Do zrozumienia arcydzieła Rembrandta potrzebna jest znajomość Pisma świętego. Słowa Biblii, jak światło na obrazie, oświetlają postacie i pozwalają nam lepiej zrozumieć przedstawione wydarzenie, znaczenie obecnych tam symboli, losy bohaterów i zawarte w nim przesłanie. Słowa przypowieści pozwalają lepiej zrozumieć duchowe przeżycia ojca, zmagania młodszego syna i dramat jego brata.

Jest to druga część rozważań nad obrazem Rembrandta pt. „Powrót syna marnotrawnego”. Pierwsza część „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — OJCIEC”, jest dostępna pod adresem internetowym: https://jezuici.pl/2023/03/rembrandt-powrot-syna-marnotrawnego-ojciec/

Ojciec „miał dwóch synów” (Łk 15,11), starszego i młodszego.

Na obrazie młodszy syn klęczy, przytulając się do łona ojca, z twarzą odwrócona ku swojemu bratu. Ma twarz wyrażającą ból, cierpienie, żal i ukrytą nadzieję skruszonego serca. Zasłuchany w to, co teraz powie Ojciec, na próżno oczekuje nagany za to, że odszedł, za to, że roztrwonił, ale przede wszystkim, że zranił miłość ojca swoim odejściem. No właśnie! Odszedł, a nie uciekł.

Marnotrawny syn na obrazie Rembrandta nie patrzy w oczy brata, podobnie jak nie patrzy w oczy ojca. Jest bezbronny jak dziecko, które zraniło się i wraca w objęcia rodzica, aby ukoił jego ból i strach. Jego ozdobna, znoszona tunika ma widoczne duże rozdarcia na plecach, podtrzymuje ją zwykły powróz, a nie ozdobny pas zamożnego współdziedzica, mocno przyciskając do ciała jedyny element odzieży, który ma na sobie. Z jednej stopy spadł mu but. Ze zdziwieniem dostrzegamy, że buty musiały być założone na opak. Pomylił się, zakładając je i nie dostrzegł tego? Ciekawe, że ojciec też jest boso! Sandały są tak zniszczone, że zapewne nie ma znaczenia, który sandał, na którą nogę został założony. Do pasa ma przyczepioną pochwę od ozdobnego sztyletu noszonego dawniej jako znak godności i bogactwa, a teraz widać wystającą z niej rękojeść zwykłego pasterskiego noża.

Wyszedł z domu młody, bogaty, pewny siebie, szukając wolności, szczęścia i siebie. Powrócił biedny, postarzały, z twarzą i sercem porysowanym cierpieniem, wyzwolony z przekonania o własnej samowystarczalności.

Odejście i powrót syna marnotrawnego dokonały się na płaszczyźnie materialnej, duchowej i religijnej. Pouczające jest prześledzenie tej drogi, a zwłaszcza dotarcie do punktu, który Anglicy nazywają point of no return – miejsce, z którego nie ma powrotu. Na jego ślad natrafiamy w przypowieści opowiedzianej przez samego Pana Jezusa. Powrót zaczął się, gdy „wszedł w siebie/zastanowił się”, czyli zatrzymał się, wyciszył emocje i zaczął się zastanawiać, medytować. Wejście w siebie było modlitwą. W przypowieści pojawia się bowiem słowo „zgrzeszyłem przeciw Bogu i przeciw tobie”. Nie tylko przeciw ojcu, ale i Bogu (Ojcu Jezusa Chrystusa, który opowiada tę przypowieść). Grzech to rzeczywistość teologiczna, związana z Bogiem i nawróceniem. Gdzieś tam, w dalekiej krainie, na dnie swojej ludzkiej, materialnej, duchowej i religijnej biedy otworzyły mu się oczy i zobaczył wyciągniętą rękę ojca i własny dom w zupełnie nowym świetle. To wtedy zaczął się nowy etap w jego życiu — droga powrotna. Droga prowadząca od bycia „dla siebie” do „bycia z” Ojcem, z bratem, z bliźnimi. Patrzący na obraz widz, zostaje zaproszony do stania się uczestnikiem drugiego wejścia – tym razem „wejścia w głąb” miłosiernej miłości ojca. To nie ostatni akt jego drogi ku pełnej dojrzałości, której katalizatorem jest — ojciec. Nie ma już jednak dystansu, odległości w stosunku do ojca, jest za to bliskość, nowa zażyłość, czułość, poczucie bycia w domu, który nie jest już dłużej miejscem, które pragnie się opuścić. Gdy włączymy wyobraźnię i „zastosujemy” wszystkie zmysły to zobaczymy, usłyszymy, poczujemy jak wiele miłości, emocji i radości jest w przedstawionej scenie, o czym Jezus opowie w innym miejscu, posługując się obrazem pasterza i odnalezionej owcy.

Starszy syn fizycznie nie opuścił domu, ale duchowo jest nieobecny. W biblijnej przypowieści pojawia się jako ktoś, kto jest poza domem. Na obrazie stoi wśród obcych, a nie w gronie domowników. Jest tym, kto odmawia wejścia do domu. W jego wypowiedziach nie pojawia się słowo „dom”. Od domu i od ojca dzieli go dystans fizyczny i dystans niezrozumienia.

Starszy syn stoi poza kręgiem światła, w którego centrum wybrzmiewa radość ojca i młodszego syna, jego brata. Strumień światła, ten sam, który oświetla ojca i młodszego syna, pada na jego twarz i ręce, odbija się, ale światło jest jakby przytłumione.

Starszy syn stoi wyprostowany, nieporuszony, na progu domu, który jest dla niego warsztatem i miejscem znoju, nie przyjmuje tłumaczenia ojca, że wszystko jest jego, że jest ukochanym dzieckiem. Na sobie ma bogate szaty, płaszcz spięty szykowną klamrą, na nogach solidne buty (ojciec jest boso), a na głowie finezyjnie zawinięty turban. Nie wygląda na kogoś, komu ojciec czegokolwiek odmawiał ani na kogoś, kto pracował ciężko na polu. Ręce oparte na ozdobnej lasce są zaciśnięte, zamknięte. Ramiona przylegają ściśle do ciała. Jego twarz jest niewzruszona, spojrzenie surowe, oceniające, osądzające, „niewidzące”. Ma postawę zdystansowanego sędziego. Nie rozumie ojca i nie „widzi” brata. W Jezusowej przypowieści mówi o nim „twój syn”. Oskarża nie tylko brata, ale i ojca. Na obrazie, za jego plecami jest zarys roślinności, ogrodu i głowicy kolumny z jakąś dziwną nieludzką postacią. Może jest to nawiązanie do historii kuszenia Kaina. Wszyscy jesteśmy kuszeni do osądzania, wydawania wyroków na innych, nieprzebaczenia.

W Jezusowej przypowieści starszy syn pojawia się na scenie po raz pierwszy jako ktoś będący „w drodze”. Jego droga wcale nie wydaje się zapowiadać ani na łatwą, ani na krótszą. Jest to droga poznania, przebaczenia i pojednania i jak w przypadku jego młodszego brata od egoizmu do troski o innych a w konsekwencji do stania się — ojcem. Czy starczy mu odwagi, by ją przebyć, nie zatrzymując się i nie zamakając w bezpodstawnych pretensjach i żalu?

Widz kontemplujący obraz jest zaproszony do stanięcia obok ojca i młodszego syna albo przy starszym bracie. Czy jest możliwa jeszcze inna postawa? (cdn.)

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 3.03.2023