Na kształt osobowości dorastającego Jezusa największy wpływ wywarli Jego ziemscy rodzice. By mógł rozwijać się harmonijnie, Bóg wybrał dla Niego doskonałą kobietę i doskonałego mężczyznę, najlepszą matkę i najlepszego ojca. „Maryja była najbardziej kochaną i najbardziej kochającą ze wszystkich małżonek. Maryja i Józef mogli kochać się wspaniałomyślnie i bez reszty, ponieważ byli zdolni do miłości nie znającej nawet cienia egoizmu. (…) Oddali Panu na własność wszystko, co posiadali: swą wolność, miłość, swe szczęście małżeńskie upodobania i słuszne przecież dążenia” (B. Martelet).

Życie w małżeństwie nigdy nie jest całkowicie wolne od konfliktów i problemów emocjonalnych. Małżonków różni przecież temperament, charakter, świat uczuciowy i duchowy. Istnieją różnice płci, wychowania, mentalności. Podobnie było w rodzinie nazaretańskiej. „Bóg niczego nie stwarza seryjnie, swych dzieci nie prowadzi tą samą drogą i nie narzuca im jednakowego tempa. Ale mimo tych różnic Maryję i Józefa łączyło powołanie: wypełnić to, czego Bóg od nich oczekiwał” (B. Martelet).

Miłość Maryi i Józefa naznaczona była milczeniem. „W Nazarecie nie widzimy Maryi plotkującej przy studni ani Józefa dyskutującego bez końca w synagodze nad znaczeniem świętych tekstów. Łatwo nam sobie wyobrazić Jezusa bawiącego się na placu i Maryję tańczącą w świąteczne wieczory. Trudno nam sobie jednak ich wyobrazić, jak dyskutują bez końca, kłócą się, ulegają zazdrości, rywalizują ze sobą, co zbyt często staje się udziałem naszego codziennego życia” (G. Blaquière).       Ewangeliści nie przytaczają żadnego dialogu, żadnej wymiany zdań między nimi. Maryja rozważa w sercu, a Józef działa bez słów. W ich milczeniu ukryta jest głębia i tajemnica. Nie przypomina ono „cichych dni” małżeńskich ani milczenia zakochanych, pełnych podziwu wobec siebie i żarliwości, lecz (nieraz) bezkrytycznych. Jest raczej przestrzenią, w której następuje wzajemne zrozumienie, zaufanie i może rozwijać się miłość. „Oboje przeżywają ciszę nie jako mur odgradzający od współmałżonka, lecz jako przestrzeń wyjątkową, jako czas poświęcony na spotkanie z Bogiem. Nie obawiają się szukać zrozumienia własnej tajemnicy i tajemnicy drugiej osoby w Bogu. Relacja z Bogiem, relacja, którą możemy określić rzadkim w słowniku małżeńskim słowem «modlitwa», jest fundamentem małżeńskiego zrozumienia” (A. Fumagalli).

Józef odegrał ważną rolę w wychowaniu Jezusa, który jak każdy hebrajski chłopiec, od piątego roku życia spędzał więcej czasu z ojcem niż z matką.  Pod Jego wzrokiem dojrzewał i wzrastał w mądrości i łasce. Józef przekazywał Mu swoje doświadczenie wiary, modlitwy, wiedzy i pracy. „Czy człowieczeństwo i religijność Józefa nie kształtowały człowieczeństwa i religijności Jezusa od pierwszych lat życia? Czy formy myślenia i widzenia świata, znamiona ludzkiej psychiki Józefa nie odcisnęły się trwale na życiu Jezusa?” – pyta w sposób retoryczny ks. Krzysztof Wons. Zapewne, i w znacznej mierze. Podobnie jak w sytuacji Maryi. Benedykt XVI komentuje: „Jako dziecko pochodzi nie tylko od Boga, lecz także od innych ludzi. Ukształtował się w łonie kobiety, od której otrzymał swoje ciało i swoją krew, swoje bicie serca, swoje gesty, swój język. Otrzymał życie z życia innego człowieka. Takie pochodzenie tego, co własne, od innych nie jest sprawą tylko biologii. Oznacza ono, że również formy myślenia i widzenia świata, znamiona swojej ludzkiej psychiki otrzymał Jezus od ludzi żyjących przed Nim i na koniec od swojej Matki”.

