Woda zalała wszystko – domy, warsztaty, a nawet miejsca, które wcześniej wydawały się bezpieczne. „Usuwaliśmy błoto i szlam, wspieraliśmy mieszkańców, oferowaliśmy praktyczną pomoc. Po prostu byliśmy z tymi ludźmi, żeby nie czuli się osamotnieni w tym, co ich spotkało” .

Jezuici w Kłodzku, przy parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, od pierwszych chwil katastrofalnej powodzi, która nawiedziła miasto w dniach 14–15 września 2024 roku, aktywnie wspierali poszkodowanych. Poza zbiórką rzeczy pierwszej potrzeby, takich jak odzież, żywność, woda, środki higieniczne i chemia gospodarcza, prowadzono również akcję finansową. Na konto parafii wpłynęło ponad 2,2 mln złotych, z czego prawie 700 tysięcy udało się zebrać dzięki akcji Arka ratunkowa. Solidarni z poszkodowanymi, zorganizowanej przez Biuro Rozwoju Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego wraz z redakcją portalu jezuici.pl.  

 

Proboszcz

W mroźny jesienny poranek, kiedy Polska powitała pierwszy śnieg tej zimy, docieram do Kłodzka. Choć jestem tu po raz pierwszy, przez okno pociągu kojarzę ulice i place – widok miasta przypomina mi obrazy, które jeszcze dwa miesiące temu obiegły kraj, ukazując zniszczenia największej powodzi od 27 lat. Teraz wszystko wygląda inaczej – miasto powoli podnosi się po kataklizmie, trwają prace remontowe.

Na peronie wita mnie jezuita, o. Andrzej Migacz SJ, proboszcz parafii liczącej 8 tysięcy wiernych. To nasze pierwsze spotkanie na żywo. Wcześniej kontaktowaliśmy się telefonicznie, koordynując pomoc w ramach Arki ratunkowej. Na dzień 9 grudnia do inicjatywy dołączyło 683 darczyńców, a zebrana kwota wyniosła 662 653 złote. „To właśnie dzięki Arce ratunkowej udało się zgromadzić największą część wsparcia finansowego” – relacjonuje o. Migacz SJ.

Choć kościół parafialny nie ucierpiała w powodzi, znajduje się bowiem na wzgórzu, droga do niego wiedzie przez tereny, gdzie jeszcze niedawno woda sięgała dachów.

– Pomoc była możliwa dzięki pracy ponad 40 wolontariuszy, w tym członków Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Zajmowali się oni przyjmowaniem i wydawaniem darów, segregacją, a także organizacją pomocy finansowej. W pierwszych tygodniach przyjmowano także wolontariuszy z całej Polski, zapewniając im noclegi i wyżywienie. W sumie udzielono 130 noclegów, a wsparcie to przyciągnęło ludzi różnych wyznań, co podkreśliło ekumeniczny wymiar pomocy, – opowiada o. Andrzej SJ.

Zebrane środki przeznaczono na zakup ubrań, osuszaczy, powerbanków czy środków czystości. Wprowadzono również system wsparcia finansowego – do 2500 zł na zakup sprzętu AGD, mebli, opału czy materiałów budowlanych.

– Zależało nam, by poszkodowani sami wybierali potrzebne rzeczy. To bardziej odpowiada ich indywidualnym potrzebom, choć łatwiej byłoby nam zamówić 20 identycznych lodówek – wyjaśnia proboszcz.

Pomoc obejmowała mieszkańców nie tylko parafii, ale całej Kotliny Kłodzkiej. Beneficjenci byli weryfikowani na podstawie zaświadczeń od samorządów, a parafia pokrywała koszty zakupów na podstawie faktur. Do tej pory Wsparcie trafiło już do ponad 530 rodzin. Część mieszkańców nadal jednak nie może powrócić do swoich domów. Skala strat obejmuje także miejsca pracy, jak zalane sklepy czy warsztaty. To wywołało trudności finansowe zarówno u właścicieli, jak i pracowników.

Parafia planuje kontynuować pomoc w okresie zimowym, obejmując mieszkańców parafii wsparciem na pokrycie rachunków za energię. Program ten przewiduje dopłatę 200 zł miesięcznie przez pięć miesięcy, co ma odciążyć finansowo poszkodowanych.

– Całość działań była możliwa dzięki ofiarności darczyńców oraz zaangażowaniu wolontariuszy. Programy wsparcia zostały szczegółowo udokumentowane. Pragnęliśmy zapewnić transparentność i skuteczność działań, – podsumowuje o. Migacz SJ.

