Synod o synodalności tak głęboko niezrozumiany w Polsce jest właśnie krokiem w kierunku Kościoła braci, a nie urzędów, tytułów i funkcji, które przecież są podporządkowane budowaniu braterstwa i wspólnoty. Opór jest duży, bo „światowość” zakorzeniła się głęboko w Kościele. Jednak powoli odchodzi, choć kosztem będą podziały, duży ból – pisze Dariusz Piórkowski SJ.
Jeden z ostatnich wpisów na swoim facebookowym profilu jezuita poświęcił krótkiej refleksji nad rzeczą na ogół pomijaną przy lekturze Dziejów Apostolskich. Oto, co napisał:
„W Jerozolimie apostołowie i starsi wraz z całym Kościołem postanowili wybrać”. „Apostołowie i starsi bracia przesyłają pozdrowienie braciom pogańskiego pochodzenia (…) Bywajcie zdrowi”. To jest niesamowite, że dopiero w XX wieku Papieże zaczęli mówić o synodalności Kościoła, a więc o współdecydowaniu i uważaniu siebie za braci w Kościele. Apostołowie i starsi postanowili „wraz z całym Kościołem”. Ciekawe rozróżnienie. Cały Kościół to ci, którzy nie pełnili urzędu apostoła i starszego. Czy to jakaś idealna wizja Kościoła? Czy tak rzeczywiście było? Patrząc na historię wydaje się, że to rzecz nieco utopijna. Do tego apostołowie i starsi nazywają siebie braćmi. Poganie są dla nich braćmi. Zaczynają list i kończą od czegoś głęboko ludzkiego, co robią także niechrześcijanie i niewierzący: pozdrawiają się, życzą sobie zdrowia.
I tu właśnie jest pies pogrzebany, bo w strukturze hierarchicznej zaburzonej przez stosunki feudalne, władzę postrzeganą politycznie, biskup-książę nie spoglądał na chłopów jak na braci. Chłop to chłop. Był jak poddany. Nie przeczytałem jeszcze listu episkopatu, gdzie biskupi podpisaliby „Wasi pasterze i bracia”, chociaż sam Jezus mówi „Wy wszyscy braćmi jesteście”. Uznanie siebie za brata, tak się chyba wydaje, ujęłoby coś z powagi urzędu. Aby „bracia” byli w centrum, trzeba by na nowo odkryć, że wszyscy otrzymują tego samego Ducha, że tym, co nas najgłębiej łączy jest chrzest, a nawet coś pierwotniejszego: człowieczeństwo. Apostołowie zaczynają od tego, co dotyczy każdego człowieka: od pozdrowienia, od „dzień dobry”.
Synod o synodalności tak głęboko niezrozumiany w Polsce jest właśnie krokiem w kierunku Kościoła braci, a nie urzędów, tytułów i funkcji, które przecież są podporządkowane budowaniu braterstwa i wspólnoty. Opór jest duży, bo „światowość” zakorzeniła się głęboko w Kościele. Bo nastąpiło upodobnienie do struktur świata, gdzie chłop był tylko chłopem, czyli poddanym, a świecki świeckim – bez święceń jak bez tytułu szlacheckiego, cóż może znaczyć? Ta „światowość” powoli odchodzi, choć kosztem będą podziały, duży ból. Śmierć tego, co nie współgra z Ewangelią nikomu się nie uśmiecha. Jest to zadziwiające, że bycie apostołem nie przeszkadzało być równocześnie bratem.
Bycie bratem dla drugiego to poczucie, że nasza najgłębsza tożsamość jest niezależna od bycia „Grekiem, Żydem, kobietą, mężczyzną, niewolnikiem, wolnym” , ale też profesorem, prezydentem, księdzem, biskupem, papieżem. Prawdziwa reforma Kościoła nastąpi wtedy, gdy przestaniemy się postrzegać tak jak dzieje się to w strukturach społecznych. Kościół nie jest ani monarchią, ani ustrojem feudalnym, ani demokracją. „Nie tak będzie między wami” – mówi Jezus. Teraz jesteśmy na etapie odkrywania, czym jest to „tak”, które jednak okazało się przejściowym eksperymentem. Zaczynamy powoli szukać, czym jest „nie tak”, czyli byciem bratem dla drugiego brata i siostry, niezależnie od funkcji kościelnych czy społecznych, jakie pełnimy.
Bycie bratem to kategoria rodzinna. Musimy więc na nowo odkryć, i to jest niesłychany paradoks, co to znaczy być najpierw człowiekiem w Kościele.
Dariusz Piórkowski SJ