Józef jako opiekun i wychowawca dzielił się z przybranym Synem własnym doświadczeniem. „Uczył Go sobą. Uczył go, jak być zwykłym człowiekiem, uczył złotej sztuki milczenia, uczył słuchania Boga, który przemawia na świętych stronicach natchnionych Pism, uczył tej wiary w Boga, którą miał w sobie. Uczył, co znaczy być sprawiedliwym, uczył czułej miłości do Matki i tego, jak rezygnować z siebie. Nie musiał Mu tego wszystkiego mówić. Jezus tę miłość widział w swoim domu, oddychał miłością Józefa i Maryi, prostą i czystą. Józef uczył nade wszystko miłości do Boga, którą przedkładał nad wszystko inne. (…) Dorastający Jezus uczył się życia ukrytego również od niego. Patrząc na Józefa, poznawał również Ojca, bo Józef był Jego wiernym odbiciem” (K. Wons).

W Nazarecie Jezus przeżył śmierć swego Opiekuna. Na weselu w Kanie Galilejskiej nie ma o nim wzmianki. Wszystko wskazuje na to, że już nie żył. Apokryfy są bardziej wymowne. Według Legendy  o św. Józefie Cieśli Józef dożył stu jedenastu lat: „A śmierć przyszła na niego w sto jedenastym roku życia i ani jeden ząb nie był zepsuty w jego ustach, ani jego oczy nie były ociemniałe lecz jego zdolność widzenia była taka, jak małego dziecka. Nigdy nie był słaby, lecz pracował w zawodzie ciesielskim aż do dnia, gdy położył się złożony chorobą na którą miał umrzeć”. Długowieczność w czasach starotestamentalnych odczytywana była jako znak Bożego błogosławieństwa i świętości. W rzeczywistości Józef nie był jeszcze stary, ale gotów, by odejść do domu Ojca. Tradycja przyjmuje, że temu odejściu towarzyszyli najbliżsi: Maryja i Jezus. „Łatwo sobie wyobrazić ból Maryi. Józef był jej dobrym i wiernym towarzyszem, wsparciem w trudach życia i wiary, mężem, który ją kochał i szanował, umiejąc przyjąć rolę wyznaczoną mu przez wolę Pana. Był jej ukochanym małżonkiem, który wobec niej i jej syna reprezentował opatrznościowy autorytet Boga. (…)  Nie mniej musiał cierpieć Jezus. Dla Niego Józef był dobrym ojcem, który Go kochał i poświęcił Mu swoje życie” (G. Amorth).

Józef odszedł w milczeniu, podobnie jak żył. Dlaczego jednak Ewangeliści nie przekazali nam ani jednego słowa człowieka, który w Nazarecie, obok Maryi, był najbliższy Jezusowi? Wydaje się, że właściwą odpowiedzią jest intuicja Thomasa Keatinga: „Co mógłby on rzec? Bóg Ojciec powiedział tylko jedno Słowo, które było Jego odwiecznym Synem. Nie miał już nic więcej do powiedzenia. Czyż przybrany ojciec tego Syna mógł powiedzieć coś więcej? Sam Jezus jest wszystkim, co Józef mógłby nam zakomunikować”.

Maryja w Nazarecie była równie milcząca jak Józef. Święty Łukasz notuje, że „chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu” (Łk 2,51). Zaznacza również, że nie wszystko rozumiała, co było Jej udziałem. Mimo to nie odrzucała tych słów, lecz dawała im przestrzeń swego życia, pozwalała na ich realizację. „Maryja zachowywała w pamięci to wszystko, co przeżywała w Nazarecie, gdy dzień po dniu dojrzewała Jej wiara, gdy była zanurzona w codziennym życiu, z jego zajęciami, monotonią, radościami i ciężkimi doświadczeniami, od nowiu do nowiu, od szabatu, do szabatu. (…) Jej wiara nie jest bierna, a ufność i oddanie Bogu nie oznaczają rezygnacji. Wiara Maryi jest cierpliwa, nie wymusza poznania prawdy, pozostaje czujna, próbując szeroko otwartymi oczyma zgłębić tajemnicę, czekając cierpliwie, aż pełnia objawienia zostanie ukazana” (G. Blaquière).

