Ojciec Federico Lombardi, jezuita i były rzecznik Watykanu, był blisko Benedykta XVI zarówno za jego pontyfikatu, jak i po jego rezygnacji. Kieruje Watykańską Fundacją Josepha Ratzingera-Benedykta XVI. Biuro prasowe Kurii Generalnej Towarzystwa Jezusowego zapytało go o to w czym jezuici powinni wspominać i za co być wdzięcznym niedawno zmarłemu papieżowi emerytowi.
Dokonałem czterech rozważań, które przedstawiają elementy dziedzictwa, jakie Benedykt XVI pozostawił jezuitom.
- Primo Deum. W Formule Instytutu Towarzystwa jest powiedziane, że każdy jezuita „będzie miał Boga (primo Deum) przed oczyma, dopóki żyje”. Ojciec Kolvenbach nieustannie nam o tym przypominał. Benedykt XVI zawsze powtarzał, że „w chwili obecnej prowadzenie człowieka do Boga jest najwyższym priorytetem Kościoła i Następcy Piotra… aby otworzyć ludziom dostęp do Boga, nie byle jakiego, ale do tego Boga którego oblicze rozpoznajemy w miłości do końca przeżywanej, w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym”. Jest to również dokładnie pierwsza z Preferencji Apostolskich potwierdzonych przez Towarzystwo od 2019 roku. Przez cały pontyfikat – a raczej przez całe życie – Józef Ratzinger-Benedykt XVI kierował się tą zasadą obok bardzo szczerej osobistej wiary.
- Aby pełnić tę służbę w świecie naznaczonym i przekształconym przez racjonalizm naukowy, wiara musi mieć odwagę i cierpliwość, by nieustannie szukać dialogu i debaty z rozumem. Nie możemy się bać debaty, nawet z „tymi, którzy są daleko”. Musimy być przekonani, że rozum i wiara potrzebują siebie nawzajem na drodze zbliżania się do prawdy i służenia jej. Potrzebują siebie nawzajem dla dobra ludzkości i stworzenia oraz dla rozwoju humanizmu, którego dziś potrzebujemy. Joseph Ratzinger był wzorem posługi kapłańskiej, przekonanym o znaczeniu i konieczności studium i refleksji, aby zachować „głębię”, o której zawsze mówił nasz były przełożony generalny, ojciec Nicolás.
- Papież Benedykt był przedmiotem sprzeciwu i krytyki, ale nigdy nie słyszałem, aby ktoś powiedział, że był człowiekiem, który szukał i kochał władzę. Nawet ci, którzy jeszcze go nie rozumieli, byli zdumieni i pod wrażeniem pokory zawartej w jego zrzeczeniu się papiestwa. Służba – „we wszystkim kochać i służyć” – była naprawdę jego postawą, nawet gdy zajmował jasne lub niepopularne stanowiska, za które wiedział, że musi cierpieć. I nigdy nie przedkładał swojego 'wizerunku’ nad prawdę o granicach i obecności zła w Kościele i w świecie. W tym przypominał mi innego generała Towarzystwa, ojca Arrupe, wybitnego mistrza ducha wielkodusznej i pokornej służby.
- W jednym z ostatnich przemówień papież Franciszek wspomniał o oczach Benedykta, mówiąc o „tych jego kontemplacyjnych oczach, które zawsze pokazuje”. Wnikliwie uchwycił aspekt, który uderzał tych, którzy znali Benedykta blisko: spojrzenie, z którego wyłaniało się jego „widzenie dalej, poza” – nie w wyjątkowych przypadkach, ale w zwykłym, codziennym życiu. My, jezuici, chcielibyśmy być „kontemplatykami w działaniu”, na wzór szkoły św. Ignacego. Benedykt z pewnością nim był, nawet gdy dźwigał najwyższe obowiązki.
Z tych powodów, między innymi, my, jezuici, możemy dziękować Bogu za dar i przykład, jaki dał nam za pośrednictwem papieża Benedykta, abyśmy odpowiedzieli na nasze powołanie w Towarzystwie Jezusowym.
Źródło: jesuits.global
Zdjęcie St. Peter’s Basilica: © Vatican Media