Jesteśmy w trakcie przygotowań do obchodów święta zmarłego młodo, polskiego jezuity, św. Stanisława Kostki, Patrona Polski i Patrona Młodzieży. Z tej okazji, a także w ramach pacta Stanislai* chciałbym uczcić jego pamięć, przypominając osoby i wydarzenia z Nim związane i przez Niego inspirowane.

Pierwsze wspomnienie dotyczy osoby śp. Wiktora Kaniewskiego SJ, mojego współbrata, którego widywałem często, gdy pracowałem w Warszawie. W czasie jednego ze spotkań pokazał mi małe zeszyciki i arkusze papieru pełne najprzeróżniejszych pieczęci i pieczątek. Zanim o tym napiszę więcej, oto kilka danych biograficznych zakonnika i kapłana, o którym warto pamiętać.

Ojciec Wiktor Kaniewski urodził się dnia 21 maja 1926 r. w miejscowości Stawki (wówczas k. Torunia), wstąpił do jezuitów 6 sierpnia 1953 r. w Kaliszu, święcenia kapłańskie przyjął 22 grudnia 1962 w Kielcach, zmarł 15 stycznia 2005 r. w Warszawie, w 79 roku życia, 52 powołania i 42 kapłaństwa. Jego młodzieńcze marzenia o podjęciu drogi życia zakonnego powstrzymała II wojna światowa, a potem potrzeba uzupełnienia wykształcenia. Pan Bóg upominał się o Wiktora w wieku dojrzałym, kiedy już miał 27 lat, wykorzystując przy tym przykład starszego kolegi, także jezuity, o. Zygmunta Nowickiego, z którym pracowali razem w Toruniu. Tu zapoznał się bliżej z sylwetką świętego Andrzeja Boboli i świętego Stanisława Kostki, którego będzie darzył szczególnym przywiązaniem przez całe życie. Jak podają świadkowie, w życiu o. Wiktora jest także wątek prześladowań za wiarę przez komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa włącznie z morderczymi przesłuchaniami i stosowaniem przemocy fizycznej.

Po ukończeniu studiów teologicznych, pomimo że o. Wiktor pragnął wyjechać na Madagaskar, aby tam służyć trędowatym, skierowano go na krótko do Kalisza, gdzie m.in. pomagał słynącemu z działalności charytatywnej śp. o. Józefowi Urpszy SJ**, opiekując się z nim licznymi chorymi w tym mieście. To spotkanie naznaczyło całe późniejsze życie Ojca Wiktora, albowiem od roku 1970, gdy zamieszkał w Kolegium Jezuitów w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej, do końca życia posługiwał chorym. Najpierw w Instytucie Hematologii przy ulicy Chocimskiej, a potem na stałe w szpitalu przy ul. Spartańskiej i w Domu Lekarza Seniora. Przez wszystkie te lata Ojciec Wiktor odwiedzał chorych także w ich domach, odprawiał Msze Święte przy ich łóżkach, udzielał sakramentów, spowiadał oraz niósł pociechę i otuchę w trudnych chwilach, angażując się w wolnym czasie w posługę duszpasterską przy Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli.

Ojciec Krzysztof Ołdakowski SJ, rektor Kolegium Jezuitów w Warszawie, gdzie o. Wiktor mieszkał, tak go wspomina: „Był człowiekiem bardzo skromnym, cichym i nienarzucającym się, dość tajemniczym, jakby nieobecnym, małomównym, czasami trudnym do zrozumienia, nawet jak używał mikrofonu. Za tą zewnętrzną otoczką nieśmiałości, pewnej czasami nieprzystępności, kryła się perła. Bliższe poznanie Go było bardzo ubogacające. Było ono możliwe, gdy uczyniło się wyraźny ruch w jego stronę. Myślę, że wciąż powinniśmy być bardziej uważni na skarby ukryte w innych; trzeba więcej troski wkładać w poznawanie ludzi, którzy żyją obok nas, a tak szybko odchodzą. Wielu ludzi przybliżał do Boga dobrocią swego serca, pogodą ducha i życzliwym uśmiechem. Myślę, że możemy uczyć się od Niego jak być bez rozgłosu dla innych. Bardzo charakterystycznym rysem życiowej drogi Ojca Wiktora było pielgrzymowanie”.

Tu wracam do wspomnianych wyżej książeczek, kartek i kolorowych pieczątek. Były one cenną pamiątką po odbytych pielgrzymkach. Na kartkach zeszycików i na arkuszach papieru z łacińskim tekstem potwierdzającym jego tożsamość, proboszczowie i gospodarze miejsc, gdzie się zatrzymywał, przystawiali okolicznościową pieczęć i składali swój podpis na potwierdzenie tego faktu.