Po rozmowie ojciec sprawnie organizuje kilka spotkań na czas mojego krótkiego, 24-godzinnego pobytu i uprzedza, że ze względu na liczne obowiązki proboszcza do domu wraca nie wcześniej niż o 21:00.

 

Justyna

O pierwszej po południu szerokie, przestronne korytarze XVII-wiecznego domu zakonnego wypełnia dziecięcy śmiech, który wyraźnie kontrastuje z archaicznym, surowym otoczeniem. Czterdzieścioro dzieci z miejscowej Szkoły Społecznej, która ucierpiała w powodzi, bierze tutaj udział w zajęciach świetlicowych. Zrzucając plecaki na ławki wzdłuż ścian, gromadzą się w sali specjalnie dostosowanej do ich potrzeb.

Justyna Raj, nauczycielka z Zespołu Szkół Społecznych w Kłodzku, opisuje sytuację, która nastąpiła po zalaniu świetlicy:

– Woda zalała ją całkowicie, niszcząc wszystkie zabawki i materiały. Obecnie dzieci z klas 1-3 korzystają z pomieszczeń udostępnionych przez ojców jezuitów, gdzie mają zapewnione materiały plastyczne, gry, książki i inne atrakcje. Początkowy niepokój dzieci szybko ustąpił, a dzięki wsparciu księży czują się tu komfortowo. W szkole trwają prace remontowe, jednak świetlica zostanie odnowiona dopiero po wakacjach, ponieważ znajdowała się w przyziemiu i była dłużej zalana. Remont szkoły zaplanowano na początek przyszłego roku, ale wilgoć sprawia, że będzie to możliwe najwcześniej po feriach.

 

Mieczysław

„Pan Mietek – to solidna firma” – z taką rekomendacją od ks. proboszcza, czuję się więcej niż przygotowana na spotkanie z panem Mieczysławem Kowalczem, byłym nauczycielem i obecnie emerytem. Wysoki, szczupły mężczyzna o przenikliwej inteligencji, nienagannej polszczyźnie i wyraźnej dykcji od razu robi dobre wrażenie. Przez cały czas funkcjonowania punktu pomocy był de facto prawą ręką o. Andrzeja. Jego klarowny, logiczny umysł harmonijnie łączy się z ciepłym uśmiechem i subtelną wrażliwością na drugiego człowieka.

– To kolejna powódź, która stała się moim udziałem i doświadczeniem, – rozpoczyna pan Mieczysław. – Wszystko zaczęło się w piątek, 13 września, a kulminacja miała miejsce w niedzielę, 15 września. W Kłodzku odbywał się wtedy koncert, ale już przed jego rozpoczęciem i zaraz po nim padało tak intensywnie, że w gronie znajomych przeczuwaliśmy, że coś jest nie w porządku.

– Po koncercie poszliśmy nad rzekę. Deszcz lał nieprzerwanie, a rzeka zaczynała wzbierać. W sobotę poziom wody wciąż rósł. W niedzielę sytuacja stała się naprawdę niepokojąca. Moje doświadczenie z powodzi z 1997 roku pozwalało mi lepiej ocenić zagrożenie. Około godziny jedenastej woda w Kłodzku osiągnęła taki poziom, że wiedzieliśmy, iż mamy do czynienia z powodzią… Ale woda tym razem zachowywała się inaczej – w sposób dziwny i nieprzewidywalny. Nie jestem ekspertem, ale płynęła z nieoczekiwanych stron, zawracała, tworzyła wiry, zmieniała kierunek, uderzała w miejsca, które w 1997 roku nie były w ogóle zagrożone.

– Razem z księdzem proboszczem dostarczaliśmy wtedy powerbanki siostrom zakonnym, bo prąd został wyłączony. – Pan Mieczysław kontynuuje swoją opowieść, – To właśnie wtedy powiedzieliśmy sobie: „Zorganizujemy natychmiast punkt pomocy”.

Działalność punktu pomocy szybko przyniosła wymierne rezultaty. – Myślę, że udało nam się przyczynić do uratowania kilku małych przedsiębiorstw – mówi z dumą. – Mam tu na myśli między innymi warzywniak przy moście św. Jana od strony Wyspy Piasek, prowadzony przez panią, która nie wiedziała, jak dziękować. Pomoc dotarła także do dwóch sklepów RTV i AGD przy ulicy Malczewskiego, które również ucierpiały w wyniku powodzi. Właściciele tych sklepów, kiedy dowiedzieli się, że mogą otrzymać wsparcie, powiedzieli: „Wysyłajcie do nas ludzi, żebyśmy mogli zamówić im towary, by ktoś nas wspierał w praktyce”. Zostawili swoje ulotki, a część powodzian, którzy mieli możliwość zakupu sprzętu do 2500 zł, rzeczywiście skorzystała z ich oferty.

