1. Przypowieść o dziesięciu pannach rozgrywa się w ramach zaślubin, znanych słuchaczom Jezusa. Małżeństwo zawierano wówczas w dwu etapach. Najpierw dokonywało się ustalenie sumy, jaką miał otrzymać ojciec panny młodej od przyszłego zięcia. Gdy transakcja dobiegła końca, następował akt publiczno-prawny, którym były zaręczyny. Młodzi uchodzili już za oblubieńców, ale nie mieli jeszcze możliwości wspólnego zamieszkiwania. Dopiero po upływie mniej więcej roku odbywało się właściwe wesele, jakie znamy z opisu cudu w Kanie Galilejskiej. Rozpoczynało się zabraniem panny młodej z domu ojca i wprowadzeniem do domu męża, gdzie miała się odbyć uczta. Wprowadzenie miało charakter uroczysty, można powiedzieć procesyjny: pan młody przybywał do domu panny młodej w towarzystwie drużbów i zabierał ją w otoczeniu druhen, które oświetlały orszak niesionymi w dłoniach lampami oliwnymi.

Niestety, pan młody nieco się opóźnia. W tradycji żydowskiej należało to do dobrego tonu. Spóźnienie miało powodować, aby oczekiwanie było jeszcze żywsze, miało wyzwalać większą tęsknotę, jak to zwykle bywa w przypadku zakochanych, którzy są rozdzieleni. Opóźnienie musiało być jednak dosyć duże, skoro druhny ogarnęło zmęczenie i popadły w błogi sen. Oblubieniec przybywa dopiero o północy i wyrywa ze snu wszystkie panny, zarówno mądre, jak i głupie.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że przypowieść mówi o czuwaniu: w czasie wesela nie ma miejsca na spanie, trzeba się pilnować, by nie zamknięto przed nami drzwi do sali godowej. G. Ravasi zauważa, że sen wskazuje na duchową ociężałość, chłód, bezczynność; człowiek wyłącza się z kręgu relacji ludzkich i przypomina zwłoki. Natomiast stan czuwania wskazuje na gotowość, napięcie, czynną miłość i rozumienie sytuacji.

Życie chrześcijanina często ujmuje się jako zbudzenie ze snu, zwrócenie się ku zbawieniu, gotowość na przyjście Jezusa. Święty Paweł w Liście do Rzymian bardzo wyraźnie wskazuje konieczność przebudzenia ze snu: A zwłaszcza rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła (Rz 13, 11 – 12). Wezwanie do przebudzenia Apostoł narodów łączy z koniecznością spełniania uczynków miłości wobec bliźnich: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością (Rz 13, 8). Człowiek przebudzony, to ten, który gotowy jest świadczyć dobro bliźniemu.

C. G. Jung stwierdza, że ten, kto patrzy na zewnątrz, śni, zaś ten, kto spogląda do wewnątrz, budzi się. Ten, kto spogląda jedynie na zewnątrz, żyje w świecie marzeń. Planuje, lecz nie spostrzega tego, co właściwe. Obudzenie się oznacza natomiast spoglądanie w głąb siebie, w głąb duszy. Do wewnątrz patrzą ludzie, którzy zwracają uwagę na ciche impulsy, jakie pobrzmiewają w ich sercach, a kiedy tylko się uciszą, w milczeniu słuchają tego, co chce im powiedzieć ich serce (A. Grün).

Wielu z nas prowadzi dzisiaj życie bardzo zabiegane. Terminy, zadania do wykonania, nieustanny brak czasu powodują, że brakuje czasu na refleksję, chwilę ciszy, spojrzenie w głąb swej duszy. Zajmujemy się tysiącem rzeczy, ale nie potrafimy skupić się na własnym wnętrzu. Mimo wielu zajęć i ciągłej ruchliwości jesteśmy wówczas ludźmi, którzy tkwią w głębokim letargu duchowym. Brak nam harmonii, równowagi, rozumienia sytuacji, odkrywania tego, co najważniejsze. Jesteśmy jakby nieobecni duchem, patrzymy tylko na zewnątrz. Tymczasem tylko człowiek, który nie śpi, który jest przebudzony może kształtować swoje życie.

