Jak katolik powinien głosować, by pozostać wierny swojemu sumieniu i nauczaniu Kościoła? Nota o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym przypomina, że sumienie wymaga formacji i refleksji — nie emocji i uproszczeń. O tym, czym jest chrześcijańskie sumienie i jak nim się kierować, pisze o. Dariusz Piórkowski SJ.

Zajrzałem do „Noty o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym” napisanej w 2002 roku przez ówczesnego prefekta Kongregacji ds Wiary Josepha Ratzingera i podpisanej przez Jana Pawła II.

Wiele razy Nota odwołuje się do sumienia każdego człowieka, ale też używa terminu „chrześcijańskie sumienie”. Czym się różni „chrześcijańskie sumienie” od sumienia każdego człowieka? Co do istoty niczym. Natomiast jego „chrześcijańskość” polega na tym, że wierzący w swojej refleksji etycznej bierze pod uwagę wskazania Ewangelii i aktualnego nauczania Kościoła.

Odnośnie do  udziału katolików w wyborach czytamy tam  m.in:

W tym kontekście trzeba koniecznie dodać, że właściwie ukształtowane sumienie chrześcijańskie nie pozwala nikomu przyczyniać się przez oddanie głosu do realizacji programu politycznego lub konkretnej ustawy, które podważają podstawowe zasady wiary i moralności przez propozycje alternatywne wobec tych zasad lub z nimi sprzeczne. Jako że wiara stanowi niepodzielną jedność, jest logiczne, że skupianie się wyłącznie na jednej z zasad wiary, przyniosłoby szkodę całości katolickiego nauczania. Uwzględnianie w działalności politycznej jednego wybranego aspektu nauki społecznej Kościoła nie wystarcza, aby wywiązać się w pełni z odpowiedzialności za dobro wspólne.

Dwie rzeczy tutaj uderzają. Po pierwsze, nota mówi o kształtowaniu sumienia. Na czym to polega? Powiedziałbym, że z jednej strony chodzi o stałą formację wrażliwości moralnej przez kontakt ze Słowem Bożym, poszerzanie wiedzy, znajomość nauczania Kościoła, refleksja nad doświadczeniem itd.

Ale jest też drugie znaczenie formowania sumienia, mianowicie, chodzi o podjęcie podobnego wysiłku w konkretnej sytuacji, która wymusza na mnie podjęcie określonej decyzji. Gdy dotyczy to wyborów, nie tylko korzystam z „ogólnego” zasobu mojego sumienia, ale muszę też poszukać konkretnej wiedzy dotyczącej kandydatów, wziąć pod uwagę różne okoliczności, zbadać to, co mówią, jaki mają program polityczny. Tego nie mam w „ogólnym” zasobie, ponieważ co wybory sytuacja może być zupełnie inna. Więc formacja sumienia oznacza tutaj refleksję, która wymagana jest przed podjęciem konkretnej decyzji, a nie uleganie emocjom, bo nie zawsze kierują nas we właściwą stronę.

Druga rzecz, nota przestrzega, że w tym kształtowaniu sumienia, gdy stoję przed wyborem odpowiedniego kandydata, nie mogę brać pod uwagę tylko jednej zasady wiary czy moralności, ale „podstawowe zasady wiary i moralności”. Nie można brać jako kryterium np. tylko aborcji, jakby w niej wyczerpywała się cała wiara i moralność. Albo stosunku kandydata do podatków. Albo rodziny. Trzeba brać pod uwagę wszystko.

Nota wspomina nie tylko aborcję i eutanazję, ale też inne ważne sprawy: ochronę rodziny, opiekę nad nieletnimi – przeciwdziałanie narkomanii, prostytucji, wykorzystywaniu dzieci i młodzieży. Wspomina też o wolności religijnej, o rozwoju gospodarczym sprzyjającym dobru wspólnemu, o budowaniu pokoju itd.

Problem polega na tym, że często w przestrzeni publicznej za dużo jest impulsywności w decyzjach. Kampania nie jest nakierowana na spokojne przemyślenie, refleksję, lecz głównie budzi emocje, często skrajne, każe działać według zasady bodziec-reakcja. Pierwsza rzecz, którą chrześcijanin powinien podjąć w swoim sumieniu to właśnie zdystansować się od impulsywnych emocji, oprzeć się najpierw na refleksji.

Prawda jest taka, że nigdy nie ma takiego kandydata, który spełniałby wszystkie kryteria. Nie ma takiego, który gwarantowałby spełnienie wszystkich „podstawowych zasad wiary i moralności”. Może się do nich bardziej lub mniej zbliżać.

I właśnie od tego jest sumienie poszczególnego wierzącego. To on musi dokonać tego wyboru, nawet jeśli dla kogoś z boku będzie się to wydawać błędny wybór. Jeśli wierzący dołoży wszelkich starań, poświęci czas i poważnie podejdzie do sprawy, biorąc pod uwagę tak wiele kryteriów, musi iść za tym, co dyktuje mu rozum oświecony wiarą.

Papież Leon XIV w przemówieniu do członków Fundacji Centesimus Annus pro Pontifice krytycznie wypowiedział się o indoktrynacji, która „jest niemoralna, uniemożliwia krytyczną ocenę, narusza świętą wolność własnego sumienia – nawet jeśli jest ono błędne – i zamyka na nowe refleksje, ponieważ odrzuca ruch, zmianę lub ewolucję idei w obliczu nowych problemów”

Posługiwanie się sumieniem zakłada także to, że człowiek popełni błąd. Odbieranie prawa do pójścia za głosem sumienia, nawet jeśli będzie ono błędem, jest przeciwne godności człowieka. A dyktowaniu mu, co i kogo dokładnie wybrać, pozbawia go odpowiedzialności za swoje życie i wybory i jest formą indoktrynacji.

Zresztą, wspomniana Nota zauważa, że „Urząd Nauczycielski Kościoła nie zamierza sprawować władzy politycznej ani odbierać katolikom prawa do wolności opinii w konkretnych sprawach. Pragnie natomiast — zgodnie z właściwą sobie misją — kształtować i oświecać sumienia wiernych”

Gdyby to Urząd Nauczycielski miał decydować za wierzących, nie byłoby mowy o sumieniu. A jednak o nim mówi. I może być tak, że osoby wierzące w swoim sumieniu mogą dojść do różnych rozstrzygnięć. I tę odmienność musimy uszanować, nawet jeśli nam się wydaje błędna. Nie znamy bowiem serca człowieka, który dokonał wyboru.