 

Siostra

– Jak mam siostrę przedstawić? – pytam.

– Siostra Damiana – i wszyscy będą wiedzieć, że to ja.

Siostra, z którą się spotykam, jest jedyną Damianą w Zgromadzeniu. Siostry św. Dominika kierują się zasadą, że w Zgromadzeniu, przynajmniej na terenie jednego kraju, imiona sióstr nie mogą się powtarzać. Zanim włączam dyktafon, siadamy przy kuchennym stole z filiżanką gorącej herbaty i talerzykiem kolorowych ciasteczek.

– Zakasałyśmy rękawy i poszłyśmy pomagać – wspomina siostra Damiana. – Usuwałyśmy błoto i szlam, wspierałyśmy mieszkańców, oferowałyśmy praktyczną pomoc. Po prostu byłyśmy z tymi ludźmi, żeby nie czuli się osamotnieni w tym, co ich spotkało.

– Ojciec proboszcz podchodził do każdej sytuacji z otwartym sercem – dodaje. – Rozpatrywał indywidualne potrzeby i działał na ich rzecz. Na przykład zdecydowano o przyznaniu rocznego stypendium dla pewnego studenta, którego rodzice stracili pracę w wyniku powodzi. Ojciec Andrzej nie chciał, by musiał przerywać studia…

 

Teresa

Dom pani Teresy położony jest niedaleko kaplicy św. Ignacego Loyoli, tuż nad brzegiem Nysy. Nasza wizyta z o. Mirosławem Jajkiem SJ ze wspólnoty jezuitów w Kłodzku, zastaje ją podczas karmienia kur. Z pewnym zakłopotaniem odmawia podania ręki, trzymając w dłoniach pełną garść paszy dla drobiu. Śmiejemy się z tej zabawnej sytuacji i zaczynamy rozmowę.

Pani Teresa urodziła się w 1946 roku, kiedy jej rodzice wracali z zesłania na Syberii. Mama była Polką, tata – Ukraińcem. Nuci kilka ukraińskich piosenek, które pamięta z dzieciństwa, dzięki ojcu. Po chwili, z lekkim smutkiem, wspomina, że marzy o zakupie jeszcze jednej kozy. Ojciec Mirek z zainteresowaniem pyta, czy planuje powiększyć gospodarstwo.

Pani Teresa zaprasza nas do domu, w którym przez 30 lat mieszkała ze swoją rodziną. Tynk na ścianach przetrwał jedynie pod sufitem – tam, gdzie nie sięgnęła woda. Ściany odsłaniają czerwone ceglane żebra. Dotykam jednej z cegieł – wciąż jest wilgotna.

Pani Teresa pokazuje swoją „kozę” – piec opalany drewnem, który ma nadzieję wykorzystać do osuszenia wnętrza przed nadejściem zimowych mrozów.

Na szczęście rodzina zdążyła wcześniej zbudować dom na wyższym terenie, którego powódź prawie nie dotknęła. Tutaj, przy filiżance aromatycznej kawy, kontynuujemy rozmowę, a pani Teresa z wdzięcznością wspomina żołnierzy, wolontariuszy i jezuitów, którzy pomogli jej w tym trudnym czasie.

 

Pożegnanie

Parafia wyraża wdzięczność darczyńcom w różnorodny sposób, podkreślając zarówno duchowy, jak i symboliczny wymiar podziękowań. Ofiarodawcy otrzymują kartki oraz książeczki poświęcone fundatorowi kościoła, arcybiskupowi Arnoštowi z Pardubic. W ich intencji, a także za osoby poszkodowane, regularnie odbywają się modlitwy. Ukoronowaniem wyrazów wdzięczności była uroczysta Msza święta, która została odprawiona 1 grudnia w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Modlitwy były zanoszone za wstawiennictwem św. Franciszka Ksawerego, patrona miasta i ziemi kłodzkiej.

Pomoc nadal będzie potrzebna przez długi czas, ponieważ odbudowa po zniszczeniach, zarówno domów, jak i miejsc pracy, jest procesem długotrwałym. Parafia koncentruje swoje działania na pomocy osobom w najtrudniejszej sytuacji, zaznaczając jednocześnie, że wiele problemów dopiero się ujawni. Wyzwaniem pozostaje długofalowe wsparcie i gotowość do reagowania na nowe potrzeby, które mogą pojawić się w miarę postępu odbudowy.

Tekst i zdjęcia: Olena Tkaczuk