  • Jak rozumiem wezwanie do przebudzenia duchowego?
  • Jak często zaglądam w głąb swojej duszy?
  • Czy umiem słuchać podszeptów serca?
  • Czy nie żyję w letargu duchowym?
  • Czy łączę przebudzenie z czynną miłością bliźniego?

2. Przypowieściowe panny podzielone zostały na rozsądne i nierozsądne, albo bardziej dosadnie, na mądre i głupie. Temat mądrości i głupoty jest głównym motywem ksiąg dydaktycznych Starego Testamentu, które dokonują wyraźnego rozróżnienia: mądry jest człowiek, który jest posłuszny Prawu Bożemu, zaś głupi ten, kto kieruje się krótkowzroczną chęcią życia po swojemu, nie zważając na Boże przykazania.

Jezus stosuje podobny podział w końcowej części Kazania na górze. Opowiada przypowieść o dwu budowniczych. Roztropny buduje na skale, co oznacza, że słucha słów Jezusa i je wypełnia. Nierozsądny swoją budowlę stawia na piasku, bo nie wypełnia słów Jezusa, które wcześniej usłyszał (por. Mt 7, 24 – 27).

Roztropne panny zostały uznane za gotowe, dlatego weszły na ucztę weselną, natomiast drzwi zamknięto przed nosem tych, które nie były gotowe. Te panny nazywa się głupimi. Oblubieniec nie przyznaje się do nich: Zaprawdę powiadam wam, nie znam was. Jezus wielokrotnie przestrzegał swoich słuchaczy przed niebezpieczeństwem głupoty, a więc poleganiem na sobie, dopuszczaniem się nieprawości. Dla nich bramy królestwa są zamknięte. Nie wystarczy bowiem mieć znajomości w niebie, ale trzeba  spełniać wolę Ojca, który jest w niebie. Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7, 21 – 23). Na innym miejscu Jezus jeszcze raz dobitnie podkreśla, że nie liczy się to, czy jesteśmy Jego znajomymi, ale pełnienie uczynków sprawiedliwości: Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”; lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości!” (Łk 13, 25 – 27). Nie można oczekiwać, że Jezus nas rozpozna, jeśli nie zależy nam na tym, aby poznać Jego przesłanie, jeśli nie wcielamy w życie Jego słowa.

Współcześni chrześcijanie często posługują się logiką głupich panien, którym zabrakło oliwy i proszą o pomoc panny roztropne: użyczcie nam oliwy, bo nasze lampy gasną. Wielu ludzi nie dba o swój rozwój duchowy, nie przejmują się Bogiem i życiem wiecznym. Odkładają sprawy religijne na później. Zostawiają troskę o zdobycie królestwa swoim bliskim: matce, małżonkowi, księżom czy zakonnicom. Wydaje im się, że w odpowiednim momencie będą mogli przyłączyć się do orszaku weselnego i przekonać Boga, że ich znajomi wymodlili dla nich dobre miejsce na uczcie w niebie. Tymczasem do nieba nie można trafić „na doczepkę”. Każdy człowiek sam musi dokonywać wyborów, sam troszczyć się o zbawienie. Każdy jest niezastąpionym bohaterem własnych dziejów, każdy sam odpowiada za swoje wybory. Każdy musi znaleźć swoją własną odpowiedź na wezwanie Chrystusa (A. Pronzato).

  • Czy jestem gotowy na przyjście Pana?
  • Do jakiej kategorii panien mogę się zaliczyć?
  • Czy umiem rozeznawać wolę Bożą i wypełniać ją w życiu?
  • Czy znalazłem już własną drogę do Chrystusa?
  • Czy dopuszczam się nieprawości i niesprawiedliwości?
  • Czy nie zaniedbuję troski o własne zbawienie?

