i ze wspólnoty, a zatem kogoś odizolowanego i obcego, oznacza stan wielkiego niepokoju, napięcia i trwogi (B. Maggioni). Wyrażają to również słowa skargi Jezusa: Smutna jest moja dusza aż do śmierci (Mt 26, 38), które zawierają echo psalmów (zob. Ps 42; 43; 116).
Łukasz z kolei się terminem „agonia” zapożyczonym z języka sportu. To greckie słowo wskazuje stan napięcia sportowca przed zawodami lub finiszem. Oznacza także śmiertelną walkę atletów, walkę na śmierć i życie. Agonia Jezusa, która rozpoczyna się w Ogrodzie Oliwnym będzie trwać do chwili Jego śmierci na krzyżu, a nawet w pewnym sensie do skończenia świata (B. Pascal).
Ujawniając swoje przeżycia, Jezus wzywa trzech bliskich sobie uczniów do modlitwy i czuwania. Prosi ich o obecność, wsparcie fizyczne i duchowe. Zastanawiająca jest jednak reakcja tych uczniów, a raczej brak jakiejkolwiek reakcji. Jezus objawia im stan swego ducha, a oni milczą – nie ma tu żadnego słowa, żadnej reakcji. Samotność Jezusa jest całkowita (B. Maggioni).
Po prośbie o modlitwę Jezus oddalił się nieco, aby pozostać sam na sam z Ojcem i upadł na twarz. Jest to postawa rzadko spotykana wśród Żydów. Modlą się oni wprawdzie klękając, pochylając się, padając na ziemię, wznosząc ręce ku niebu, klaskając w dłonie (por. Ps 95 i 96), ale najczęściej modlą się, stojąc. Jezusowi taka postawa nie wystarcza. Zdruzgotany czekającym go cierpieniem, pada na twarz, przyjmuje postawę całkowitej pokory i bezwzględnej zależności wobec Boga Ojca i Jego woli. Postawa taka praktykowana jest w Kościele w czasie wielkopiątkowej liturgii, święceń kapłańskich i profesji zakonnej.
Jezus prosił, aby Ojciec odsunął od Niego kielich cierpienia. W swej modlitwie zwracał się do Niego bardzo poufale: „abba”, czyli: ojcze, tatusiu. Słowo to w czasach Jezusa używały dzieci w stosunku do ziemskich ojców, nikt natomiast nie ośmieliłby się zwrócić w ten sposób do Boga. Wyraża wielkie zaufanie Jezusa do Boga, Jego głęboką świadomość faktu, że jest Synem Bożym i Jego czułość (B. Maggioni). I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!» (Mk 14, 36). Modlitwa Jezusa wyraża Jego dwie wole: ludzką i boską. Pierwsza z nich to wola „natury” Jezusa człowieka, która wzdryga się na widok potworności i destruktywnego charakteru wydarzenia i chciałaby uprosić, żeby Go ominął ten kielich (Benedykt XVI). W Jezusie zmaga się instynkt życia i ludzkie poczucie sprawiedliwości z siłą odwiecznej miłości Ojca, który obarcza Go grzechami całej ludzkości. Musi bronić się przed pokusą nieufności, przed niewiernością swej misji, swemu powołaniu. Z kolei wola Syna Bożego każe Mu być wiernym Ojcu i zaufać całkowicie: zgodzić się, że czekająca Go męka jest częścią Bożego planu. Ostatecznie wola Syna zwycięża.
Jezus przeszedł zwycięsko krytyczny moment Ogrojca. Próby natomiast nie zdali uczniowie. Proszeni o czuwanie i modlitwę, w momencie największej emocjonalnej i psychologicznej potrzeby wsparcia (J. McLaughlin), trzykrotnie zawiedli. Jezus oczekiwał od przyjaciół niewiele, czynnej obecności i pociechy, tymczasem za każdym razem zastawał ich w głębokim snie. Spał również Piotr, na którego liczył najbardziej. Wszak to on zarzekał się, że gotów jest umrzeć za Mistrza. Teraz nie był w stanie czuwać nawet godziny. Dlatego właśnie on usłyszał gorzką wymówkę i słowa rozczarowania: Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? (Mk 14, 37).
Prośba Jezusa skierowana do uczniów nie była zbyt wymagająca. Jednak ich sen można doskonale zrozumieć i usprawiedliwić. Wrócili właśnie z wieczerzy paschalnej, podczas której wymagano od każdego uczestnika wypicia czterech kielichów wina. To mogło przytępić ich zmysły i ograniczyć wytrzymałość (J. McLaughlin). Gdy przybyli do Ogrodu, była już z pewnością późna noc. Musieli być zmęczeni. Miniony dzień był pełen głębokich przeżyć, napięć, lęku, miłości, uczuć do głębi poruszających serce człowieka (J. P. de Roux ). Święty Łukasz zauważa jednak, że sen uczniów był wynikiem smutku (por. Łk 22, 45). Zachowują się więc jak większość ludzi, łagodzą i wypierają ból. Sen bowiem może być mechanizmem obronnym, formą ucieczki przed nieprzyjemnymi doświadczeniami i trudnymi sprawami. Sen wprowadza w błogi stan nieświadomości. Jest znakiem „oddalenia” uczniów, którzy nie rozumieją znaczenia chwili. To oddalenie płynie ze słabości (B. Maggioni). Roman Brandstaetter w Pieśni o moim Chrystusie ujmuje to poetycko: A oni, chociaż słyszeli jego słowa, nic nie rozumieli. Nie chcąc wrócić do rzeczywistości leżeli na dnie snu.