Wspomnienia, które Maryja zachowywała w swoim sercu nie były jedynie nostalgiczne. Pamięć serca, którą tak mocno zaleca Biblia Izraelitom, dotyczy wspominania cudów i wielkich dzieł, jakich Bóg dokonał w ich życiu, po to, by wysławiać Jego dobroć, hojność i miłosierdzie i trwać w nieustannym dziękczynieniu. Maryja uwielbiała Boga za wielkie rzeczy, które uczynił Jej Wszechmocny (Łk 1,49). „Z całego serca i z radością musiała wyśpiewywać zwłaszcza Psalm 138!” (G. Blaquière).

Głównym powodem Jej radości a zarazem macierzyńskiej dumy był, oczywiście, Jezus. W czasie Jego publicznej działalności jedna z kobiet przysłuchujących się nauczaniu wyraziła swój podziw, komplementując i błogosławiąc Maryję: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11,27). „Jej słowa ukazują typowy sposób myślenia hebrajskiego i palestyńskiego. Jeżeli chce się wywyższyć syna, zaczyna się od matki. Szczęściem, chwałą matki są zrodzeni przez nią synowie, zwłaszcza jeśli dostąpili oni sławy. Błogosławieństwo dosięga matki, eksponując elementy kobiecego ciała, dzięki którym jest ona nosicielką życia, matką: łono, w którym nosi dziecko, i piersi, którymi je karmi” (M. Orsatti). Możemy się domyślać, że podobne komplementy słyszała Maryja w Nazarecie podczas wzrastania Jezusa. „Wówczas serce Maryi znów śpiewało Magnificat z jeszcze większą i pokorniejszą wdzięcznością, której towarzyszyła świadomość, że Jezus już nie należy do matki albo przynajmniej że już niedługo będzie ona mogła cieszyć się Jego obecnością” (G. Amorth).

Można powiedzieć, że serce Maryi było skarbcem, w którym gromadziła to, co najcenniejsze, jak również poddawała refleksji, medytacji, „kołysała”. Później, po zmartwychwstaniu Jezusa mogła dzielić się z Apostołami swymi przeżyciami i doświadczeniem.

Podsumujmy lata ukrytego życia Jezusa w Nazarecie refleksją Georgette Blaquière: „W sercu tajemnicy życia, w Nazarecie, stosunki rodzinne były pełne serdeczności. Było to życie w obecności Boga i ludzi, życie z ludźmi, a jednocześnie niepodobne do innych. Tak można streścić tajemnicę żywota Świętej Rodziny. Życie w obecności Boga i życie z Bogiem. (…) Nazaret jest miejscem doświadczenia zażyłości z niewidzialnym, bliskości nieba, ewangelicznej prostoty życia, życia z Bogiem, czyli świętości. (…) Nazaret jest ziemskim domem, miejscem, gdzie przebywa Trójca Święta, a my wszyscy jesteśmy wezwani, aby tam «zamieszkać», nie tylko po to, aby spotkać Boga, lecz aby z Nim stale przebywać w zawiłościach i mrokach wiary naszego codziennego życia”.

Pytania do refleksji:

  • Jak wspominasz dzieciństwo? Czy przypominasz sobie czułość, ciepło i miłość matki oraz pewność i bezpieczeństwo płynące od ojca?
  • Jaki jest twój ideał rodziny?
  • Co cię najbardziej fascynuje w rodzinie nazaretańskiej?
  • Jakie wartości chciałbyś przekazać swoim dzieciom, wychowankom?
  • Czy odnosisz się z szacunkiem do inności i specyfiki każdego człowieka?
  • Czy w twojej wspólnocie jest czas na milczenie i słuchanie?
  • Co przechowujesz w swoim sercu?

Czego możesz nauczyć się od Józefa i Maryi?