3. Najważniejszym przesłaniem przypowieści jest wezwanie do odkrywania tożsamości chrześcijanina. Tożsamość przypowieściowych panien odkrywa się w relacji do Oblubieńca. Są druhnami. Ich zadanie polega na wychodzeniu na spotkanie orszaku młodzieńców prowadzących pana młodego. Tożsamość chrześcijanina objawia się w relacji do Chrystusa. Chrześcijanie (christianoi) to ludzie głęboko związani z Chrystusem, to ludzie nieustannie wychodzący na spotkanie Pana. Święty Ignacy Loyola w swojej fundamentalnej zasadzie życia podkreśla, że człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył (ĆD 23). Chrześcijanin jest więc człowiekiem, który służy Chrystusowi, który odnajduje swoją tożsamość w służbie Chrystusowi.

Głupie panny nie tylko nie potrafiły wypełnić swojej roli, jako druhny, ale jeszcze próbują odwrócić role, zmienić swoją tożsamość i tożsamość oblubieńca. Wyrazem tego jest ich prośba: Panie, panie, otwórz nam! Oznacza to, że Oblubieniec ma stać się służącym głupich panien, ma im usługiwać, otwierać dla nich drzwi, tymczasem jego tożsamość polega na byciu panem, któremu należy służyć.

Wielu chrześcijan próbuje dzisiaj żyć w ten sposób. Odwracają role, stawiając Boga w roli służącego: Bóg ma być do usług człowieka. Wielu ludzi chce odgrywać dzisiaj rolę Boga, decydować za Niego, ustalać prawa i zasady życia, oceniać według swoich kryteriów. Bóg jest im potrzebny jedynie do spełniania egoistycznych zachcianek, a gdy wypełni, co do niego należy, powinien stać za drzwiami i czekać na kolejne wezwanie. Oto największa głupota człowieka: pragnienie bycia kimś innym, zajęcia miejsca innego, a w zasadzie Innego, Boga.

Chrześcijanin definiuje siebie w odniesieniu do Chrystusa. Odnajduje swoją tożsamość w spotkaniu z Nim. Pierwsi mnisi uważali, że warunkiem spotkania z Bogiem jest spotkanie samego siebie i poznanie własnego ja. Ten kto nie poznaje siebie, projektuje podświadomie na Boga swoje pragnienia, tęsknoty i wyparte potrzeby. Taki człowiek ubóstwia obrazy własnego ja i nie dotyka istoty prawdziwego Boga. Żyje w iluzji. Sam staje się bogiem. Kto zna siebie, zna także swoje miejsce w relacji do Boga.

Głupota panien polega również na tym, że same chcą decydować o spotkaniu z panem młodym. Są gotowe na spotkanie wtedy, gdy im pasuje, a nie wtedy, gdy nadchodzi pan młody. Kierują się fałszywym założeniem, że to one określają porządek akcji. Tymczasem o tym decyduje oblubieniec, gdyż on jest bohaterem uczty weselnej. Chwila jego przybycia zależy wyłącznie od niego, a nie od tych, którzy wychodzą mu na spotkanie. Nie wszystkie panny wzięły to pod uwagę. Ich błąd polega ostatecznie na tym, że nie oczekiwały oblubieńca, jako tego, który przyjdzie, sądząc, że to one mogą decydować o czasie jego nadejścia. Wydaje im się, że wiedzą kiedy oblubieniec przyjdzie: są gotowe wówczas, gdy według nich powinien przybyć, ale nie są gotowe wtedy, gdy rzeczywiście przybywa (H. Weder).

W spotkaniu z Bogiem niejednokrotnie próbujemy wyznaczyć Bogu czas, który wydaje nam się odpowiedni na spotkanie. Ogłaszamy Bogu swoją gotowość. Dopasowujemy Boga do swojego terminarza. Decydujemy, o której ma przyjść i kiedy powinien już sobie odejść. Tymczasem inicjatywa przyjścia zawsze jest po stronie Boga. Bóg lubi zaskakiwać, nie działa według schematu, a jego kalendarz różni się znacznie od naszego.

  • Jak rozumiem moją tożsamość, jako chrześcijanina?
  • Czy znam swoje miejsce w relacji z Bogiem?
  • Czy staram się poznawać siebie?
  • Czy nie pragnę stawać się Bogiem?
  • Czy umiem czekać w gotowości na przyjście Pana?

Krzysztof Biel SJ/fot. Stock