Jezus dobrze znał swoich uczniów. Trzy lata wspólnych wędrówek i bliskiej przyjaźni sprawiły, że wniknął głęboko w ich serca. Znał też ich kruchość i słabostki. Dlatego nie potępiał ich za słabość i senność. Ostrzegał natomiast przed próbami, których doświadczą: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe (Mt 26, 41). Jezus wezwał uczniów do czuwania. Użyte tutaj greckie słowo można również oddać za pomocą czasowników: „nie zasypiać”, „stać na straży” i „ochraniać”. Oni jednak nie spełnili żadnego z tych pragnień (J. McLaughlin). I dlatego ulegli pokusie snu.
Ostrzeżenie Jezusa i wezwanie do modlitwy i czuwania ma wymiar uniwersalny; dotyczy wszystkich chrześcijan. Każdy uczeń Jezusa musi wykazywać się duchową czujnością, wytrwałością, świadomym przeżywaniem codzienności, w przeciwnym bowiem razie ulegnie duchowemu lenistwu, wpadnie w letarg i nie będzie odporny na pokusy. Pokusa jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia. Nie ma w niej jednak nawet cienia grzechu. Chociaż może dręczyć swoją intensywnością, nie determinuje jednak ludzkich decyzji ani czynów. Pokusa nie pochodzi nigdy od Boga. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć (Jk 1, 13-15). Bóg natomiast może zsyłać (i zsyła) próby. Stąd użyte w tekście greckie słowo „peirasmos” należy rozumieć bardziej w sensie próby niż pokusy. […] Uczeń powinien się modlić nie o uniknięcie próby, lecz o to, aby nie uległ (B. Maggioni).
Czuwanie i modlitwa są konieczne, by nie poddać się działaniu szatana, przed którym przestrzega w swoim liście, śpiący wcześniej w Ogrodzie Oliwnym, Piotr: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! (1 P 5, 8-9). Są też konieczne ze względu na kruchość i ograniczenia ludzkiej natury; duch ochoczy, ciało słabe. Wyrażenie Jezusa „ciało słabe” oznacza człowieka doświadczającego strachu, słabości, wahania, obawy przed zagubieniem się – który stając wobec Bożych wymagań, miałby ochotę uciec. „Duch ochoczy” oznacza człowieka, który czuje się przyciągany przez Boga, odważny, gotowy, otwarty. Obie inklinacje istnieją jednocześnie. Jezus przypomina o tym uczniom i wszystkim chrześcijanom, tak aby zbytnio nie ufali sobie, jak to było w przypadku Piotra (B. Maggioni).
Po modlitwie Jezus nie odczuwa już początkowego napięcia trwogi i przerażenia. Odzyskał w Bogu spokój i pokój. Jest pewnym siebie Mesjaszem. Zdecydowanie idzie na spotkanie tego, co budzi w Nim największą odrazę. Sprawiedliwy – wychodzi naprzeciw niesprawiedliwości; On, bez skazy, idzie spotkać to, co nieczyste; On, który jest dobrocią, idzie mierzyć się z nienawiścią; On, nieśmiertelny – udaje się na spotkanie ze śmiercią. Taki jest owoc Jego modlitwy – trwa z Bogiem w grzesznym świecie, w którym jest nieobecny, i w ten sposób daje Boga światu (I. de la Potterie).
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Czy przeżyłem w życiu chwile grozy, osłupienia?
- W jaki sposób dotyka mnie brud i zło świata?
- Co jest powodem mojego smutku?
- Kogo proszę o modlitwę i pomoc w trudnych doświadczeniach?
- Jaka jest moja zwyczajna postawa modlitewna? Co ona wyraża?
- W jaki sposób zwracam się do Pana Boga?
- Co stanowi mój osobisty „kielich”?
- W jakich okolicznościach Jezus mógłby mieć do mnie żal i pretensje?
- Jakie formy ucieczki stosuję w życiu?
- Czy żyję trzeźwo, czuwam? Czy raczej ulegam duchowemu letargowi, apatii?
- Jakie pokusy dręczą mnie najczęściej? Jak sobie z nimi radzę?
- Proszę Boga o uniknięcie prób czy o siłę do stawiania im czoła?
- Co częściej zwycięża w moim życiu: słabe ciało czy ochoczy duch?
- Co przywraca mi wewnętrzny pokój?