Podobno maki zmieniły kolor z czerwonego na czarny w noc, w którą Jezus modlił się w Ogrodzie Oliwnym, po opuszczeniu wieczernika. Po dotarciu na miejsce, Jezus wybrał sobie trzech apostołów, tych samych, którzy wcześniej byli świadkami cudu Przemienienia i odszedł z nimi trochę dalej, aby czuwali tam razem z Nim. W pewnym momencie odłączył się od nich i w odległości rzutu kamieniem rzucił się na ziemię, aby modlić się samotnie. Mówił tam na głos do Ojca, płakał i wołał. Jasne światło księżyca patrzyło na Niego zimnym wzrokiem, a maki straciły właśnie swój kolor, gdy On z bólu omdlewał – tak przynajmniej po dziś dzień jest legenda.

Krwawy pot perlił się na Jego policzkach i czole, cały czas trwania Jego duchowej agonii. Roje komarów wirowały przy Jego głowie, a szatan nieustannie szeptał Mu do ucha: „popatrz, coś narobił sam sobie”. W tym czasie trzech uczniów, którzy mieli razem z Nim czuwać, zapadło w dziwny sen – leżąc rozciągnięci na ziemi, jak gdyby opili się wina, majaczyli przez coś o dwóch mieczach, o uczcie królewskiej i o pierwszych miejscach w Jerozolimie.

W pewnym momencie Jezus poczuł ulgę, jak gdyby nagle jakieś tajemnicze okno się otworzyło i spłynął na Niego ożywczy powiew powietrza, taki sam jaki sobie przypominał z Nazaretu, kiedy siadał na progu domu i patrzył w rozgwieżdżone niebo. Mignął mu nawet przed oczyma obraz sprzed lat, przedstawiający Jego samego jako młodego chłopca, uśmiechniętą twarz Józefa, a obok stała Jego matka, Maryja. I usłyszał jej głos, zupełnie jak gdyby była tuż przy Nim, mówiła: „Synu, Twój Ojciec nigdy Cię nie opuści i ja też zawsze będę z Tobą”.

Po wypowiedzeniu tych słów Maryja milcząco Go do siebie przytuliła, o czym wspomina zresztą Ewangelia, mówiąc o tym, że Jezus był pocieszany przez anioła podczas Jego modlitwy w Getsemani. I to był właśnie ten jedyny moment, kiedy przestały Mu dokuczać komary i światło księżyca nie było takie zimne. Uśmiechnął się nawet do niej, gdy chustą, którą miała ze sobą, otarła krwawy pot z Jego twarzy.

Potem jeszcze dłuższą chwilę modlili się razem przytuleni do siebie, aż w końcu Maryja, trzymając oburącz Jego głowę w swych dłoniach i patrząc Mu głęboko w oczy, wyszeptała: Synu, przyszła Twoja godzina, która jest godziną pełnego wykonania mojego „fiat”, przyrzeczonego Bogu.

Zdjęcie autorstwa David Bartus z Pexels