„Ojciec Wiktor – jak dalej wspomina o. Ołdakowski – przeszedł kilkanaście tysięcy kilometrów, wędrując po różnych drogach Europy i Polski. Pierwszą podróż na własnych nogach odbył w 1975 roku w Jubileuszowym Roku Odkupienia. Wtedy to zdecydował się po raz pierwszy wyruszyć pielgrzymim szlakiem świętego Stanisława Kostki. Drogę z Dylingi do Rzymu pokonał pieszo. Często wracał na ten szlak w następnych latach, pokonując marszem drogę z Warszawy do Wiednia albo z Wiednia do Augsburga trasą przez – Mariazell – Altotting – Dachu – Augsburg. Przeżywał na szlakach swoich wędrówek wiele niecodziennych przygód, oddając się przy tym rozmaitym formom posługi duszpasterskiej. Zwieńczeniem pielgrzymki szlakiem świętego Stanisława Kostki była ostatnia podróż, jaką odbył w roku 2000. Wędrował wtedy z Rostkowa do Warszawy.

Ojciec Wiktor jako jedyny jezuita przeszedł nasz kontynent wzdłuż i wrzesz: zawędrował m.in. do Fryburga, Genewy, La Salette, Sofii, był na granicy z Turcją, pielgrzymował kilkakrotnie z Suwałk do Wilna oraz wzdłuż Dunaju. Przemierzył również szlak świętego Ignacego z Loyoli: był w Montserrat, Manresie i Barcelonie. Ojciec w czasie podróży oddawał się rozmaitym formom posługi duszpasterskiej”.

Jak niezwykłe było to pielgrzymowanie i sam pielgrzym opowiada Giuseppe Planelli na łamach Osservatore Romano (wydanie włoskie) w artykule Le scarpe di Padre Victor*** (Buty ojca Wiktora). Przytaczam ten artykuł prawie w całości, ponieważ jego autor cytuje cenne osobiste refleksje o. Wiktora – pielgrzyma.

Buty ojca Victora są teraz pełne kurzu. Jego proste ubranie, włosy i brwi też są pełne białego kurzu, który pokrywając go przezroczystą warstwą, sprawia, że wygląda niczym albinos. Wszędzie kurz. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, to buty, może dlatego, że wszystkie są bezkształtne, a na podeszwie niedyskretnie pojawia się arogancka powieka dziury ukazująca się w czasie marszu tam, gdzie tarcie jest największe.
Buty są dobrej marki, solidne, wykonane z myślą o trwałości, ale wciąż to są buty zaprojektowane w epoce, w której częściej jeździ się samochodem lub autobusem. Buty zrobiły, co mogły, próbując dostosować się do romantycznego ducha pielgrzyma, który wśród zmieniających się czasów wyruszył pieszo drogami wiodącymi z Niemiec do Rzymu.
Taki musiał być strój, twarz i buty świętego Stanisława Kostki, gdy czterysta lat temu przybył z Augusty do Rzymu w towarzystwie dwóch zakonników, aby spełnić swoje wielkie pragnienie: zostać członkiem Towarzystwa Jezusowego.
Ojciec Wiktor Kaniewski, jezuita, Polak jak św. Stanisław, pielgrzymuje jak On zza Alp pieszo, choć trochę starszy, bo 49-letni, ale z tym samym młodzieńczym i żywiołowym duchem podszytym nadzieją.

Święty Stanisław – mówi O. Wiktor – musiał być twardym, silnym, odważnym człowiekiem, skoro w tamtych czasach podróżował tak daleko, drogami pełnymi bandytów, w chłodach nocy, w skwarach południa, wśród niespodziewanych letnich ulew (bo on podróżuje także późnym latem). Portrety przedstawiają go w natchnionej, hieratycznej postawie, z rękami wzniesionymi ku niebu i z uśmiechem na twarzy bardziej anielskim niż ludzkim. Nie wygląda na kogoś, kto przeszedł pieszo tysiąc kilometrów.

Pełna wody fontanna na Placu św. Piotra musi nieodparcie przyciągać stojącego przede mną pielgrzyma swoim chłodem. Na jego twarzy można wyczytać czyste pragnienie wody, niby pragnienie rajskich rozkoszy, czerpanych długimi łykami, aby ugasić upał kilkudziesięciodniowej podróży, ale jak tu i teraz, na oczach wszystkich, także wobec prowadzącego wywiad, zanurzyć twarz w czystej chłodnej wodzie, a może nawet schłodzić stopy, które wyglądają, jakby właśnie wyszły z pieca?

Nie ma piękniejszej pielgrzymki – kontynuuje o. Wiktor. Każdy powinien przybyć do Rzymu w ten sposób. Powoli, nie spiesząc się, poświęcając cały miesiąc na podróż, szedłem, medytując na skraju dróg, celebrując jutrznię, gdy wschodziło słońce a nieszpory o zachodzie, chroniąc się przed burzą pod jakimś gankiem, prosząc o gościnę proboszczów wsi i miast, przez które przechodziłem, dla pewności pokazując zaświadczenie napisane po łacinie z pieczęcią przełożonego, że ten podróżnik nie jest włóczęgą, ale pielgrzymem Roku Świętego, że idzie w duchu pokuty, jak wielki święty Stanisław Kostka.

