Droga z Getsemani na Golgotę, gdzie stanął krzyż Chrystusa, wiodła przez dziką pustynię, na której szalały węże o śmiertelnym jadzie, a Jerozolima przygotowywała się właśnie do zabicia baranka, czcząc jednocześnie po cichu złotego cielca, czego symbolem było 30 srebrników, jakie otrzymał Judasz za zdradę swego Mistrza.

Święte miasto, spacyfikowane zostało prawie całkowicie przez zakłamaną pobożność złego ducha i szykowało się do tego, aby rozpocząć swój rozpustny taniec. Tym bardziej że w zaułkach miasta już czuć było coraz bardziej zapach świeżo uwędzonej kiełbasy i gotowanej kapusty z grochem.

Po grzmotach, nagłej ulewie i zachwianiu się ziemi, czyli po skończonej agonii Chrystusa, nagle nastąpiła głucha cisza. Tłumy uczestników krwawego widowiska pośpiesznie rozeszły się do swych domów, żołnierze do koszarów, pod krzyżem została tylko Maryja i kilka najbardziej jej bliskich osób.

Zdjęli martwe ciało Jezusa z drewnianej kołyski krzyża i nagiego złożyli na jej matczynym łonie, jak gdyby chodziło o małe dziecko, a nie o dorosłego mężczyznę. Patrzyli na nią nieruchomym wzrokiem, nie rozumiejąc wcale tego, że dla niej nie było to pożegnanie, ale rodzenie Jezusa, do nowego, zmartwychwstałego życia.

Właśnie dlatego była taka bardzo skupiona, gdy śpiewała Mu paschalną pieśń o Słudze Jahwe. Nikt tego nie słyszał, bo śpiewała ją w swym sercu, obejmując nią wszystkie czasy i wszystkie przestrzenie, które historię ziemi i wszystkich ludów doprowadziły właśnie tutaj, pod krzyż, na Golgotę.

Było tam wspomnienie wyjścia z Egiptu i przejście suchą nogą przez Morze Czerwone, manna i marsz przez pustynię, woda cudownie wydobyta ze skały, zniszczenie złotego cielca i ratunek dla tych, którzy z wiarą na niego spoglądali i wreszcie była tam Ostatnia Wieczerza, czyli Eucharystia, jako początek tego, co trzeciego dnia miało się wydarzyć.

To, co przeżywała Maryja, gdy nagie, zakrwawione ciało Zbawiciela świata obejmowała rękami, jest tajemnicą jej niepokalanego serca, czyli jej kolejnego „fiat”, a właściwie ciągle tego samego, tylko że teraz jeszcze bardziej rozumiejącego tajemnicy krzyża, a mianowicie tego, że zbawienie człowieka ma jego kształt, a miłość – jego treść.

Jej medytację przerwała konieczność zatoczenia olbrzymiego kamienia na wejście do grobu, ale nie została bynajmniej przerwana tą koniecznością jej modlitwa. Trwała ona nadal i Maryja przyrzekła w niej Bogu, bo Syn w tej chwili słów jej nie mógł usłyszeć, że przyjdzie Go obudzić trzeciego dnia przed brzaskiem, zanim po szabacie przybędą kobiety, aby Jego ciało namaścić.

Potem jeszcze tylko zdążyła nałożyć Mu lnianą chustę na głowę i delikatnie pogłaskać Jego twarz, jak głaszczą swoje niemowlęta ich kochające matki i udała się prostą drogą bez oglądania się wstecz do domu, który z krzyża podarował jej konający Syn, aby mogła rozpocząć w nim swoją nową misję jako Matka Kościoła.

Zdjęcie autorstwa Eva Elijas z Pexels