„Cud może być świetnym początkiem, ale też pułapką, jeśli zatrzymamy się tylko na nim, a nie na tym, do czego się odnosi. Cud jest błyszczący, świecący i spektakularny. Jest jak fajerwerk. Łatwo się nim zachwycić i na nim zafiksować. Dla wielu osób staje się drogą na skróty. Małżonkowie w kryzysie, zamiast zawalczyć o swoje życie czy pracować nad relacją, wolą się pomodlić, by Bóg załatwił to za nich. I niech się modlą gorliwie, ale bez zrzucania odpowiedzialności za to, co należy do nich” – mówi w wywiadzie dla „Zwierciadła” jezuita Piotr Kropisz SJ.
Wyjaśnia, że cud nie musi być spektakularny, może być bardzo prosty. Tylko wiara jest w stanie zobaczyć w codziennych wydarzeniach cud, a nie przypadek.
„Sądzę, że my wcale nie jesteśmy tak racjonalni, jak by się wydawało. Potrzebujemy rzeczy z innego porządku, jakiejś właśnie cudowności, niewytłumaczalności – dodaje o. Kropisz. Kiedy podsumowuję swój dzień podczas wieczornej modlitwy, to zaczynam od tego, co zalecał założyciel mojego zakonu Ignacy Loyola, od popatrzenia z wdzięcznością na dobro mijającego dnia.
Dziękuję wtedy za te wszystkie małe cuda, które się dziś zdarzyły. To ożywia człowieka.
My, jezuici, zachęcamy ludzi, by codziennie zauważali w swoim życiu takie niesamowite rzeczy, czasem spektakularne jak cuda medyczne, ale zazwyczaj zwykłe, wydawałoby się, zdarzenia, które sami interpretujemy jako cuda. Czyli doświadczam czegoś, co można by uznać za przypadek, ale serce podpowiada mi co innego. I wtedy pojawia się naturalna wdzięczność, więc też otwartość na to, żeby widzieć więcej dobra”.
Cały wywiad, zatytułowany „Nie szukam cudowności, ale ją dostrzegam, gdy przychodzi w codzienności” można przeczytać na stronie zwierciadlo.pl