Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna się od słów Piłata skierowanych do Jezusa. „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?” Trafniejszy według mnie przekład tłumaczy greckie słowa nie jako proste pytanie, lecz jako naigrywanie się z ubogiego wyglądu Chrystusa, a przynajmniej zdziwienie: Toś Ty jest Król żydowski? Nie wyglądasz jak król, lecz bardziej jak łachmyta.

Kim jesteś Panie Jezu?

Bogiem, człowiekiem, królem, czy skazańcem? Odpowiadasz Piłatowi: Tak, jestem Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie.

Jakimże królem jesteś? Zamiast korony, wieniec cierniowy masz na głowie. Nie chcieliśmy nigdy wodza, który wywiesza białą flagę i daje się przybić do krzyża. Raczej szukamy władcy, który uczyni nas wpływowymi i bogatymi. Boga, który będzie zamieniał kamienie w chleb i kazał naszym wrogom błagać na kolanach o litość. Takiego Boga szukamy, a nie biednego nauczyciela, którego dzieci obrzucają wyzwiskami.

Przez dwa tysiące lat nie zmieniliśmy się ani trochę. Trudno nam przyjąć Boga, który nie ma wdzięku ani blasku, który jest oszpecony, wzgardzony przez ludzi. Zepchnięty na margines społeczeństwa, zdeptany i oswojony z cierpieniem. Przechodzimy obok niego, jeśli nie obojętnie, to patrząc z litością. Któż chciałby wydać za niego swoją córkę lub powierzyć wychowanie swoich dzieci?

Kim jest dla ciebie Jezus z Nazaretu? „Nie znam człowieka” – odpowie Piotr tuż przed drogą krzyżową. Gdy Piłat go przedstawia tłumom: „Oto człowiek. Oto wasz król” – odwracamy głowy. Po co nam tego nieszczęśnika pokazuje?

Przez dwa tysiące lat nie zmieniliśmy się ani trochę. Chcemy widzieć Boga na tronie w koronie ze złota.

Kim jesteś Panie Jezu?

Jestem człowiekiem, którego nie zauważasz, który się dla ciebie nie liczy, któremu wczoraj powiedziałeś przykre słowo.

Panie Jezu, miej miłosierdzie dla nas i całego świata.

Ilustracja: James Tissot (1836–1902), Jezus przed Piłatem. Pierwsze przesłuchanie, Brooklyn Museum.