Wystarczy wydać trzydzieści tysięcy lirów, żeby kupić trochę owoców i coś do picia. Wszystko w wielkiej prostocie, skromnie. To pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego młodzi Polacy milcząco wybrali tego świętego na patrona swoich letnich wycieczek, a także oficjalnego patrona swoich studiów. Wyczuwają, że świętość znajduje się na końcu długiej drogi, którą w ten czy inny sposób wszyscy musimy pokonać…

Ojciec Wiktor przez chwilę stając przed cząstkowym celem swojej podróży, przed bazyliką watykańską, witającą go swoją poważną fasadą, biegnie myślami do ostatecznego celu swego życia. Widzę, jak nie może powstrzymać wzruszenia, jak wznosi ku niebu oczy oczarowane atmosferą miejsca, które obejmuje go świątecznym uściskiem.

Ojciec Wiktor pokryty białym kurzem, niemal przezroczysty, nawet nie zdaje sobie sprawy, że jako pielgrzym po śladach św. Stanisława Kostki nie ma tego szorstkiego wyglądu, o którym mówił, ale że, o dziwo, przyjął tę samą pozę, w jakiej nieznany malarz przedstawiał Świętego Stanisława, bezbłędnie wychwytując moment, w którym człowiek dzięki łasce Bożej przypomina anioła i zapomina o rozpalonych stopach i butach zdeptanych długą drogą. (tłumaczenie H.D.)

Na koniec jeszcze dwie informacje wszak obiecałem napisać o osobach i wydarzeniach związanych ze zbliżającym się świętem św. Stanisława Kostki.

Dnia 17 i 18 września Polskie Stowarzyszenie Teologów Duchowości organizuje ogólnopolskie sympozjum z okazji 350-rocznicy ogłoszenia św. Stanisława Kostki Patronem Polski. Sympozjum nosi tytuł „Do wyższych rzeczy zostałem stworzony”. Duchowość św. Stanisława Kostki (1550-1568). Odbędzie się ono w Ośrodku Charytatywno-Szkoleniowym Caritas Diecezji Płockiej im. bł. Abp. A. J. Nowowiejskiego w Popowie-Letnisku, Aleja Centralna 6, 07-203 Somianka. W czasie sesji naukowej głos zabiorą:
– dr hab. Wacław Królikowski SJ (Uniwersytet Ignatianum w Krakowie; Akademia Katolicka w Warszawie): „Sylwetka duchowa św. Stanisława Kostki na tle duchowości ignacjańskiej”.
– dr hab. Radosław Lolo (Akademia Piotrkowska, Piotrków Trybunalski; Akademia Finansów i Biznesu Vistula, Warszawa): „Kult św. Stanisława Kostki w czasach staropolskich”.
– ks. dr Janusz Cegłowski (emerytowany proboszcz parafii pw. św. Jana Kantego w Mławie, diecezja płocka): „Kult św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej w czasach współczesnych”.
– dr hab. Aleksander Posacki SJ: „Św. Stanisław Kostka – możliwy wzór dla polskiej młodzieży dziś?”

Zapewne z materiałami z sesji będzie się można zapoznać na łamach jednego z najbliższych numerów pisma „Ateneum Kapłańskie” lub „Duchowość w Polsce”. Więcej na ten temat na stronie: https://jezuici.pl/2019/11/pakt-ze-swietym-stanislawem/

W tym roku ukazała się powieść o św. Stanisławie Kostce autorstwa Justyny Sprutta, pt. Płomień. Powieść o świętym Stanisławie Kostce z ilustracjami Emilii Kalinowskiej, nakładem Wydawnictwa Kontrast (Warszawa 2024). Autorka językiem literackim usiłuje odtworzyć to, co się działo w życiu Stanisława Kostki „pomiędzy” chłodnymi danymi historycznymi, którymi dysponujemy. Warto po nią sięgnąć. Więcej na ten temat można znaleźć na stronie: https://jezuici.pl/2024/05/ukazala-sie-powiesc-o-sw-stanislawie-kostce/.

O. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 16.09.2024

*https://jezuici.pl/2019/11/pakt-ze-swietym-stanislawem/
** https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Urpsza
*** Dziękuję br. Ryszardowi Rączce SJ za zwrócenie uwagi na ten artykuł. H.D.

Na zdjęciach:
1. Ojciec Wiktor Kaniewski w czasie jednej z pielgrzymek. Zdjęcie z Archiwum własnego o. W. Kaniewskiego SJ. Archiwum Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego.
2. Zaświadczenie, że o. Wiktora jest jezuitą i pielgrzymem, z pieczęciami potwierdzającymi nawiedzenie miejsc, przez które przechodził. Archiwum własne.