1. W dzisiejszej Ewangelii Mateusz relacjonuje uzdrowienie dwóch niewidomych (Mt 9, 27-31). Kim są ci dwaj mężczyźni?

Są ślepcami. Ich życie w czasach Jezusa nie było łatwe. Nie mogli pracować, byli biedni, poniżani. Nie mogli założyć rodziny, żyli samotnie. Byli analfabetami, nie czytali Biblii ani nie mogli uczestniczyć w uroczystościach świątynnych. Byli jakby wykluczeni z normalnej ludzkiej wspólnoty.

Ten obraz jest metaforą naszego życia. My, ludzie, jesteśmy ułomni i słabi, zależni i zawsze zagrożeni, nasza egzystencja jest niepewna. Jesteśmy ślepi ma poziomie fizycznym, psychicznym albo duchowym.

Jeżeli przyzwyczaimy się do ciemności, jeżeli pomimo ślepoty jakoś urządzimy sobie życie, to nie będziemy pragnąć światła. Będziemy żyli iluzjami, złudzeniami. Aby pragnąć światła, potrzeba doświadczenia, że życie w ciemności nie jest prawdziwym życiem. Jest wegetacją. Jest powolnym umieraniem. Możemy przewegetować jak ziemniak w piwnicy, ale bez słońca, bez światła nie będziemy się rozwijać ani rozkwitać i owocować.

Niemiecki teolog Jochen Jülicher mówi, że każdy z nas ma na swych oczach takie ślepe plamki. Te ślepe plamki sprawiają, że często jesteśmy skoncentrowani na sobie, słyszymy tylko siebie samych, widzimy wyłącznie własne problemy, koncentrujemy się na własnych doznaniach, słowach, rozpamiętujemy różne urazy, itd. To z kolei prowadzi do egoizmu i obojętności wobec innych.

Ślepcy są również żebrakami. W tym czasie nie było instytucji socjalnych zajmujących się ubogimi. Aby przeżyć, musieli zazwyczaj żebrać.

Każdy z nas jest w pewnym sensie żebrakiem, choć nie zawsze chce się do tego przyznać. Niemal codziennie wyciągamy rękę, żebrząc. Często czynimy to nieświadomie. Żebrzemy o akceptację innych, szacunek, uczucie, miłość… W sercach odczuwamy głębokie pragnienie, by inni nas zauważyli, chwalili, cenili, by nas kochali.

Miłość jest potężnym motorem ludzkich działań. Człowiek potrafi zdobywać się na wielkie ofiary, gdy widzi, że ktoś go zauważy, doceni, podziękuje, obdarzy miłością. Człowiek może żyć w zdrowiu i rozwijać się integralnie tylko wtedy, gdy doświadcza miłości i obdarza miłością.

2. Czego możemy nauczyć się od ślepców?

Możemy nauczyć się wiary. Ślepcy podążają za Jezusem i głośno wołają: Ulituj się nad nami, Synu Dawida! Słowa te stały się znaną modlitwą prostoty, którą praktykuje się zwłaszcza w Kościołach wschodnich. Syn Dawida – to Mesjasz, a wiec mamy tu odwołanie do największych nadziei mesjańskich Izraela. Ślepcy wierzą, że tylko On może im pomóc. Przeczuwają również swoją godzinę łaski; wiedzą, że trzeba wołać, bo za chwilę może być za późno.

Ślepcy uczą ,że w życiu duchowym wiara i zaufanie Bogu jest ważniejsze od rozumienia i poznania Go. Ślepcy uwierzyli w Jezusa, zanim Go zobaczyli. Nie byli więc tak do końca ślepi, jak by się wydawało.

Od ślepców powinniśmy wynieść też lekcję pokornej prośby, pokornego cierpliwego wołania. Niektórzy ludzie nie proszą Pana Boga wcale, bo sądzą, że wszystko wie albo są zbyt dumni i pyszni. Inni myślą, że wystarczy raz wspomnieć o prośbie i to wystarczy; po co się naprzykrzać? Historia ślepców pokazuje, że wcale tak być nie musi. Bóg nie zawsze przy pierwszym krzyku musi podać nam rękę. Czasem trzeba długo i głośno krzyczeć, by zostać wysłuchanym. Przypomnijmy sobie św. Monikę, która 40 lat prosiła o nawrócenie swego syna – Augustyna. Taki krzyk jest wyrazem wiary i ufności. Jest też wyrazem pokory i zależności od Boga.

Chociaż każdy z nas jest żebrakiem i każdy (w mniejszym lub większym stopniu) jest ślepy, to jednak zawsze możemy z wiarą iść do Jezusa i cierpliwie prosić. Wierzyć, że On ma moc uzdrowić nas stopniowo z naszej ślepoty – naszego egoizmu i narcyzmu i naszego żebractwa – naszych niezaspokojonych pragnień miłości.

3. Czego nie naśladować u ślepców?

Niewidomi wykazali się wiarą, ale nie okazali posłuszeństwa Jezusowi. Jezus zakazał im rozgłaszać kim jest. Zapewne nie chciał, by łączono Jego osobę z politycznym wyobrażeniem Mesjasza, jak to czynili Żydzi. Tymczasem uzdrowieni  od razu roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy. Był to zapewne wyraz ich wdzięczności i radości z cudu. Ale w sumie okazali się niewdzięczni. W życiu duchowym ważniejsze jest posłuszeństwo Bogu, pełnienie woli Bożej niż własna wizja oddawania Mu chwały.

Doświadczenie Boga nie jest zazwyczaj głośne, krzykliwe, spektakularne. Zdarza się, że kto za bardzo rozgłasza swoje doświadczenie Boga, chce zaimponować innym. Może też podświadomie dąży do władzy i znaczenia. Grozi to zwłaszcza neofitom albo osobom cudownie uzdrowionym z jakiegoś nałogu. Osoby takie często wkładają całą swoją energię w wiarę. Mają ambicję nawrócić wszystkich. W rzeczywistości bywa, że uzależniają się od religii. Prawdziwe doświadczenie Boga dokonuje się w ciszy, milczeniu, samotności. A świadectwo tego doświadczenia jest zazwyczaj dyskretne.

Jakie są moje ślepe plamki? Czy jest we mnie coś, co żebrze, aby być usłyszanym? O co powinienem dziś prosić Jezusa? Co we mnie wymaga Jego uzdrowienia?